Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2017
Dystans całkowity: | 472.64 km (w terenie 40.00 km; 8.46%) |
Czas w ruchu: | 22:32 |
Średnia prędkość: | 20.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.31 km/h |
Suma podjazdów: | 680 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 94.53 km i 4h 30m |
Więcej statystyk |
Sobota, 22 lipca 2017
Kolejny most na Sanie
Przekraczałem już rowerem San mostami w Brandwicy, Stalówce, Zarzeczu i Ulanowie, postanowiłem z nudów przekroczyć kolejnym mostem, czyli w Krzeszowie.
Do Ulanowa dojechałem ścieżką Green Velo, dalej jechałem asfaltową drogą, na której ruch nie był zbyt wielki. W Krzeszowie przejechałem przez most, zaraz za nim skręciłem w prawo i dotarłem do Rudnika przez jakieś niewielkie miejscowości. O ile dobrze pamiętam jechałem chyba ścieżką Green Velo, której obecność w tym miejscu trochę mnie zaskoczyła.
W Rudniku opuściłem Green Velo i chciałem jechać dalej drogą prowadzącą wzdłuż Sanu, którą rano namierzyłem na mapach Googla. To był spory błąd, nie dało się nią jechać, poza małymi fragmentami. Jednak to tylko kilka kilometrów, po których wróciłem na Green Velo, następnie za Rudnikiem skręciłem na Przędzel i jechałem tak, by nie musieć wbijać się na ruchliwą 77-kę.
Widok na San z mostu w Krzeszowie. W tle widać słynny stok narciarski.
Rudnicka droga prowadząca wzdłuż Sanu.
j.w.
Rzeka widziana zza chabździów
Do Ulanowa dojechałem ścieżką Green Velo, dalej jechałem asfaltową drogą, na której ruch nie był zbyt wielki. W Krzeszowie przejechałem przez most, zaraz za nim skręciłem w prawo i dotarłem do Rudnika przez jakieś niewielkie miejscowości. O ile dobrze pamiętam jechałem chyba ścieżką Green Velo, której obecność w tym miejscu trochę mnie zaskoczyła.
W Rudniku opuściłem Green Velo i chciałem jechać dalej drogą prowadzącą wzdłuż Sanu, którą rano namierzyłem na mapach Googla. To był spory błąd, nie dało się nią jechać, poza małymi fragmentami. Jednak to tylko kilka kilometrów, po których wróciłem na Green Velo, następnie za Rudnikiem skręciłem na Przędzel i jechałem tak, by nie musieć wbijać się na ruchliwą 77-kę.
Widok na San z mostu w Krzeszowie. W tle widać słynny stok narciarski.
Rudnicka droga prowadząca wzdłuż Sanu.
j.w.
Rzeka widziana zza chabździów
- DST 74.45km
- Teren 5.00km
- Czas 03:28
- VAVG 21.48km/h
- VMAX 40.11km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 lipca 2017
Fragment Wyżyny Lubelskiej
Zawsze podobały mi się zdjęcia Mariusza z tych rejonów, dlatego postanowiłem również pojechać na północ od Janowa i Modliborzyc, żeby zobaczyć te cuda na własne oczy :-)
Dzień był ładny, słoneczny, niezbyt gorący, było coś koło 22 stopni. Wiatr wiał z północy, więc na początek miałem ciężej, po minięciu Janowa jechałem pod górę i pod wiatr. Za to droga powrotna to całkowite przeciwieństwo, wyszło zatem całkiem dobrze.
Trasę zaplanowałem dzień wcześniej. Nie znałem tych rejonów i mimo, że poczytałem w Wikipedii skąpe informacje o miejscowościach w okolicy, trasę dobrałem bez jakiś konkretnych celów do obejrzenia po drodze. Założenie było takie, że skoro są tam pagórki, to na coś fajnego i tak trafię. No i rzeczywiście - ładnych widoków nie brakowało.
Dzień był ładny, słoneczny, niezbyt gorący, było coś koło 22 stopni. Wiatr wiał z północy, więc na początek miałem ciężej, po minięciu Janowa jechałem pod górę i pod wiatr. Za to droga powrotna to całkowite przeciwieństwo, wyszło zatem całkiem dobrze.
Trasę zaplanowałem dzień wcześniej. Nie znałem tych rejonów i mimo, że poczytałem w Wikipedii skąpe informacje o miejscowościach w okolicy, trasę dobrałem bez jakiś konkretnych celów do obejrzenia po drodze. Założenie było takie, że skoro są tam pagórki, to na coś fajnego i tak trafię. No i rzeczywiście - ładnych widoków nie brakowało.
- DST 135.31km
- Teren 5.00km
- Czas 06:19
- VAVG 21.42km/h
- VMAX 36.67km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 240m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 lipca 2017
Asfaltem (głównie) w rejony Lasów Janowskich
Po ok miesięcznej przerwie wracam, by uzupełnić starsze wpisy.
Z tego co pamiętam w tamtą sobotę zapowiadali burze. Dlatego plan był taki, żeby pokręcić się po okolicy, żeby w razie czego móc szybko wrócić. Rzeczywiście burze przetoczyły się w okolicy, widziałem błyski i pioruny w oddali, mi jednak udało się manewrować tak, że nie trafiłem na nie bezpośrednio.
Jeździłem w okolicach, które częściowo znałem, a częściowo nie - np pierwszy raz byłem w Mostkach. Tereny bardzo fajne, jedzie się po lasach, często mija łąki i niewielkie malownicze miejscowości. Do tego zbudowano tu niedawno sporo nowych dróg, na których ruch jest niewielki, dlatego jeździ się po nich szybko i bezpiecznie.
Dojeżdżam do Maziarni. Po lewej widać chmurę burzową.
Okolice Golców
Z kolei w okolicach Deputatów widziałem chyba ze 100 bocianów, część tak jak tutaj siedziała sobie w gniazdach, reszta łaziła po polach szukając jedzenia.
Na koniec obiekt LZS'u Zdziary. Drużyna występuje w stalowowolskiej okręgówce.
Z tego co pamiętam w tamtą sobotę zapowiadali burze. Dlatego plan był taki, żeby pokręcić się po okolicy, żeby w razie czego móc szybko wrócić. Rzeczywiście burze przetoczyły się w okolicy, widziałem błyski i pioruny w oddali, mi jednak udało się manewrować tak, że nie trafiłem na nie bezpośrednio.
Jeździłem w okolicach, które częściowo znałem, a częściowo nie - np pierwszy raz byłem w Mostkach. Tereny bardzo fajne, jedzie się po lasach, często mija łąki i niewielkie malownicze miejscowości. Do tego zbudowano tu niedawno sporo nowych dróg, na których ruch jest niewielki, dlatego jeździ się po nich szybko i bezpiecznie.
Dojeżdżam do Maziarni. Po lewej widać chmurę burzową.
Okolice Golców
Z kolei w okolicach Deputatów widziałem chyba ze 100 bocianów, część tak jak tutaj siedziała sobie w gniazdach, reszta łaziła po polach szukając jedzenia.
Na koniec obiekt LZS'u Zdziary. Drużyna występuje w stalowowolskiej okręgówce.
- DST 69.00km
- Czas 03:01
- VAVG 22.87km/h
- VMAX 37.19km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 140m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 lipca 2017
Jezioro Tarnobrzeskie i okolice
Na dziś zaplanowałem sobie wycieczkę nad Jezioro Tarnobrzeskie.
Gdy dojeżdżam do Stalówki, na Poniatowskiego ruszam do bankomatu, potem kupuję napoje i ruszam. Tylko zapominam, że miałem się kierować na Tarnobrzeg, tymczasem jadę w kierunku Sandomingo :-) No ale ok, postanawiam kontynuować drogę przez Rozwadów, Obojnę, Kotową Wolę, Kępie Zaleszańskie, tylko tu nie skręcę razem z Green Velo, pojadę dalej do Zabrnia, stamtąd do Żupawy i Orlisk. Tu próbuję się przedostać dalej na Zachód, jadę płytami betonowymi i dojeżdżam do chyba jakieś byłej towarowej stacji kolejowej. Wszystko tu pięknie zdemolowane:
Szyby powybijane, na drodze pełno szkła, boję się o opony. Część metalowych elementów rozkradziona, nawet pokrywy od studzienek kanalizacyjnych, w środku nawet ściany działowe porozwalane (nośnych nie dało rady), resztę widać na zdjęciach. Jest tu sporo torów, jakieś perony, kilka sporych budynków, wszystko w fatalnym stanie. Tory dawno pozarastane. Niedaleko była kopalnia w Jeziórku, pewnie stąd szły w świat transporty urobku.
Stąd zjeżdżam w boczną drogę, która jest raczej piaszczysta, dziś wziąłem Krossa i nie da się przejechać, trzeba prowadzić. Docieram do... No właśnie nie wiem, czy to Stale, czy coś innego, w każdym razie przekraczam drogę nr 871 i stąd już łatwo dotrzeć do Jeziora.
Tam zjeżdżam na dół...
, okrążam jezioro i na północnym brzegu znajduję knajpę o nazwie "Piwna Chatka nad Jeziorem Tarnobrzeskim".
Sporo tu rowerzystów. A wybór piwa znakomity, same regionalne przysmaki, m.im. chyba cały repertuar z browaru Łańcut. Biorę pilsnera o nazwie "Beczka Dukatów" i szaszłyk z frytkami. Qrcze, spróbowałbym więcej, ale jeszcze jakieś 60km przede mną, więc taka opcja odpada.
Pół godziny mniej więcej trwa przerwa w tym miejscu. Następnie okrążam jezioro, dojeżdżam do Chmielowa, po czym robię sobie jeszcze kilkunastokilometrowe kółko przez miejscowości Dąbrowica, Ślęzaki, Kaczaki i Rozalin. Przed tą pierwszą jest kilka wzniesień. Mam stamtąd kilka zdjęć, ale muszę oszczędzać transfer :-)
W miejscowości Tarnowska Wola przekraczam krajową 9-tkę i kieruję się przez Alfredówkę do jednej z moich ulubionych tras, wzdłuż poligonu w Nowej Dębie. Stamtąd docieram do Krawców, przez las do skrzyżowania koło Alutec'a i potem przez Stalówkę do domu.
Fajna wycieczka w ciepły dzień, na koniec coś nawet nieśmiało zaczęło kropić, ale to nic takiego.
Najbardziej szkoda fajnej knajpy nad jeziorem. Muszę się tam wybrać jakimś autobusem, albo namówić znajomych na wyjazd nad wodę w któryś gorący dzień i potestować łańcuckie przysmaki na spokojnie :-)
Druga sprawa - żałuję, że jeszcze nie dokręciłem 20-30km. Siły miałem sporo, najszybszy odcinek na trasie, to ten ostatni, można było poprawić moje najlepsze tegoroczne osiągnięcie, czyli 130km, a pewnie i do 150-ciu bym dociągnął bez problemu. No ale mam jeszcze czas...
Gdy dojeżdżam do Stalówki, na Poniatowskiego ruszam do bankomatu, potem kupuję napoje i ruszam. Tylko zapominam, że miałem się kierować na Tarnobrzeg, tymczasem jadę w kierunku Sandomingo :-) No ale ok, postanawiam kontynuować drogę przez Rozwadów, Obojnę, Kotową Wolę, Kępie Zaleszańskie, tylko tu nie skręcę razem z Green Velo, pojadę dalej do Zabrnia, stamtąd do Żupawy i Orlisk. Tu próbuję się przedostać dalej na Zachód, jadę płytami betonowymi i dojeżdżam do chyba jakieś byłej towarowej stacji kolejowej. Wszystko tu pięknie zdemolowane:
Szyby powybijane, na drodze pełno szkła, boję się o opony. Część metalowych elementów rozkradziona, nawet pokrywy od studzienek kanalizacyjnych, w środku nawet ściany działowe porozwalane (nośnych nie dało rady), resztę widać na zdjęciach. Jest tu sporo torów, jakieś perony, kilka sporych budynków, wszystko w fatalnym stanie. Tory dawno pozarastane. Niedaleko była kopalnia w Jeziórku, pewnie stąd szły w świat transporty urobku.
