Czwartek, 15 czerwca 2017
Do ujścia Sanu od strony południowej
W czwartek Bożego Ciała umówiłem się z kuzynem Grześkiem na wycieczkę. Plany były różne, ale o ostatecznym celu zdecydowała pogoda. Miało wiać z północnego zachodu, więc zdecydowaliśmy się pojechać w tamtym właśnie kierunku, żeby na zmęczeniu wracać z wiatrem.
No i dzień wcześniej odebrałem z Cykloświata moje koło od Canyona, które oddałem do naprawy w piątek. Canyon powrócił :-)
No to jedziemy do ujścia. Byłem już tam nie tak dawno od strony północnej, czyli od Dąbrówki Pniowskiej. Natomiast od strony południowej, czyli od Wrzaw, próbowałem 2 razy i 2 razy się poddałem, będąc raz 100, drugi raz 200m od celu. Różne tam miałem przygody, ale na końcu przyroda mnie pokonywała. No i jak się okazało, wybierałem złą drogę.
Teraz byłem przygotowany lepiej.
Pojechaliśmy ode mnie Green Velo do Radomyśla, a potem za mostem jechaliśmy wałem, albo drogami tuż przy wale:
Jak się okazało, od czasu mojej ostatniej próby, czyli jakieś 3, czy 4 lata temu sporo się zmieniło. Dobre szutrowe drogi pobudowano albo na samym wale, albo tuż obok.
We Wrzawach dotychczas popełniałem błąd:
Jechałem tak jak wskazuje czerwona strzałka i zawsze trafiałem na takie błoto, które przy tym z Budy Stalowskiej to pikuś. Do tego inne sprawy powodowały, że ostatecznie nie udawało mi się dotrzeć do celu. Tym razem sprawdziłem ścieżkę wzdłuż zielonej strzałki i to okazało się być sukcesem.
Trafiliśmy na rozległe łąki:
Trochę było motania, bo w tym miejscu droga nieco zanikła, widać było tylko ślady po różnych pojazdach, skierowane w różne strony, ale w końcu docieramy na miejsce.
I tu zaskoczenie. Jak się okazało, widoki od strony północnej znacznie lepsze. Tu nie widać prawie nic, wszystko straszliwie zarośnięte chabździami.
Z kolei woda na Sanie tuż przy ujściu była niska, więc dało się zaobserwować piaszczyste wysepki na środku Sanu:
, zwane o ile się nie mylę "Łachami". (chyba się mylę, może jakoś podobnie :-) )..
Samo ujście niewidoczne, zasłonięte chabźzdziowiskiem:
Nie szło tu niestety odpocząć ani minuty, mimo, że byłem dobrze wyposażony w jakieś "Off'y" i takie tam, latające robactwo nic sobie z tego nie robiło, więc uciekliśmy stamtąd jeszcze szybciej, niż się tam pojawiliśmy. Na początku chcieliśmy odpocząć na którejś z łąk, tuż przed ujściem, ale było niewiele lepiej.
Droga powrotna początkowo prowadziła tak samo jak droga w kierunku ujścia:
, dopiero po dotarciu do mostu w Radomyślu, tym razem jedziemy zachodnim brzegiem Sanu przez różne miejscowości do Stalówki, gdzie kupujemy piwo, z którym to z kolei udajemy się do mojej bazy na wale.
Grzesiek pierwszy raz w tym roku na rowerze, ale 70km na pierwszy raz nie poszło mu źle :-)
A piwo po takiej wyciecze smakuje podwójnie dobrze :-)
Co do samego ujścia, to byłem zawiedziony. Dwa razy nie dotarłem tam, bo się wściekłem pod sam koniec i olałem takie atrakcje, a gdy w końcu mi się to udało, to nic nie było widać. Od strony Dąbrówki Pniowskiej, wygląda to o wiele lepiej.
Resztę, czyli to co było najciekawsze w tym miesiącu, postaram się uzupełnić do piątku. Póki co czasu nie mam zbyt wiele...
Pozdro!
No i dzień wcześniej odebrałem z Cykloświata moje koło od Canyona, które oddałem do naprawy w piątek. Canyon powrócił :-)
No to jedziemy do ujścia. Byłem już tam nie tak dawno od strony północnej, czyli od Dąbrówki Pniowskiej. Natomiast od strony południowej, czyli od Wrzaw, próbowałem 2 razy i 2 razy się poddałem, będąc raz 100, drugi raz 200m od celu. Różne tam miałem przygody, ale na końcu przyroda mnie pokonywała. No i jak się okazało, wybierałem złą drogę.
Teraz byłem przygotowany lepiej.
Pojechaliśmy ode mnie Green Velo do Radomyśla, a potem za mostem jechaliśmy wałem, albo drogami tuż przy wale:
Jak się okazało, od czasu mojej ostatniej próby, czyli jakieś 3, czy 4 lata temu sporo się zmieniło. Dobre szutrowe drogi pobudowano albo na samym wale, albo tuż obok.
We Wrzawach dotychczas popełniałem błąd:
Jechałem tak jak wskazuje czerwona strzałka i zawsze trafiałem na takie błoto, które przy tym z Budy Stalowskiej to pikuś. Do tego inne sprawy powodowały, że ostatecznie nie udawało mi się dotrzeć do celu. Tym razem sprawdziłem ścieżkę wzdłuż zielonej strzałki i to okazało się być sukcesem.
Trafiliśmy na rozległe łąki:
Trochę było motania, bo w tym miejscu droga nieco zanikła, widać było tylko ślady po różnych pojazdach, skierowane w różne strony, ale w końcu docieramy na miejsce.
I tu zaskoczenie. Jak się okazało, widoki od strony północnej znacznie lepsze. Tu nie widać prawie nic, wszystko straszliwie zarośnięte chabździami.
Z kolei woda na Sanie tuż przy ujściu była niska, więc dało się zaobserwować piaszczyste wysepki na środku Sanu:
, zwane o ile się nie mylę "Łachami". (chyba się mylę, może jakoś podobnie :-) )..
Samo ujście niewidoczne, zasłonięte chabźzdziowiskiem:
Nie szło tu niestety odpocząć ani minuty, mimo, że byłem dobrze wyposażony w jakieś "Off'y" i takie tam, latające robactwo nic sobie z tego nie robiło, więc uciekliśmy stamtąd jeszcze szybciej, niż się tam pojawiliśmy. Na początku chcieliśmy odpocząć na którejś z łąk, tuż przed ujściem, ale było niewiele lepiej.
Droga powrotna początkowo prowadziła tak samo jak droga w kierunku ujścia:
, dopiero po dotarciu do mostu w Radomyślu, tym razem jedziemy zachodnim brzegiem Sanu przez różne miejscowości do Stalówki, gdzie kupujemy piwo, z którym to z kolei udajemy się do mojej bazy na wale.
Grzesiek pierwszy raz w tym roku na rowerze, ale 70km na pierwszy raz nie poszło mu źle :-)
A piwo po takiej wyciecze smakuje podwójnie dobrze :-)
Co do samego ujścia, to byłem zawiedziony. Dwa razy nie dotarłem tam, bo się wściekłem pod sam koniec i olałem takie atrakcje, a gdy w końcu mi się to udało, to nic nie było widać. Od strony Dąbrówki Pniowskiej, wygląda to o wiele lepiej.
Resztę, czyli to co było najciekawsze w tym miesiącu, postaram się uzupełnić do piątku. Póki co czasu nie mam zbyt wiele...
Pozdro!
- DST 75.23km
- Teren 10.00km
- Czas 03:50
- VAVG 19.63km/h
- VMAX 31.38km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 20m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj