Sobota, 11 maja 2019
XI Krajoznawczy Rajd Rowerowy "Śladami leśnego skarbca"
Już 3 rok z rzędu uczestniczyłem w janowskim rajdzie z serii "Śladami leśnego skarbca". Jak w poprzednich latach, organizatorzy wyznaczyli dwie trasy "turystyczną" o długości 57km oraz "ekstremalną" o długości 100km. Oczywiście wybrałem tę drugą i zastanawiałem się ile w rzeczywistości kilometrów przejedziemy, bo w poprzednich rajdach, nigdy nie udało się osiągnąć zakładanej długości trasy, a to przez słabszych uczestników.
Tym razem jednak osiągnęliśmy nasz cel, a oto trasa:
Jak to się stało, że tym razem się udało? :-)
Otóż kiedy dojechaliśmy do miejsca, w którym odbywał się piknik, z dalszej jazdy zrezygnowało kilka osób. Te które zostały z formą problemów nie miały i... daliśmy radę :-)
Ale po kolei. Pogoda zapowiadała się różnie. Wyjeżdżając rano z Pysznicy u nas drogi były suche, kiedy dotarłem do Janowa, tam były mokre. Musiało padać z rana. Przed samym startem pogoda była lux, było ciepło i słonecznie, ale z każdą chwilą coraz bardziej się chmurzyło. Po mniej więcej 25km, zaczęło padać. Padało jakieś 15minut, wszyscy zmokli i... I to właśnie deszcz wyzwolił w nas jakąś dodatkową energię. Podczas deszczu cała grupa osiągnęła prędkość średnią blisko 30km/h i to prawdopodobnie była przyczyna tego, że w przerwie kilka osób zrezygnowało i dokończyło rajd trasą turystyczną.
Po przerwie również tempo było niezłe. Na początku goniłem szybko wraz z najlepszymi, ale za każdym razem po takich akcjach, trzeba było się zatrzymywać i czekać kilka minut na resztę, więc potem dałem sobie spokój i jechałem spokojnie gdzieś w środku stawki.
Zdjęć wielu nie robiłem, bo nie było zbytnio czasu. Robiłem je tylko przy okazji postojów.
Trasa zaplanowana została tak, by mniej więcej co 25km można było zrobić sobie przerwę pod sklepem.
Jeden z krótkich postojów podczas których czekaliśmy na resztę ekipy. To już końcówka rajdu i pogoda znowu się poprawia.
Na koniec przy Ośrodku Edukacji Ekologicznej zorganizowany był grill, można było się najeść, tym razem już nie Mathias dostarczał produkty, tylko jakaś inna masarnia i trzeba przyznać, że były świetne.
I cóż? Zjeść, pożegnać się i do domu... Tak było zawsze, czyli rok temu i dwa lata temu... A no nie. W zeszłym roku przewodnicy mówili mi, żebym sobie klepnął nocleg i został na "najtrudniejszy etap rajdu"... No i tak właśnie w tym roku zrobiłem.
Fajny rajd zakończył się fajną imprezą. Rano było ciężko, ale było warto.
Do zobaczenia za rok!
Tym razem jednak osiągnęliśmy nasz cel, a oto trasa:
Jak to się stało, że tym razem się udało? :-)
Otóż kiedy dojechaliśmy do miejsca, w którym odbywał się piknik, z dalszej jazdy zrezygnowało kilka osób. Te które zostały z formą problemów nie miały i... daliśmy radę :-)
Ale po kolei. Pogoda zapowiadała się różnie. Wyjeżdżając rano z Pysznicy u nas drogi były suche, kiedy dotarłem do Janowa, tam były mokre. Musiało padać z rana. Przed samym startem pogoda była lux, było ciepło i słonecznie, ale z każdą chwilą coraz bardziej się chmurzyło. Po mniej więcej 25km, zaczęło padać. Padało jakieś 15minut, wszyscy zmokli i... I to właśnie deszcz wyzwolił w nas jakąś dodatkową energię. Podczas deszczu cała grupa osiągnęła prędkość średnią blisko 30km/h i to prawdopodobnie była przyczyna tego, że w przerwie kilka osób zrezygnowało i dokończyło rajd trasą turystyczną.
Po przerwie również tempo było niezłe. Na początku goniłem szybko wraz z najlepszymi, ale za każdym razem po takich akcjach, trzeba było się zatrzymywać i czekać kilka minut na resztę, więc potem dałem sobie spokój i jechałem spokojnie gdzieś w środku stawki.
Zdjęć wielu nie robiłem, bo nie było zbytnio czasu. Robiłem je tylko przy okazji postojów.
Trasa zaplanowana została tak, by mniej więcej co 25km można było zrobić sobie przerwę pod sklepem.
Jeden z krótkich postojów podczas których czekaliśmy na resztę ekipy. To już końcówka rajdu i pogoda znowu się poprawia.
Na koniec przy Ośrodku Edukacji Ekologicznej zorganizowany był grill, można było się najeść, tym razem już nie Mathias dostarczał produkty, tylko jakaś inna masarnia i trzeba przyznać, że były świetne.
I cóż? Zjeść, pożegnać się i do domu... Tak było zawsze, czyli rok temu i dwa lata temu... A no nie. W zeszłym roku przewodnicy mówili mi, żebym sobie klepnął nocleg i został na "najtrudniejszy etap rajdu"... No i tak właśnie w tym roku zrobiłem.
Fajny rajd zakończył się fajną imprezą. Rano było ciężko, ale było warto.
Do zobaczenia za rok!
- DST 102.09km
- Teren 10.00km
- Czas 04:45
- VAVG 21.49km/h
- VMAX 35.40km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 320m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj