Niedziela, 2 kwietnia 2017
Imielity Ług od d... strony
Wycieczka z zeszłej niedzieli.
Po sobocie i długiej jeździe nie bardzo chciało mi się wsiadać na rower, ale po południu się przełamałem i postanowiłem jechać do rezerwatu Imielty Ług. A jako, że byłem tam stosunkowo niedawno temu (w Sylwestra), postanawiam podjechać od d... (drugiej) strony. Już tam oczywiście byłem, ale na ten dzień wydaje się to być dobrym wyborem, powinno wyjść mniej niż 50km, a widoki przy stawie zapamiętałem jako dosyć urokliwe.
Ruszam tradycyjnie na Rudę Jastkowską, skręcam w las, jadę w kierunku drogi z Ludianu do Kochanów, przejeżdżam Kochany i Dębowiec. Po chwili po lewej mam już rezerwat i szukam odpowiedniej ścieżki, żeby skręcić w lewo.
Ten skręt znajduje się w tym miejscu:
Nie jestem pewnym czy zawsze był tu szlaban, być może...
Jadę drogą... taką sobie. Na rowerze z grubymi oponami przejezdna bez problemów
Raz lepiej, raz gorzej, ale jechać się da.
Trochę kluczę, byłem tu dwa razy i to dosyć dawno, dlatego nie pamiętam dokładnie drogi, ale wiem, że istnieje dosyć fajna ścieżka wzdłuż wschodniego i północnego brzegu stawu, która w końcu zbiega się ze ścieżką z grobli z rezerwatu i tą prowadzą do Gwizdowa.
Mimo, że w nogach setka z poprzedniego dnia, jedzie się fajnie. Niedziela jeszcze cieplejsza niż sobota, mały ewenement jak na ścisły początek kwietnia... Skręcam kilka razy nie tam gdzie trzeba, spotykam dwóch gości szukających czegoś, coś tam przy nich piszczy... Pewnie wykrywacz metali. W tych rejonach toczyły się walki partyzanckie i słyszałem, że czasem można się natknąć na to i owo...
W końcu dojeżdżam do ścieżki tuż przy samym stawie. Widoki... palce lizać :-)
Po chwili dojeżdżam do skrzyżowania i teraz z perspektywy czasu wiem, że należało trzymać się prawej strony, tymczasem nie wiedzieć dlaczego kieruję się bardziej na lewo.
I ląduję na jakiejś takiej polanie.
Ładnie tu ale trochę mokro:
Muszę przenieść rower i siebie przez niezłe błocko i brnę dalej, aż dochodzę do małego skrzyżowania. Jak zwykle niezawodna intuicja mówi mi, żeby kierować się tą drogą prosto, a wyjadę w Gwizdowie, tylko bliżej zakrętu asfaltówki na Maliniec, ale przezornie spoglądam w mapy google i okazuje się, że wylądowałbym w Dębowcu. A w Dębowcu nie ma żartów :-)
Wracam zatem te kilka metrów do skrzyżowania i jadę w prawo.
Droga nieco piaszczysta, ale Canyonem jedzie się dobrze.
Ładny las i rejony, w których jeszcze nie byłem to jest to.
Po chwili już wiem gdzie jestem, trafiam na skrzyżowanie dróg obok wjazdu do rezerwatu ze strony Gwizdowa.
Tu natrafiam na krzyż:
Tabliczka głosi, że w tym miejscu w bliżej nieokreślonym czasie zginął tragicznie 9-letni chłopiec.
Data śmierci nie jest podana, ale obok przebiegały tory kolejki wąskotorowej, która przewoziła wycinane w tych rejonach drewno, więc domyślam się jaka była przyczyna tej smutnej historii.
Wyjeżdżam w miejscu, w którym spodziewałem się wyjechać w Gwizdowie, stąd już do skrzyżowania, tu w lewo i standardowa ścieżka do domu. Zatrzymuję się jeszcze przy moim ulubionym stawie :-) , robię fotkę, potem do Rudy, do sklepu, na chwilę na wał nad San i do domu.
Przyjemna wiosenna wycieczka, co prawda krótka, ale po dniu poprzednim nie chciałem się bardzo forsować. Temperatura dochodziła do 28 stopni, co jak na początek kwietnia jest czymś niespotykanym.
Fajnie, że zwiedziłem kawałek lasów, którego jeszcze wcześniej nie widziałem.
W maju planuję w którąś ciepłą sobotę jechać na cały dzień powłóczyć się po ścieżkach, których jeszcze nie znam. A takie jeszcze istnieją :-)
Pozdrawiam!
Po sobocie i długiej jeździe nie bardzo chciało mi się wsiadać na rower, ale po południu się przełamałem i postanowiłem jechać do rezerwatu Imielty Ług. A jako, że byłem tam stosunkowo niedawno temu (w Sylwestra), postanawiam podjechać od d... (drugiej) strony. Już tam oczywiście byłem, ale na ten dzień wydaje się to być dobrym wyborem, powinno wyjść mniej niż 50km, a widoki przy stawie zapamiętałem jako dosyć urokliwe.
Ruszam tradycyjnie na Rudę Jastkowską, skręcam w las, jadę w kierunku drogi z Ludianu do Kochanów, przejeżdżam Kochany i Dębowiec. Po chwili po lewej mam już rezerwat i szukam odpowiedniej ścieżki, żeby skręcić w lewo.