Stąd zjeżdżam w boczną drogę, która jest raczej piaszczysta, dziś wziąłem Krossa i nie da się przejechać, trzeba prowadzić. Docieram do... No właśnie nie wiem, czy to Stale, czy coś innego, w każdym razie przekraczam drogę nr 871 i stąd już łatwo dotrzeć do Jeziora.
Tam zjeżdżam na dół...
, okrążam jezioro i na północnym brzegu znajduję knajpę o nazwie "Piwna Chatka nad Jeziorem Tarnobrzeskim".
Sporo tu rowerzystów. A wybór piwa znakomity, same regionalne przysmaki, m.im. chyba cały repertuar z browaru Łańcut. Biorę pilsnera o nazwie "Beczka Dukatów" i szaszłyk z frytkami. Qrcze, spróbowałbym więcej, ale jeszcze jakieś 60km przede mną, więc taka opcja odpada.
Pół godziny mniej więcej trwa przerwa w tym miejscu. Następnie okrążam jezioro, dojeżdżam do Chmielowa, po czym robię sobie jeszcze kilkunastokilometrowe kółko przez miejscowości Dąbrowica, Ślęzaki, Kaczaki i Rozalin. Przed tą pierwszą jest kilka wzniesień. Mam stamtąd kilka zdjęć, ale muszę oszczędzać transfer :-)
W miejscowości Tarnowska Wola przekraczam krajową 9-tkę i kieruję się przez Alfredówkę do jednej z moich ulubionych tras, wzdłuż poligonu w Nowej Dębie. Stamtąd docieram do Krawców, przez las do skrzyżowania koło Alutec'a i potem przez Stalówkę do domu.
Fajna wycieczka w ciepły dzień, na koniec coś nawet nieśmiało zaczęło kropić, ale to nic takiego.
Najbardziej szkoda fajnej knajpy nad jeziorem. Muszę się tam wybrać jakimś autobusem, albo namówić znajomych na wyjazd nad wodę w któryś gorący dzień i potestować łańcuckie przysmaki na spokojnie :-)
Druga sprawa - żałuję, że jeszcze nie dokręciłem 20-30km. Siły miałem sporo, najszybszy odcinek na trasie, to ten ostatni, można było poprawić moje najlepsze tegoroczne osiągnięcie, czyli 130km, a pewnie i do 150-ciu bym dociągnął bez problemu. No ale mam jeszcze czas...
- DST 110.35km
- Teren 10.00km
- Czas 05:15
- VAVG 21.02km/h
- VMAX 35.12km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 110m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 lipca 2017
Rowerem do Piekła. A potem dalej w Lasy Janowskie...
W piątek szukając sobie celu na kolejny wypad, zauważyłem na mapie w okolicy pomiędzy Lipowcem, Kochanami, a rezerwatem Jastkowice nazwę "Piekło":
Jako człek ciekawski postanowiłem sprawdzić jak piekło wygląda. Różne rzeczy słyszy się o Piekle, to księża coś mówią, to ludzie opowiadają jakieś stare historie, czy wreszcie mamy o Piekle całkiem sporo w literaturze (Dante :-) ), czy tam ostatnio generalnie w całej kulturze. Sprawdźmy zatem co jest prawdą, a co nie...
Zaczynam od Ludianu, po dojechaniu do zakrętu z widocznym drogowskazem na Lipowiec jadę dalej prosto i powoli trzeba już uważać, bo bramy do Piekła są gdzieś po lewej stronie.
Przed wyjazdem z domu włączyłem sobie na telefonie geoportal, nowa wersja pamięta ostatnio przeglądane mapy, co jest bardzo pomocne w lasach, dzięki temu łatwo będzie trafić do Piekła.
A jak tam trafić? Skręcić musimy tuż przed skrzyżowaniem, na którym znajduje się drogowskaz na Kochany i Dębowiec.
Po przejechaniu 100 metrów mamy następne skrzyżowanie:
i tu musimy wybrać tę gorszą trasę w lewo, wtedy Piekło będziemy mieli po prawej stronie. Oczywiście na wycieczkę do Piekła zabrałem Canyona, pewny rower na niepewne miejsca.
