Sobota, 9 czerwca 2018
Kolejna wariacja na temat Lasów Janowskich
Wycieczka sprzed dwóch tygodni. Wpisuję dopiero teraz z uwagi na brak czasu. Postanowiłem również, że nie będę wrzucał wszystkich wycieczek, jak to robiłem rok temu, a jedynie te, które z jakiegoś powodu są ciekawsze. W tym miesiącu mam na koncie już ponad 1000km, ale większość z nich zrobiłem w Lasach Janowskich, na trasach bardzo dobrze znanych wszystkim, którzy jeżdżą po okolicy. Pisanie 10 razy miesięcznie jak jadę na Maliniec oczywiście nie ma sensu.
Tym razem jednak nieco ciekawsza wycieczka, ciekawsza, bo częściowo po nowych dla mnie trasach, ponadto dosyć długa, a na długiej trasie szansa na napotkanie czegoś ciekawego jest oczywiście większa.
Dzień, w którym pokonałem tę trasę był upalny. Wyjechałem przed 9-tą i szczerze mówiąc nie czułem, że jest gorąco. Dopiero podczas późniejszych postojów już czułem.
Początkowo jadę Green Velo, dopiero w Golcach skręcam na Deputaty, skąd udaję się w kierunku Bukowej nowym asfaltem świetnej jakości.
Droga prowadzi przez ładny las i po jakiś 8km doprowadza do Bukowej.
Bukowa na mapie wygląda na dużą wieś, liczę, że kupię tam coś do picia, ale tylko na samym początku jest niewielki sklepo-bar okupowany przez rdzennych, który omijam szerokim łukiem, a potem nie ma już niczego. Mijam za to sklep na kółkach :-) Samochód z logiem supermarketów ABC, z głośnikiem na dachu, przez który pani reklamuje arbuzy za 3.39 za kilo, proszki do prania itp. Niestety nie korzystam z okazji i nie kupuję niczego. Picia powinno wystarczyć. Następny sklep dopiero w Łążku Ordynackim.
Tymczasem wyjeżdżam z Bukowej:
i po chwili jestem w Andrzejówce. To jeszcze mniejsza miejscowość od Bukowej, więc sklepu nie ma, jestem w niej może pół minuty, bo tu skręcam na czerwoną ścieżkę rowerową.
A ta przez pierwsze 3 km to istna tragedia. Piachu tyle, że praktycznie całą pokonuję prowadząc rower. Wybór roweru na dziś nie pomógł sprawie, wziąłem Krossa, spodziewając się w większości asfaltów i szutrów (zresztą słusznie - to jedyny nieprzejezdny odcinek tego dnia).
Po tych trzech kilometrach czerwona skręca w prawo na Zdzisławice, ja natomiast jadę dalej żółtą, potem niebieską i docieram do Porytowego Wzgórza.
Poniższe zdjęcie zostało zrobione 2 tygodnie wcześniej, gdy specjalnie pojechałem na Porytowe Wzgórze Canyonem:
Coś dziwnego stało się ze zdjęciem, które robiłem 9. czerwca - nic nie widać.
Ale tu już widać lepiej:
W tym grobie wraz z głównie komunistycznymi partyzantami spoczęła sanitariuszka AK:
Losy partyzantów biorących udział w największej bitwie partyzanckiej na terenie Polski były różne. Podczas bitwy walczyli ramię w ramię, partyzanci polscy i radzieccy, z różnych organizacji, komuniści i ich przeciwnicy. Po wojnie jedni zostali nazwani bohaterami, innych ścigano i w najlepszym wypadku wtrącano do więzień.
Dobra, czas jechać dalej. A dalsza trasa prowadzi zniszczonym asfaltem do Szklarni, stamtąd szutrem do Łążka Ordynackiego, tu przerwa na lody i picie. Potem wzdłuż rezerwatu Imilety Ług docieram do Gwizdowa, stamtąd do Osówka, a dalej do Malińca.
W Malińcu przerwa na moje nowe ulubione piwko w tym miejscu - Lubelskie:
Tu już czuję jak jest gorąco. Dwa takie piwka ochładzają, a że do tego dodają energii (piwko robione na słodzie jakoś zawsze stawia na nogi, gdy jestem zmęczony jazdą).
No i potem już do domu. Jako, że mam jeszcze sporo czasu, bo wcześnie wyjechałem, energię odzyskałem, jadę dłuższą drogą, przez Gielnię, Lipę, Goliszowiec, Rzeczycę Długą, Musików, Jastkowice, Brandwicę i Stalową Wolę.
Do mojego rekordu brakło niewiele, nie chcę jednak na siłę poprawiać się, bo okazji w tym roku nie braknie.
Tym razem jednak nieco ciekawsza wycieczka, ciekawsza, bo częściowo po nowych dla mnie trasach, ponadto dosyć długa, a na długiej trasie szansa na napotkanie czegoś ciekawego jest oczywiście większa.
Dzień, w którym pokonałem tę trasę był upalny. Wyjechałem przed 9-tą i szczerze mówiąc nie czułem, że jest gorąco. Dopiero podczas późniejszych postojów już czułem.
Początkowo jadę Green Velo, dopiero w Golcach skręcam na Deputaty, skąd udaję się w kierunku Bukowej nowym asfaltem świetnej jakości.
Droga prowadzi przez ładny las i po jakiś 8km doprowadza do Bukowej.
Bukowa na mapie wygląda na dużą wieś, liczę, że kupię tam coś do picia, ale tylko na samym początku jest niewielki sklepo-bar okupowany przez rdzennych, który omijam szerokim łukiem, a potem nie ma już niczego. Mijam za to sklep na kółkach :-) Samochód z logiem supermarketów ABC, z głośnikiem na dachu, przez który pani reklamuje arbuzy za 3.39 za kilo, proszki do prania itp. Niestety nie korzystam z okazji i nie kupuję niczego. Picia powinno wystarczyć. Następny sklep dopiero w Łążku Ordynackim.
Tymczasem wyjeżdżam z Bukowej:
i po chwili jestem w Andrzejówce. To jeszcze mniejsza miejscowość od Bukowej, więc sklepu nie ma, jestem w niej może pół minuty, bo tu skręcam na czerwoną ścieżkę rowerową.
A ta przez pierwsze 3 km to istna tragedia. Piachu tyle, że praktycznie całą pokonuję prowadząc rower. Wybór roweru na dziś nie pomógł sprawie, wziąłem Krossa, spodziewając się w większości asfaltów i szutrów (zresztą słusznie - to jedyny nieprzejezdny odcinek tego dnia).
Po tych trzech kilometrach czerwona skręca w prawo na Zdzisławice, ja natomiast jadę dalej żółtą, potem niebieską i docieram do Porytowego Wzgórza.
Poniższe zdjęcie zostało zrobione 2 tygodnie wcześniej, gdy specjalnie pojechałem na Porytowe Wzgórze Canyonem:
Coś dziwnego stało się ze zdjęciem, które robiłem 9. czerwca - nic nie widać.
Ale tu już widać lepiej:
W tym grobie wraz z głównie komunistycznymi partyzantami spoczęła sanitariuszka AK:
Losy partyzantów biorących udział w największej bitwie partyzanckiej na terenie Polski były różne. Podczas bitwy walczyli ramię w ramię, partyzanci polscy i radzieccy, z różnych organizacji, komuniści i ich przeciwnicy. Po wojnie jedni zostali nazwani bohaterami, innych ścigano i w najlepszym wypadku wtrącano do więzień.
Dobra, czas jechać dalej. A dalsza trasa prowadzi zniszczonym asfaltem do Szklarni, stamtąd szutrem do Łążka Ordynackiego, tu przerwa na lody i picie. Potem wzdłuż rezerwatu Imilety Ług docieram do Gwizdowa, stamtąd do Osówka, a dalej do Malińca.
W Malińcu przerwa na moje nowe ulubione piwko w tym miejscu - Lubelskie:
Tu już czuję jak jest gorąco. Dwa takie piwka ochładzają, a że do tego dodają energii (piwko robione na słodzie jakoś zawsze stawia na nogi, gdy jestem zmęczony jazdą).
No i potem już do domu. Jako, że mam jeszcze sporo czasu, bo wcześnie wyjechałem, energię odzyskałem, jadę dłuższą drogą, przez Gielnię, Lipę, Goliszowiec, Rzeczycę Długą, Musików, Jastkowice, Brandwicę i Stalową Wolę.
Do mojego rekordu brakło niewiele, nie chcę jednak na siłę poprawiać się, bo okazji w tym roku nie braknie.
- DST 134.70km
- Teren 15.00km
- Czas 06:14
- VAVG 21.61km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 150m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
ooo proszę właśnie dawno nie widziałem twojego wpisu już sie obawiałem że zbojkotowałeś tę stronę :) Ale na szczęście nie i jest konkretna wycieczka. Pozdrawiam
Mamir - 20:07 wtorek, 26 czerwca 2018 | linkuj
Komentuj