Niedziela, 12 maja 2019
Janów Lubelski - Biłgoraj - Warszawa - Frampol - Janów Lubelski
Rano było trochę ciężko. Trochę, bywało gorzej. Wsiąść w samochód i wrócić do domu nie mogę, pewnie mam jakiś promil lub więcej, dlatego trzeba to wszystko wypocić.
Tylko jak tu jechać? Zapisałem do Garmina dwie trasy, tyle, że nie wziąłem uchwytu do urządzenia, więc trzeba będzie trochę improwizować.
Za cel główny obieram Biłgoraj, a potem stolicę - Warszawę.
Pogoda rano znakomita, jest ciepło i słonecznie. Udaję się na początek w kierunku Porytowego Wzgórza.
Tego typu widoki w lesie uwielbiam. Świeża zieleń, błękitne niebo, aż chce się jechać.
Na Porytowym Wzgórzu już w tym roku byłem, a w sumie byłem już tu pewnie z 15 razy, ale i tym razem podjeżdżam na chwilę.
O ile dobrze pamiętam, nigdy nie byłem tu o tak wczesnej porze - jest 10.30. Zawsze jak robiłem zdjęcie tego pomnika, musiałem je robić pod słońce, tym razem słońce jest nieco po lewej stronie, dlatego fotka wychodzi nieźle bez bajerów typu HDR.
Ok, jedziemy dalej.
Kilka kilometrów za Porytowym Wzgórzem trafiam na tabliczkę informującą, że tym rejonie partyzanci przejęli niemieckie działa, które potem wykorzystali w boju.
Po następnych kilku kilometrach, robię krótki postój w celach nawigacyjnych. Patrzę na wschód i ciemnych chmur zbiera się coraz więcej. Spokojnie... Prognoza pogody w telefonie pokazuje prawdopodobieństwo opadów jako 1%. Czyli chmurki postraszą i przejdą.
Zwłaszcza, że inne strony nieba wyglądają zdecydowanie lepiej.
Ale jednak... Jakieś 5km przed Biłgorajem łapie mnie deszcz. 1% szans - lucky me :-)
Dojeżdżam akurat do Dąbrowicy, jest tu przystanek autobusowy i tam właśnie spędzam jakieś 10minut, w oczekiwaniu na koniec deszczu. W sumie można było jechać dalej, opady nie były wielkie.
W Biłgoraju jestem kilkanaście minut po południu.
Znajduję czynną pizzerię i zamawiam pizzę. Rano nie chciało mi się jeść po grillu z dnia poprzedniego. Ale teraz już czuję się lekko głodny.
Chyba jeszcze nigdy nie jadłem pizzy o tak wczesnej porze.
Dobra, teraz jedziemy do Warszawy.
Myślałem zawsze, że Warszawa jest dosyć daleko od nas. Mało tego - byłem w Stolicy w kwietniu i samochodem pokonałem jakieś 250km, więc szanse na dojechanie tam rowerem oceniałem na znikome.
A jednak.
Na skutek jakiś dziwnych błędów Matrixa, Warszawa obecnie znajduje się niedaleko Frampola.
No i dobrze, jestem w okolicy, będę miał łatwiej.
Droga do Warszawy nie należy do najłatwiejszych. Często jest to zwykła leśna piaszczysta droga. Prowadzi wzdłuż rzeki Biała Łada.
Czasem nawet jest ładnie, chociaż na tym zdjęciu tego nie widać.
Po chwili jednak leśne drogi się kończą i muszę przejechać fragment wojewódzką 835-ką.
Nie mija dużo czasu i jestem u celu.
Oto panorama Stolicy.
W kwietniu trochę inaczej to wyglądało, ale nazwa jest jednoznaczna, więc przyjmuję ten widok do wiadomości i jadę dalej do Frampola.
Frampol to małe miasteczko. Spędzam tu jakiś kwadrans na czymś w rodzaju Parku położonego w centrum.
A potem kieruję się do Janowa.
Po drodze zielono. Po prawej mijam pierwsze wzgórza Wyżyny Lubelskiej (chociaż na zdjęciach tego nie widać), po lewej kompleks Lasów Janowskich - jest fajnie.
No i tyle. Dalej dojeżdżam do Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Janowie, pakuję się do bolida i jadę do domu.
Fajnie kończy się ten weekend. Najpierw rajd, a potem wycieczka po okolicy.
Mimo, że pogoda nas raczej nie rozpieszcza, tym razem była w miarę łaskawa. Owszem trochę mnie zlało, ale bywało gorzej. Do tego piękna, świeża zieleń w lasach, ładne, malownicze trasy - czego chcieć więcej?
Tylko jak tu jechać? Zapisałem do Garmina dwie trasy, tyle, że nie wziąłem uchwytu do urządzenia, więc trzeba będzie trochę improwizować.
Za cel główny obieram Biłgoraj, a potem stolicę - Warszawę.
Pogoda rano znakomita, jest ciepło i słonecznie. Udaję się na początek w kierunku Porytowego Wzgórza.
Tego typu widoki w lesie uwielbiam. Świeża zieleń, błękitne niebo, aż chce się jechać.
Na Porytowym Wzgórzu już w tym roku byłem, a w sumie byłem już tu pewnie z 15 razy, ale i tym razem podjeżdżam na chwilę.
O ile dobrze pamiętam, nigdy nie byłem tu o tak wczesnej porze - jest 10.30. Zawsze jak robiłem zdjęcie tego pomnika, musiałem je robić pod słońce, tym razem słońce jest nieco po lewej stronie, dlatego fotka wychodzi nieźle bez bajerów typu HDR.
Ok, jedziemy dalej.
Kilka kilometrów za Porytowym Wzgórzem trafiam na tabliczkę informującą, że tym rejonie partyzanci przejęli niemieckie działa, które potem wykorzystali w boju.
Po następnych kilku kilometrach, robię krótki postój w celach nawigacyjnych. Patrzę na wschód i ciemnych chmur zbiera się coraz więcej. Spokojnie... Prognoza pogody w telefonie pokazuje prawdopodobieństwo opadów jako 1%. Czyli chmurki postraszą i przejdą.
Zwłaszcza, że inne strony nieba wyglądają zdecydowanie lepiej.
Ale jednak... Jakieś 5km przed Biłgorajem łapie mnie deszcz. 1% szans - lucky me :-)
Dojeżdżam akurat do Dąbrowicy, jest tu przystanek autobusowy i tam właśnie spędzam jakieś 10minut, w oczekiwaniu na koniec deszczu. W sumie można było jechać dalej, opady nie były wielkie.
W Biłgoraju jestem kilkanaście minut po południu.
Znajduję czynną pizzerię i zamawiam pizzę. Rano nie chciało mi się jeść po grillu z dnia poprzedniego. Ale teraz już czuję się lekko głodny.
Chyba jeszcze nigdy nie jadłem pizzy o tak wczesnej porze.
Dobra, teraz jedziemy do Warszawy.
Myślałem zawsze, że Warszawa jest dosyć daleko od nas. Mało tego - byłem w Stolicy w kwietniu i samochodem pokonałem jakieś 250km, więc szanse na dojechanie tam rowerem oceniałem na znikome.
A jednak.
Na skutek jakiś dziwnych błędów Matrixa, Warszawa obecnie znajduje się niedaleko Frampola.
No i dobrze, jestem w okolicy, będę miał łatwiej.
Droga do Warszawy nie należy do najłatwiejszych. Często jest to zwykła leśna piaszczysta droga. Prowadzi wzdłuż rzeki Biała Łada.
Czasem nawet jest ładnie, chociaż na tym zdjęciu tego nie widać.
Po chwili jednak leśne drogi się kończą i muszę przejechać fragment wojewódzką 835-ką.
Nie mija dużo czasu i jestem u celu.
Oto panorama Stolicy.
W kwietniu trochę inaczej to wyglądało, ale nazwa jest jednoznaczna, więc przyjmuję ten widok do wiadomości i jadę dalej do Frampola.
Frampol to małe miasteczko. Spędzam tu jakiś kwadrans na czymś w rodzaju Parku położonego w centrum.
A potem kieruję się do Janowa.
Po drodze zielono. Po prawej mijam pierwsze wzgórza Wyżyny Lubelskiej (chociaż na zdjęciach tego nie widać), po lewej kompleks Lasów Janowskich - jest fajnie.
No i tyle. Dalej dojeżdżam do Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Janowie, pakuję się do bolida i jadę do domu.
Fajnie kończy się ten weekend. Najpierw rajd, a potem wycieczka po okolicy.
Mimo, że pogoda nas raczej nie rozpieszcza, tym razem była w miarę łaskawa. Owszem trochę mnie zlało, ale bywało gorzej. Do tego piękna, świeża zieleń w lasach, ładne, malownicze trasy - czego chcieć więcej?
- DST 81.14km
- Teren 3.00km
- Czas 04:28
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 32.23km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 190m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj