Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2018
Dystans całkowity: | 71.80 km (w terenie 37.50 km; 52.23%) |
Czas w ruchu: | 07:29 |
Średnia prędkość: | 9.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 34.50 km/h |
Suma podjazdów: | 90 m |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 35.90 km i 3h 44m |
Więcej statystyk |
Sobota, 12 maja 2018
X krajoznawczy rajd rowerowy "Szlakami Leśnego Skarbca"
Po ubiegłorocznym rajdzie, oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na trasie w tym roku. Do wyboru znowu trasa "turystyczna", licząca tym razem 48km oraz trasa "ekstremalna" - wg planów 71km. Wybór oczywisty.
Tym razem na trasę ekstremalną wybiera się 17 osób. Jedna po chwili rezygnuje po awarii roweru, druga rezygnuje w przerwie podczas pikniku i kończy rajd trasą turystyczną, natomiast wtedy dołączają do nas dwie osoby z trasy turystycznej i kończymy takim samym stanem, czyli siedemnastką. Tym razem burmistrz Janowa miał jakieś spotkania i przejechał z nami symboliczne 10km, ale i tak szacunek dla tego pana. Jego nie uwzględniłem w powyższych wyliczeniach.
Z planowanych 71km wyszło kilka km mniej, bo gdy dojechaliśmy do miejsca gdzie droga prowadząca wprost z Ludianu krzyżuje się z innymi, m.im. tymi prowadzącymi do Kochanów i Lipowca, jedna uczestniczka złapała gumę i chwilę zajęło uporanie się z problemem. Ci z "turystycznej" byli już wtedy na miejscu pikniku i oszczędziliśmy sobie kilka km (plan był taki, żeby jechać na Lipowiec, potem obok Kruszyny na wąski asfalt prowadzący z Goliszowca do Lipy i stamtąd skręcić na Janiki, pokonać piaszczystą groblę i stawić się na piknik przy wiatach tuż przed Gwizdowem). Trasa ostatecznie wyglądała następująco:
Porównując do zeszłorocznej, mimo, że nieco krócej, było o wiele ciężej. Po drodze sporo piachu. Większość pokonałem, ale zdarzało się, że i ja musiałem prowadzić rower. O tych, którzy mieli rowery z węższymi oponami już nie wspomnę. Ale jak to na rajdach, co chwilę przerwa, czekaliśmy na pozostałych. Z poprzedniego rajdy pamiętałem dwójkę przewodników i jeszcze 5 osób.
Kilka fotexów:
- zbiórka przed rajdem:
- przerwa na moście w Nalepach:
- tu jakaś chałupa po wjeździe do Nalepów. Przewodnik opowiadał, że jedna ze scen z słynnego serialu "Polskie drogi" została nakręcona w tym miejscu i w tej chałupie.
- pierwsze piachy na trasie - droga leśna Nalepy - Domostawa:
W Domostawie przerwa przy sklepo-barze. Połowa ekipy kupuje Perełki. Swoje ziomki :-) Nie będę odmieńcem :-)
- to już ścieżka ze Szwedów w Lasy Janowskie. To co widać, to fundament pod wieżę obserwacyjną, czy przeciwpożarową:
- tu akcja z wymianą dętki na skrzyżowaniu do Kochanów, czy Dębowca:
Dalej piknik:
- następny przystanek niedaleko. Jedziemy kawałek do Gwizdowa, odbijamy na Osówek, a tam do sklepo-baru. Sklepo-baru? No tak! Byłem tam z 50 razy i nie wiedziałem, że mają tam Perełkę z kija. Po wejściu do sklepu są takie drzwi na prawo i tam jest bar! Wszyscy kupują Perełkę, ja jednak biorę 2 małe Lubelskie, bo u nas tego nie ma, a to piwko jest dosyć fajne:
Dalej jedziemy asfaltem i tuż przed Potoczkiem skręcamy w kierunku Janowa. Tu droga raczej fatalna. Dominuje piach.
Po dojechaniu do Janowa, wciskam coś z grilla i jadę do domu. Mój ojciec odprawia imieniny i trzeba wracać, chociaż chciałoby się zostać. Przewodnicy mówią, że "najtrudniejsza część rajdu dopiero przed nami" :-)
No cóż.. spróbuję za rok. Z rajdem na pewno... A ze zrobieniem najtrudniejszej części zobaczymy jak wyjdzie :-)
Podsumowując: fajnie to zorganizowane, dobór tras ok, mimo, że nieco krócej niż w zeszłym roku, to... w zeszłym roku wróciłem rześki, czułem niedosyt... Teraz kilkanaście kilosów po piachu dało mocno popalić.
Rajd janowski przejechałem drugi raz, fajna sprawa, polecam wszystkim.
Tym razem na trasę ekstremalną wybiera się 17 osób. Jedna po chwili rezygnuje po awarii roweru, druga rezygnuje w przerwie podczas pikniku i kończy rajd trasą turystyczną, natomiast wtedy dołączają do nas dwie osoby z trasy turystycznej i kończymy takim samym stanem, czyli siedemnastką. Tym razem burmistrz Janowa miał jakieś spotkania i przejechał z nami symboliczne 10km, ale i tak szacunek dla tego pana. Jego nie uwzględniłem w powyższych wyliczeniach.
Z planowanych 71km wyszło kilka km mniej, bo gdy dojechaliśmy do miejsca gdzie droga prowadząca wprost z Ludianu krzyżuje się z innymi, m.im. tymi prowadzącymi do Kochanów i Lipowca, jedna uczestniczka złapała gumę i chwilę zajęło uporanie się z problemem. Ci z "turystycznej" byli już wtedy na miejscu pikniku i oszczędziliśmy sobie kilka km (plan był taki, żeby jechać na Lipowiec, potem obok Kruszyny na wąski asfalt prowadzący z Goliszowca do Lipy i stamtąd skręcić na Janiki, pokonać piaszczystą groblę i stawić się na piknik przy wiatach tuż przed Gwizdowem). Trasa ostatecznie wyglądała następująco:
Porównując do zeszłorocznej, mimo, że nieco krócej, było o wiele ciężej. Po drodze sporo piachu. Większość pokonałem, ale zdarzało się, że i ja musiałem prowadzić rower. O tych, którzy mieli rowery z węższymi oponami już nie wspomnę. Ale jak to na rajdach, co chwilę przerwa, czekaliśmy na pozostałych. Z poprzedniego rajdy pamiętałem dwójkę przewodników i jeszcze 5 osób.
Kilka fotexów:
- zbiórka przed rajdem:
- przerwa na moście w Nalepach:
- tu jakaś chałupa po wjeździe do Nalepów. Przewodnik opowiadał, że jedna ze scen z słynnego serialu "Polskie drogi" została nakręcona w tym miejscu i w tej chałupie.
- pierwsze piachy na trasie - droga leśna Nalepy - Domostawa:
W Domostawie przerwa przy sklepo-barze. Połowa ekipy kupuje Perełki. Swoje ziomki :-) Nie będę odmieńcem :-)
- to już ścieżka ze Szwedów w Lasy Janowskie. To co widać, to fundament pod wieżę obserwacyjną, czy przeciwpożarową:
- tu akcja z wymianą dętki na skrzyżowaniu do Kochanów, czy Dębowca:
Dalej piknik:
- następny przystanek niedaleko. Jedziemy kawałek do Gwizdowa, odbijamy na Osówek, a tam do sklepo-baru. Sklepo-baru? No tak! Byłem tam z 50 razy i nie wiedziałem, że mają tam Perełkę z kija. Po wejściu do sklepu są takie drzwi na prawo i tam jest bar! Wszyscy kupują Perełkę, ja jednak biorę 2 małe Lubelskie, bo u nas tego nie ma, a to piwko jest dosyć fajne:
Dalej jedziemy asfaltem i tuż przed Potoczkiem skręcamy w kierunku Janowa. Tu droga raczej fatalna. Dominuje piach.
Po dojechaniu do Janowa, wciskam coś z grilla i jadę do domu. Mój ojciec odprawia imieniny i trzeba wracać, chociaż chciałoby się zostać. Przewodnicy mówią, że "najtrudniejsza część rajdu dopiero przed nami" :-)
No cóż.. spróbuję za rok. Z rajdem na pewno... A ze zrobieniem najtrudniejszej części zobaczymy jak wyjdzie :-)
Podsumowując: fajnie to zorganizowane, dobór tras ok, mimo, że nieco krócej niż w zeszłym roku, to... w zeszłym roku wróciłem rześki, czułem niedosyt... Teraz kilkanaście kilosów po piachu dało mocno popalić.
Rajd janowski przejechałem drugi raz, fajna sprawa, polecam wszystkim.
- DST 64.30km
- Teren 30.00km
- Czas 03:29
- VAVG 18.46km/h
- VMAX 34.50km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 maja 2018
tym razem z bucika / Howerla - najwyższy szczyt Ukrainy
Tym razem piesza wycieczka górska. Majówkę spędziłem na Ukrainie, byliśmy m.im. kilka dni w Karpatach, więc postanowieniem moich znajomych było wejść na najwyższy szczyt Ukrainy - Howerlę 2061 m n.p.m. Ja już tam byłem wcześniej. Pasmo górskie zwie się Czarnohora i wygląda jak nasze Bieszczady, ale jest 700m wyższe. Swego czasu przemierzyłem z kumplami całe.
Tym razem jednak szybka akcja. Trzeba podjechać do Zaroślaka. Zaroślak to takie miejsce, w którym jest jakiś hotel, jakaś chałupa i... mnóstwo stoisk z pamiątkami, jedzeniem, piwem itp. Ludzi tu sporo, w odróżnieniu od reszty Czarnohory, która jest znacznie ciekawsza od Howerli. Jednak prawdziwy Ukrainiec musi zaliczyć Howerlę, tak samo jak prawdziwy Polak Kasprowy Wierch, czy Giewont, albo prawdziwy Słowak Krywań, więc jedziemy :-) Jest nas pięcioro, poza mną kumpel z Ukrainy z polską żoną i jego siostra z córką.
Żeby dostać się do Zaroślaka trzeba trochę wytłuc samochód. O ile ostatnio stan głównych dróg na Ukrainie się poprawił, o tyle jeśli zjeżdżasz z dróg głównych jedziesz czymś podobnym do naszych dróg leśnych (i tu lepszym środkiem transportu byłby rower). Gdy skręcamy na taką właśnie drogę w kierunku Zaroślaka, po kilku kilometrach mijamy małą osadę, za którą znajdują się budki strażników, informacje turystyczne, knajpki i sklepy. Po opłaceniu wjazdu na teren Parku strażnik pociesza nas, że dzień wcześniej w drodze na Howerlę zmarł chorwacki turysta, miał 52 lata. "Za dużo pewnie wypił dzień wcześniej". Możliwe. Alkohol jest bardzo tani. My oczywiście wiedzieliśmy na co się porywamy i dzień wcześniej byliśmy grzeczni.
Jeszcze zanim dojechaliśmy do Zaroślaka, doznałem szoku. Góry były mocno zaśnieżone. Kwiecień w tym rejonie był równie ciepły co u nas, jednak co góry to góry - nie wszystko zdążyło stopnieć. Jak na prawdziwych górskich turystów przystało, jesteśmy wyposażeni w przysłowiowe "adidasy", więc będzie ok :-) Ja mam ponadto krótkie spodenki.
Sam Zaroślak, to głównie stragany. Turystów tu sporo - Howerla to najczęściej odwiedzany szczyt w Ukrainie. Pewnie 20 razy częściej niż jakikolwiek inny. Mimo wszystko na szlakach nie ma tłumów jak u nas w Tatrach.
Idziemy prosto i w lesie zaczynamy wspinaczkę.
Tu wybieramy niebieski szlak, tak doradzili nam strażnicy. Zielony ponoć zabłocony. Niebieski za to częściowo po mokrym śniegu, ale lepsze to niż błoto.
Las szybko się kończy. Zaroślak jest położony na wysokości ok. 1300m n.p.m., więc piętro lasu za chwilę przejdzie w kosówkę. I tak też się dzieje:
Tu widok na główną grań Czarnohory.
Za chwilę tablica poświęcona pamięci innego turysty, który porwał się na Howerlę i nie doszedł:
I za chwilę widać już Małą Howerlę, to będzie dopiero półmetek wycieczki
Kumpel z żoną zostali w tyle, mają kryzys. Ja idę dalej z jego siostrą i 9-letnią córką. Za sobą zostawiamy takie widoki:
Tu, spod szczytu Małej Howerli widać już lepiej pasmo Czarnohory:
Śniegu jednak jest sporo.
Na górze siadamy i czekamy z godzinę na pozostałą dwójkę.
Widać już szczyt Howerli
Będzie ciekawie :-)
Nie jestem pewien, czy moi kompani (czy raczej kompanki) chcą iść dalej, ale jednak chcą. No to idziemy. Do szczytu jakieś 300m w górę.
Tu ładny widok w dół, w tle widać zabudowania Zaroślaka.
A takie coś wciąż przed nami:
No i w końcu wchodzimy na szczyt. Jestem tu już drugi raz.
Jest krzyż, mały pomnik, jakieś coś takiego (w 2012r. tego nie było)
i...
… tablica, na której mamy: w środku plakietkę fundatora - Witora Juszczenki, a pozostałe plakietki symbolizują miejsca walk z poszczególnych obwodów, w których Ukraińcy brali udział. Jest m.im. Chocim. Wtedy narodu ukraińskiego jako takiego jeszcze nie było, ale czerpią oni ze spuścizny Kozaków od czasu do czasu. Inne to słynne miejsca walk podczas II WŚ.
A to moja ekipa:
Oksana i 9-letnia Tina.
Na szczycie spędzamy 10 minut. Wieje mocno, zbierają się chmury, a że niektóre prognozy mówiły o burzach i dodatkowo myślimy, że kumpel z żoną zrezygnowali z wejścia i na nas czekają, więc w tej sytuacji trzeba schodzić.
Jeszcze rzut oka na Czarnohorę z Howerli:
Gdzieś tam na końcu jest Pop Iwan 2028 m n.p.m. wraz z ruinami obserwatorium meteorologicznego zbudowanego tam przez Polskę w 1938 roku. Tam już byłem w 2012r. Kawał historii...
Zejście z Howerli w tych warunkach to super sprawa. Dupozjazd ponad 200 m w dół trwa tylko minutę, dostarcza adrenaliny, przy okazji to najszybszy sposób na pokonanie tej odległości. Śnieg ma jednak swoje zalety. To, że buty mamy przemoczone, tylko przyspiesza decyzję. No i jak już zjechaliśmy do przełęczy pomiędzy Małą Howerlą a Howerlą, zauważyliśmy... kumpla z żoną, którzy jednak postanowili kontynuować wejście. Czekamy na nich kolejną godzinę na Małej.
A potem już w dół. Ekipa w całości, więc odłączam się i pędzę do Zaroślaka. Jestem jakieś 45 minut przed pozostałymi, więc mam dużo czasu na zjedzenie jakiegoś nieznanego fast-fooda (niebo w gębie) i wypicie dwóch butelek Lvivskiego.
Wycieczka zajęła nam dużo czasu. Gdybym szedł sam, pewnie obróciłbym w 2.5 godziny maksymalnie. Ale dzielnie eskortowałem część ekipy na szczyt, więc musiałem dostosować się do tempa. Howerla zaliczona po raz drugi. Teraz muszę znowu wejść na Rysy, żeby wynik się wyrównał. Sama trasa jak dla mnie niezbyt trudna - łącznie 7.5km w obie strony i ok 800m pod górę.
Korciło mnie wejście na Popa Iwana, tak zresztą planowaliśmy zrobić w piątek 4. maja. Ale przed wyjazdem nadwyrężyłem krzyż, pozostali też nie bardzo chcieli i daliśmy sobie spokój. Ta wycieczka to już nie byłyby przelewki. Ok. 26km i 1300 m przewyższenia. Szkoda, ale jeszcze tam wrócę. Obserwatorium na Popie Iwanie obrosło niemal w legendę. Od kilku lat coś tam powoli się dzieje, bo są plany jego odbudowy. Niestety tylko strona polska wnosi w to jakieś fundusze, zresztą nie dziwne, Ukraina ma większe problemy.
Dla zainteresowanych krótkie filmiki z 2012 r.:
przechadzka po obserwatorium:
https://www.youtube.com/watch?v=y57W8EKfJnw
I filmik z wycieczki po całym paśmie Czarnohory:
https://www.youtube.com/watch?v=m7OlZexAP54
Tym razem jednak szybka akcja. Trzeba podjechać do Zaroślaka. Zaroślak to takie miejsce, w którym jest jakiś hotel, jakaś chałupa i... mnóstwo stoisk z pamiątkami, jedzeniem, piwem itp. Ludzi tu sporo, w odróżnieniu od reszty Czarnohory, która jest znacznie ciekawsza od Howerli. Jednak prawdziwy Ukrainiec musi zaliczyć Howerlę, tak samo jak prawdziwy Polak Kasprowy Wierch, czy Giewont, albo prawdziwy Słowak Krywań, więc jedziemy :-) Jest nas pięcioro, poza mną kumpel z Ukrainy z polską żoną i jego siostra z córką.
Żeby dostać się do Zaroślaka trzeba trochę wytłuc samochód. O ile ostatnio stan głównych dróg na Ukrainie się poprawił, o tyle jeśli zjeżdżasz z dróg głównych jedziesz czymś podobnym do naszych dróg leśnych (i tu lepszym środkiem transportu byłby rower). Gdy skręcamy na taką właśnie drogę w kierunku Zaroślaka, po kilku kilometrach mijamy małą osadę, za którą znajdują się budki strażników, informacje turystyczne, knajpki i sklepy. Po opłaceniu wjazdu na teren Parku strażnik pociesza nas, że dzień wcześniej w drodze na Howerlę zmarł chorwacki turysta, miał 52 lata. "Za dużo pewnie wypił dzień wcześniej". Możliwe. Alkohol jest bardzo tani. My oczywiście wiedzieliśmy na co się porywamy i dzień wcześniej byliśmy grzeczni.
Jeszcze zanim dojechaliśmy do Zaroślaka, doznałem szoku. Góry były mocno zaśnieżone. Kwiecień w tym rejonie był równie ciepły co u nas, jednak co góry to góry - nie wszystko zdążyło stopnieć. Jak na prawdziwych górskich turystów przystało, jesteśmy wyposażeni w przysłowiowe "adidasy", więc będzie ok :-) Ja mam ponadto krótkie spodenki.
Sam Zaroślak, to głównie stragany. Turystów tu sporo - Howerla to najczęściej odwiedzany szczyt w Ukrainie. Pewnie 20 razy częściej niż jakikolwiek inny. Mimo wszystko na szlakach nie ma tłumów jak u nas w Tatrach.
Idziemy prosto i w lesie zaczynamy wspinaczkę.
Tu wybieramy niebieski szlak, tak doradzili nam strażnicy. Zielony ponoć zabłocony. Niebieski za to częściowo po mokrym śniegu, ale lepsze to niż błoto.
Las szybko się kończy. Zaroślak jest położony na wysokości ok. 1300m n.p.m., więc piętro lasu za chwilę przejdzie w kosówkę. I tak też się dzieje:
Tu widok na główną grań Czarnohory.
Za chwilę tablica poświęcona pamięci innego turysty, który porwał się na Howerlę i nie doszedł:
I za chwilę widać już Małą Howerlę, to będzie dopiero półmetek wycieczki
Kumpel z żoną zostali w tyle, mają kryzys. Ja idę dalej z jego siostrą i 9-letnią córką. Za sobą zostawiamy takie widoki:
Tu, spod szczytu Małej Howerli widać już lepiej pasmo Czarnohory:
Śniegu jednak jest sporo.
Na górze siadamy i czekamy z godzinę na pozostałą dwójkę.
Widać już szczyt Howerli
Będzie ciekawie :-)
Nie jestem pewien, czy moi kompani (czy raczej kompanki) chcą iść dalej, ale jednak chcą. No to idziemy. Do szczytu jakieś 300m w górę.
Tu ładny widok w dół, w tle widać zabudowania Zaroślaka.
A takie coś wciąż przed nami:
No i w końcu wchodzimy na szczyt. Jestem tu już drugi raz.
Jest krzyż, mały pomnik, jakieś coś takiego (w 2012r. tego nie było)
i...
… tablica, na której mamy: w środku plakietkę fundatora - Witora Juszczenki, a pozostałe plakietki symbolizują miejsca walk z poszczególnych obwodów, w których Ukraińcy brali udział. Jest m.im. Chocim. Wtedy narodu ukraińskiego jako takiego jeszcze nie było, ale czerpią oni ze spuścizny Kozaków od czasu do czasu. Inne to słynne miejsca walk podczas II WŚ.
A to moja ekipa:
Oksana i 9-letnia Tina.
Na szczycie spędzamy 10 minut. Wieje mocno, zbierają się chmury, a że niektóre prognozy mówiły o burzach i dodatkowo myślimy, że kumpel z żoną zrezygnowali z wejścia i na nas czekają, więc w tej sytuacji trzeba schodzić.
Jeszcze rzut oka na Czarnohorę z Howerli:
Gdzieś tam na końcu jest Pop Iwan 2028 m n.p.m. wraz z ruinami obserwatorium meteorologicznego zbudowanego tam przez Polskę w 1938 roku. Tam już byłem w 2012r. Kawał historii...
Zejście z Howerli w tych warunkach to super sprawa. Dupozjazd ponad 200 m w dół trwa tylko minutę, dostarcza adrenaliny, przy okazji to najszybszy sposób na pokonanie tej odległości. Śnieg ma jednak swoje zalety. To, że buty mamy przemoczone, tylko przyspiesza decyzję. No i jak już zjechaliśmy do przełęczy pomiędzy Małą Howerlą a Howerlą, zauważyliśmy... kumpla z żoną, którzy jednak postanowili kontynuować wejście. Czekamy na nich kolejną godzinę na Małej.
A potem już w dół. Ekipa w całości, więc odłączam się i pędzę do Zaroślaka. Jestem jakieś 45 minut przed pozostałymi, więc mam dużo czasu na zjedzenie jakiegoś nieznanego fast-fooda (niebo w gębie) i wypicie dwóch butelek Lvivskiego.
Wycieczka zajęła nam dużo czasu. Gdybym szedł sam, pewnie obróciłbym w 2.5 godziny maksymalnie. Ale dzielnie eskortowałem część ekipy na szczyt, więc musiałem dostosować się do tempa. Howerla zaliczona po raz drugi. Teraz muszę znowu wejść na Rysy, żeby wynik się wyrównał. Sama trasa jak dla mnie niezbyt trudna - łącznie 7.5km w obie strony i ok 800m pod górę.
Korciło mnie wejście na Popa Iwana, tak zresztą planowaliśmy zrobić w piątek 4. maja. Ale przed wyjazdem nadwyrężyłem krzyż, pozostali też nie bardzo chcieli i daliśmy sobie spokój. Ta wycieczka to już nie byłyby przelewki. Ok. 26km i 1300 m przewyższenia. Szkoda, ale jeszcze tam wrócę. Obserwatorium na Popie Iwanie obrosło niemal w legendę. Od kilku lat coś tam powoli się dzieje, bo są plany jego odbudowy. Niestety tylko strona polska wnosi w to jakieś fundusze, zresztą nie dziwne, Ukraina ma większe problemy.
Dla zainteresowanych krótkie filmiki z 2012 r.:
przechadzka po obserwatorium:
https://www.youtube.com/watch?v=y57W8EKfJnw
I filmik z wycieczki po całym paśmie Czarnohory:
https://www.youtube.com/watch?v=m7OlZexAP54
- DST 7.50km
- Teren 7.50km
- Czas 04:00
- VAVG 32:00km/h
- Temperatura 25.0°C