Ten skręt znajduje się w tym miejscu:
Nie jestem pewnym czy zawsze był tu szlaban, być może...
Jadę drogą... taką sobie. Na rowerze z grubymi oponami przejezdna bez problemów
Raz lepiej, raz gorzej, ale jechać się da.
Trochę kluczę, byłem tu dwa razy i to dosyć dawno, dlatego nie pamiętam dokładnie drogi, ale wiem, że istnieje dosyć fajna ścieżka wzdłuż wschodniego i północnego brzegu stawu, która w końcu zbiega się ze ścieżką z grobli z rezerwatu i tą prowadzą do Gwizdowa.
Mimo, że w nogach setka z poprzedniego dnia, jedzie się fajnie. Niedziela jeszcze cieplejsza niż sobota, mały ewenement jak na ścisły początek kwietnia... Skręcam kilka razy nie tam gdzie trzeba, spotykam dwóch gości szukających czegoś, coś tam przy nich piszczy... Pewnie wykrywacz metali. W tych rejonach toczyły się walki partyzanckie i słyszałem, że czasem można się natknąć na to i owo...
W końcu dojeżdżam do ścieżki tuż przy samym stawie. Widoki... palce lizać :-)
Po chwili dojeżdżam do skrzyżowania i teraz z perspektywy czasu wiem, że należało trzymać się prawej strony, tymczasem nie wiedzieć dlaczego kieruję się bardziej na lewo.
I ląduję na jakiejś takiej polanie.
Ładnie tu ale trochę mokro:
Muszę przenieść rower i siebie przez niezłe błocko i brnę dalej, aż dochodzę do małego skrzyżowania. Jak zwykle niezawodna intuicja mówi mi, żeby kierować się tą drogą prosto, a wyjadę w Gwizdowie, tylko bliżej zakrętu asfaltówki na Maliniec, ale przezornie spoglądam w mapy google i okazuje się, że wylądowałbym w Dębowcu. A w Dębowcu nie ma żartów :-)
Wracam zatem te kilka metrów do skrzyżowania i jadę w prawo.
Droga nieco piaszczysta, ale Canyonem jedzie się dobrze.
Ładny las i rejony, w których jeszcze nie byłem to jest to.
Po chwili już wiem gdzie jestem, trafiam na skrzyżowanie dróg obok wjazdu do rezerwatu ze strony Gwizdowa.
Tu natrafiam na krzyż:
Tabliczka głosi, że w tym miejscu w bliżej nieokreślonym czasie zginął tragicznie 9-letni chłopiec.
Data śmierci nie jest podana, ale obok przebiegały tory kolejki wąskotorowej, która przewoziła wycinane w tych rejonach drewno, więc domyślam się jaka była przyczyna tej smutnej historii.
Wyjeżdżam w miejscu, w którym spodziewałem się wyjechać w Gwizdowie, stąd już do skrzyżowania, tu w lewo i standardowa ścieżka do domu. Zatrzymuję się jeszcze przy moim ulubionym stawie :-) , robię fotkę, potem do Rudy, do sklepu, na chwilę na wał nad San i do domu.
Przyjemna wiosenna wycieczka, co prawda krótka, ale po dniu poprzednim nie chciałem się bardzo forsować. Temperatura dochodziła do 28 stopni, co jak na początek kwietnia jest czymś niespotykanym.
Fajnie, że zwiedziłem kawałek lasów, którego jeszcze wcześniej nie widziałem.
W maju planuję w którąś ciepłą sobotę jechać na cały dzień powłóczyć się po ścieżkach, których jeszcze nie znam. A takie jeszcze istnieją :-)
Pozdrawiam!
- DST 47.05km
- Teren 5.00km
- Czas 02:28
- VAVG 19.07km/h
- VMAX 29.76km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 40m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ja ostatni raz byłem tam na jesieni jeszcze więc w tym roku jeszcze nie zaliczyłem okolich tej kładki a widziałem oczywiście wszelkie nowości które tam są .
MarqoBiker - 22:46 wtorek, 11 kwietnia 2017 | linkuj
Isun te moje powtarzające się tu komentarze a zostaw jedne . Nie wiem czemu aż 4 razy pojawił się ten sam komentarz .
MarqoBiker - 21:01 wtorek, 11 kwietnia 2017 | linkuj
Bwele...a dotarłeś kiedyś na Imielty ług ale w to miejsce gdzie jest ta drewniana kładka i zaraz potem drewniany punkt widokowy na stawy ?
MarqoBiker - 20:53 wtorek, 11 kwietnia 2017 | linkuj
Też bardzo lubię jeździć na Imielty z tej strony. Bardzo fajne widoki i można ta ścieżka niemal w koło objechać cały staw.
Mamir - 09:29 wtorek, 11 kwietnia 2017 | linkuj
Ja w tym roku jeszcze na Imielty Ług nie byłem choć kilka razy przejezdżałem obok . Nawet dziś plan był taki aby na trasie zaliczyć ten rezerwat ale jakoś tak się z kumplem rozgadałem na trasie że przejechalismy zjazd ten przy szlabanie i potem nie chciało nam się już wracać...teraz pogoda ma się zepsuc więc pewnie pojadę tam pop świętach
MarqoBiker - 20:12 poniedziałek, 10 kwietnia 2017 | linkuj
Komentuj