I tu pierwsze co rzuca się w oczy: AC/DC twierdzi, że do Piekła prowadzi autostrada ("Highway to Hell"). Od razu to dementuję - nie ma żadnej autostrady, jest leśna droga, cała w piachu, nie masz roweru z grubymi oponami, to nawet nie startuj.
Po kilkuset metrach Piekło mam po prawej stronie. I co?
W Piekle znajdują się dziwne doły przy drodze:
W Piekle, w lesie rośnie głównie trawa:
W Piekle chyba rzeczywiście pali się w kotłach. To czarne poniżej, wygląda jakby coś się na tym paliło:
Lucyfer ucieszył się z ustawy ministra Szyszki, jak tylko weszła w życie, kazał czortom wyciąć trochę drzew. Wcześniej pod kotłami palili wunglem za 8 stówek za tonę i budżet Piekła ledwo zipał...
W Piekle jest przesrane. Jak tylko na chwilę się zatrzymasz, od razu zajmuje się Tobą cała chmara komarów i innych takich.
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o Piekło. Z Piekła dojeżdżam do Kochanów, ścieżką, która myślałem, że jest nieprzejezdna, a dalej ląduję na drodze prowadzącej obok Dębowca, a następnie okalającej Imielty od południa. Wcześniej jakieś 300m muszę prowadzić rower, bo w pewnym momencie trafiam na fragment drogi zarośnięty gęstymi trawami. Poza tym da się jechać, ale tylko na grubych oponach.
Teraz będę szukał następnego celu - miejsca opisanego na mapie jako "Pod Partyzantem". Mapa wskazuje, że znajduje się ono niecały kilometr od południowej granicy rezerwatu, mniej więcej od środka owej granicy. Tylko nie należy jechać po liniach działowych, bo dojeżdża się do czegoś takiego:
Nie wiem co to takiego. Może jakaś chatka myśliwska? Budynek nie jest stary, ktoś musiał się natrudzić, żeby tu go wybudować.
A dalej nie da się jechać tą linią działową, zresztą mapa geoportal pokazuje, że droga prowadzi wcześniejszą linią działową, a potem skręca na wschód.
No to wracam się i skręcam w lewo.
Tu znowu w lewo:
Po chwili jestem u celu:
To gdzieś tutaj. Trzeba poszukać tu czegoś, prawdopodobnie jakiegoś grobu. A potem będę jechał tą ścieżką po lewej stronie zdjęcia.
Zauważam krzyż i podchodzę do niego:
Jest grób partyzanta. Widać, że ktoś tu czasem zagląda. Szukałem przed chwilą jakichś informacji, być może ktoś coś na ten temat w necie napisał i znalazłem zdjęcie tego miejsca, tylko krzyż był drewniany (brzozowy), zatem jak widać został on niedawno wymieniony na stalowy.
Wracam do skrzyżowania i jadę prosto, geoportal pokazuje, że jest tu droga, którą dotrę do innej drogi, którą już znam i znajdę się na południowo - wschodnim krańcu rezerwatu Imielty Ług.
Tu znowu trzeba prowadzić rower, bo pokazuje się coś takiego:
Potem jest jeszcze gorzej. Nie chce mi się wracać, więc powoli idę dalej. Boję się, żeby nie było tu jakiegoś błota. Błota nie ma, ale trawa jest mokra. I tak z kilometr, czy półtora. Obłazi mnie jakieś robactwo, ale jak już dochodzę do poszukiwanej drogi, kłopoty z nawierzchnią na ten dzień się kończą. Chociaż po piasku jeszcze przyjdzie mi jechać.
Następnie kieruję się na Pikule, ale przed nimi skręcam w kierunku Kalennego, tyle, że nie dojeżdżam tam, bo wcześniej skręcam w prawo, właśnie tu:
Droga prowadzi do asfaltówki Gwizdów - Modliborzyce, znanej ze znakomitej jakości asfaltu, jednak dziś jedynie przekraczam ją i jadę dalej w las szutrem. Na pierwszym zakręcie skręcam w lewo, w kierunku Osówka.
Tu znowu mam piasek, ale da radę jechać.
Po kilkuset metrach znajduję coś takiego:
Dobra, jest studnia, żuraw i jakiś kamień z tablicą.
Ciekawe dla kogo to wotum wdzięczności? Dla lasu?
Potem mam już Osówek, następnie zatrzymuję się w sklepie w Malińcu, gdzie spijam piwo Lubelskie. Rozkładam mapy i zastanawiam się, czy nie spróbować jeszcze dojechać do miejsca zwanego "Trzema grobkami", które mapa wskazuje na terenie rezerwatu "Łęka". U dwóch miejscowych, którzy również piją browara wzbudza to zainteresowanie. Jeden pyta się 3 razy, czy jestem leśniczym, czy ekologiem. Dwa razy odpowiadam, że turystą, że jeżdżę tu rowerem itd. Za trzecim razem mówię, że jestem gajowym, co chyba wzbudza u niego szacunek. Próbuję się dowiedzieć coś o "Trzech Grobkach", ale rdzynni mają szacunkowo po 2.5 promila na łeb i ciężko im mapę obrócić we właściwym kierunku, co dopiero coś doradzić. Dowiaduję się tylko, że tam pozarastane i na piechotę trzeba iść, więc odpuszczam.
Wracam zatem do domu. Przed Osówkiem mijałem jeszcze kilka fajnych stawów, mam zdjęcia, ale zostało mi 9.5MB transferu w lipcu, a mamy dopiero 9-ty, więc... :-)
Jako człek ciekawski postanowiłem sprawdzić jak piekło wygląda. Różne rzeczy słyszy się o Piekle, to księża coś mówią, to ludzie opowiadają jakieś stare historie, czy wreszcie mamy o Piekle całkiem sporo w literaturze (Dante :-) ), czy tam ostatnio generalnie w całej kulturze. Sprawdźmy zatem co jest prawdą, a co nie...
Zaczynam od Ludianu, po dojechaniu do zakrętu z widocznym drogowskazem na Lipowiec jadę dalej prosto i powoli trzeba już uważać, bo bramy do Piekła są gdzieś po lewej stronie.
Przed wyjazdem z domu włączyłem sobie na telefonie geoportal, nowa wersja pamięta ostatnio przeglądane mapy, co jest bardzo pomocne w lasach, dzięki temu łatwo będzie trafić do Piekła.
A jak tam trafić? Skręcić musimy tuż przed skrzyżowaniem, na którym znajduje się drogowskaz na Kochany i Dębowiec.
Po przejechaniu 100 metrów mamy następne skrzyżowanie:
i tu musimy wybrać tę gorszą trasę w lewo, wtedy Piekło będziemy mieli po prawej stronie. Oczywiście na wycieczkę do Piekła zabrałem Canyona, pewny rower na niepewne miejsca.
I tu pierwsze co rzuca się w oczy: AC/DC twierdzi, że do Piekła prowadzi autostrada ("Highway to Hell"). Od razu to dementuję - nie ma żadnej autostrady, jest leśna droga, cała w piachu, nie masz roweru z grubymi oponami, to nawet nie startuj.
Po kilkuset metrach Piekło mam po prawej stronie. I co?
W Piekle znajdują się dziwne doły przy drodze:
W Piekle, w lesie rośnie głównie trawa:
W Piekle chyba rzeczywiście pali się w kotłach. To czarne poniżej, wygląda jakby coś się na tym paliło:
Lucyfer ucieszył się z ustawy ministra Szyszki, jak tylko weszła w życie, kazał czortom wyciąć trochę drzew. Wcześniej pod kotłami palili wunglem za 8 stówek za tonę i budżet Piekła ledwo zipał...
W Piekle jest przesrane. Jak tylko na chwilę się zatrzymasz, od razu zajmuje się Tobą cała chmara komarów i innych takich.
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o Piekło. Z Piekła dojeżdżam do Kochanów, ścieżką, która myślałem, że jest nieprzejezdna, a dalej ląduję na drodze prowadzącej obok Dębowca, a następnie okalającej Imielty od południa. Wcześniej jakieś 300m muszę prowadzić rower, bo w pewnym momencie trafiam na fragment drogi zarośnięty gęstymi trawami. Poza tym da się jechać, ale tylko na grubych oponach.
Teraz będę szukał następnego celu - miejsca opisanego na mapie jako "Pod Partyzantem". Mapa wskazuje, że znajduje się ono niecały kilometr od południowej granicy rezerwatu, mniej więcej od środka owej granicy. Tylko nie należy jechać po liniach działowych, bo dojeżdża się do czegoś takiego:
Nie wiem co to takiego. Może jakaś chatka myśliwska? Budynek nie jest stary, ktoś musiał się natrudzić, żeby tu go wybudować.
A dalej nie da się jechać tą linią działową, zresztą mapa geoportal pokazuje, że droga prowadzi wcześniejszą linią działową, a potem skręca na wschód.
No to wracam się i skręcam w lewo.
Tu znowu w lewo:
Po chwili jestem u celu:
To gdzieś tutaj. Trzeba poszukać tu czegoś, prawdopodobnie jakiegoś grobu. A potem będę jechał tą ścieżką po lewej stronie zdjęcia.
Zauważam krzyż i podchodzę do niego:
Jest grób partyzanta. Widać, że ktoś tu czasem zagląda. Szukałem przed chwilą jakichś informacji, być może ktoś coś na ten temat w necie napisał i znalazłem zdjęcie tego miejsca, tylko krzyż był drewniany (brzozowy), zatem jak widać został on niedawno wymieniony na stalowy.
Wracam do skrzyżowania i jadę prosto, geoportal pokazuje, że jest tu droga, którą dotrę do innej drogi, którą już znam i znajdę się na południowo - wschodnim krańcu rezerwatu Imielty Ług.
Tu znowu trzeba prowadzić rower, bo pokazuje się coś takiego:
Potem jest jeszcze gorzej. Nie chce mi się wracać, więc powoli idę dalej. Boję się, żeby nie było tu jakiegoś błota. Błota nie ma, ale trawa jest mokra. I tak z kilometr, czy półtora. Obłazi mnie jakieś robactwo, ale jak już dochodzę do poszukiwanej drogi, kłopoty z nawierzchnią na ten dzień się kończą. Chociaż po piasku jeszcze przyjdzie mi jechać.
Następnie kieruję się na Pikule, ale przed nimi skręcam w kierunku Kalennego, tyle, że nie dojeżdżam tam, bo wcześniej skręcam w prawo, właśnie tu:
Droga prowadzi do asfaltówki Gwizdów - Modliborzyce, znanej ze znakomitej jakości asfaltu, jednak dziś jedynie przekraczam ją i jadę dalej w las szutrem. Na pierwszym zakręcie skręcam w lewo, w kierunku Osówka.
Tu znowu mam piasek, ale da radę jechać.
Po kilkuset metrach znajduję coś takiego:
Dobra, jest studnia, żuraw i jakiś kamień z tablicą.
Ciekawe dla kogo to wotum wdzięczności? Dla lasu?
Potem mam już Osówek, następnie zatrzymuję się w sklepie w Malińcu, gdzie spijam piwo Lubelskie. Rozkładam mapy i zastanawiam się, czy nie spróbować jeszcze dojechać do miejsca zwanego "Trzema grobkami", które mapa wskazuje na terenie rezerwatu "Łęka". U dwóch miejscowych, którzy również piją browara wzbudza to zainteresowanie. Jeden pyta się 3 razy, czy jestem leśniczym, czy ekologiem. Dwa razy odpowiadam, że turystą, że jeżdżę tu rowerem itd. Za trzecim razem mówię, że jestem gajowym, co chyba wzbudza u niego szacunek. Próbuję się dowiedzieć coś o "Trzech Grobkach", ale rdzynni mają szacunkowo po 2.5 promila na łeb i ciężko im mapę obrócić we właściwym kierunku, co dopiero coś doradzić. Dowiaduję się tylko, że tam pozarastane i na piechotę trzeba iść, więc odpuszczam.
Wracam zatem do domu. Przed Osówkiem mijałem jeszcze kilka fajnych stawów, mam zdjęcia, ale zostało mi 9.5MB transferu w lipcu, a mamy dopiero 9-ty, więc... :-)
- DST 83.53km
- Teren 20.00km
- Czas 04:29
- VAVG 18.63km/h
- VMAX 49.31km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 100m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze