Informacje

  • Wszystkie kilometry: 5522.60 km
  • Km w terenie: 766.50 km (13.88%)
  • Czas na rowerze: 11d 17h 41m
  • Prędkość średnia: 19.61 km/h
  • Więcej informacji.
liczniki odwiedzin baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bwele.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 1 maja 2018

tym razem z bucika / Howerla - najwyższy szczyt Ukrainy

Tym razem piesza wycieczka górska. Majówkę spędziłem na Ukrainie, byliśmy m.im. kilka dni w Karpatach, więc postanowieniem moich znajomych było wejść na najwyższy szczyt Ukrainy - Howerlę 2061 m n.p.m. Ja już tam byłem wcześniej. Pasmo górskie zwie się Czarnohora i wygląda jak nasze Bieszczady, ale jest 700m wyższe. Swego czasu przemierzyłem z kumplami całe. 
Tym razem jednak szybka akcja. Trzeba podjechać do Zaroślaka. Zaroślak to takie miejsce, w którym jest jakiś hotel, jakaś chałupa i... mnóstwo stoisk z pamiątkami, jedzeniem, piwem itp. Ludzi tu sporo, w odróżnieniu od reszty Czarnohory, która jest znacznie ciekawsza od Howerli. Jednak prawdziwy Ukrainiec musi zaliczyć Howerlę, tak samo jak prawdziwy Polak Kasprowy Wierch, czy Giewont, albo prawdziwy Słowak Krywań, więc jedziemy :-) Jest nas pięcioro, poza mną kumpel z Ukrainy z polską żoną i jego siostra z córką.
Żeby dostać się do Zaroślaka trzeba trochę wytłuc samochód. O ile ostatnio stan głównych dróg na Ukrainie się poprawił, o tyle jeśli zjeżdżasz z dróg głównych jedziesz czymś podobnym do naszych dróg leśnych (i tu lepszym środkiem transportu byłby rower). Gdy skręcamy na taką właśnie drogę w kierunku Zaroślaka, po kilku kilometrach mijamy małą osadę, za którą znajdują się budki strażników, informacje turystyczne, knajpki i sklepy. Po opłaceniu wjazdu na teren Parku strażnik pociesza nas, że dzień wcześniej w drodze na Howerlę zmarł chorwacki turysta, miał 52 lata. "Za dużo pewnie wypił dzień wcześniej". Możliwe. Alkohol jest bardzo tani. My oczywiście wiedzieliśmy na co się porywamy i dzień wcześniej byliśmy grzeczni.
Cycle Route 4425431 - via Bikemap.net
Jeszcze zanim dojechaliśmy do Zaroślaka, doznałem szoku. Góry były mocno zaśnieżone. Kwiecień w tym rejonie był równie ciepły co u nas, jednak co góry to góry - nie wszystko zdążyło stopnieć. Jak na prawdziwych górskich turystów przystało, jesteśmy wyposażeni w przysłowiowe "adidasy", więc będzie ok :-) Ja mam ponadto krótkie spodenki.
Sam Zaroślak, to głównie stragany. Turystów tu sporo - Howerla to najczęściej odwiedzany szczyt w Ukrainie. Pewnie 20 razy częściej niż jakikolwiek inny. Mimo wszystko na szlakach nie ma tłumów jak u nas w Tatrach.

Idziemy prosto i w lesie zaczynamy wspinaczkę.



Tu wybieramy niebieski szlak, tak doradzili nam strażnicy. Zielony ponoć zabłocony. Niebieski za to częściowo po mokrym śniegu, ale lepsze to niż błoto. 
Las szybko się kończy. Zaroślak jest położony na wysokości ok. 1300m n.p.m., więc piętro lasu za chwilę przejdzie w kosówkę. I tak też się dzieje:

Tu widok na główną grań Czarnohory.

Za chwilę tablica poświęcona pamięci innego turysty, który porwał się na Howerlę i nie doszedł:


I za chwilę widać już Małą Howerlę, to będzie dopiero półmetek wycieczki


Kumpel z żoną zostali w tyle, mają kryzys. Ja idę dalej z jego siostrą i 9-letnią córką. Za sobą zostawiamy takie widoki:


Tu, spod szczytu Małej Howerli widać już lepiej pasmo Czarnohory:


Śniegu jednak jest sporo.
Na górze siadamy i czekamy z godzinę na pozostałą dwójkę.

Widać już szczyt Howerli

Będzie ciekawie :-)

Nie jestem pewien, czy moi kompani (czy raczej kompanki) chcą iść dalej, ale jednak chcą. No to idziemy. Do szczytu jakieś 300m w górę.

Tu ładny widok w dół, w tle widać zabudowania Zaroślaka.

A takie coś wciąż przed nami:


No i w końcu wchodzimy na szczyt. Jestem tu już drugi raz. 


Jest krzyż, mały pomnik, jakieś coś takiego (w 2012r. tego nie było)

i...

… tablica, na której mamy: w środku plakietkę fundatora - Witora Juszczenki, a pozostałe plakietki symbolizują miejsca walk z poszczególnych obwodów, w których Ukraińcy brali udział. Jest m.im. Chocim. Wtedy narodu ukraińskiego jako takiego jeszcze nie było, ale czerpią oni ze spuścizny Kozaków od czasu do czasu. Inne to słynne miejsca walk podczas II WŚ. 
A to moja ekipa:

Oksana i 9-letnia Tina.

Na szczycie spędzamy 10 minut. Wieje mocno, zbierają się chmury, a że niektóre prognozy mówiły o burzach i dodatkowo myślimy, że kumpel z żoną zrezygnowali z wejścia i na nas czekają, więc w tej sytuacji trzeba schodzić.
Jeszcze rzut oka na Czarnohorę z Howerli:

Gdzieś tam na końcu jest Pop Iwan 2028 m n.p.m. wraz z ruinami obserwatorium meteorologicznego zbudowanego tam przez Polskę w 1938 roku. Tam już byłem w 2012r. Kawał historii...

Zejście z Howerli w tych warunkach to super sprawa. Dupozjazd ponad 200 m w dół trwa tylko minutę, dostarcza adrenaliny, przy okazji to najszybszy sposób na pokonanie tej odległości. Śnieg ma jednak swoje zalety. To, że buty mamy przemoczone, tylko przyspiesza decyzję. No i jak już zjechaliśmy do przełęczy pomiędzy Małą Howerlą a Howerlą, zauważyliśmy... kumpla z żoną, którzy jednak postanowili kontynuować wejście. Czekamy na nich kolejną godzinę na Małej.
A potem już w dół. Ekipa w całości, więc odłączam się i pędzę do Zaroślaka. Jestem jakieś 45 minut przed pozostałymi, więc mam dużo czasu na zjedzenie jakiegoś nieznanego fast-fooda (niebo w gębie) i wypicie dwóch butelek Lvivskiego.

Wycieczka zajęła nam dużo czasu. Gdybym szedł sam, pewnie obróciłbym w 2.5 godziny maksymalnie. Ale dzielnie eskortowałem część ekipy na szczyt, więc musiałem dostosować się do tempa. Howerla zaliczona po raz drugi. Teraz muszę znowu wejść na Rysy, żeby wynik się wyrównał. Sama trasa jak dla mnie niezbyt trudna - łącznie 7.5km w obie strony i ok 800m pod górę. 

Korciło mnie wejście na Popa Iwana, tak zresztą planowaliśmy zrobić w piątek 4. maja. Ale przed wyjazdem nadwyrężyłem krzyż, pozostali też nie bardzo chcieli i daliśmy sobie spokój. Ta wycieczka to już nie byłyby przelewki. Ok. 26km i 1300 m przewyższenia. Szkoda, ale jeszcze tam wrócę. Obserwatorium na Popie Iwanie obrosło niemal w legendę. Od kilku lat coś tam powoli się dzieje, bo są plany jego odbudowy. Niestety tylko strona polska wnosi w to jakieś fundusze, zresztą nie dziwne, Ukraina ma większe problemy. 
Dla zainteresowanych krótkie filmiki z 2012 r.:
przechadzka po obserwatorium:
https://www.youtube.com/watch?v=y57W8EKfJnw

I filmik z wycieczki po całym paśmie Czarnohory:
https://www.youtube.com/watch?v=m7OlZexAP54

  • DST 7.50km
  • Teren 7.50km
  • Czas 04:00
  • VAVG 32:00km/h
  • Temperatura 25.0°C
Niedziela, 22 kwietnia 2018

Trainspotting #01: Z Ostrowca Świętokrzyskiego do domu przez Sandomierz

W sobotę wieczorem zastanawiałem się dokąd pojechać w niedzielę i wpadłem na ciekawy pomysł. Zwykle, jeśli nie jeżdżę po lasach, gdzie wiatr nie przeszkadza, staram się jechać pod wiatr, tak, żeby wracać z wiatrem. Tym razem prognozy zapowiadały wiatr północno - zachodni, czyli z kierunku Sandomingo, więc zacząłem szukać tam jakiś celów w pobliżu tego miasta. Ostrowiec był troszkę za daleko, ale... Sprawdziłem rozkład jazdy PKP, okazało się, że z Rozwadowa jedzie pociąg pospieszny do Warszawy przez Ostrowiec, kupiłem zatem szybko bilet, wstępnie rozpoznałem mapę i rano wyruszyłem.

Cycle Route 4410893 - via Bikemap.net

Pociąg odjeżdżał o 10.42, wyjechałem z domu o 10-tej, pokonałem 8km do dworca i czekałem na pociąg.

Ten oczywiście spóźnił się 5 minut. Po dojeździe do Ostrowca spóźnienie wzrosło do 15-tu minut. W sumie niewiele jak na PKP. Na dworcu w Rozwadowie nie byłem już kilka ładnych lat.
W Ostrowcu jestem koło 12.00 i zaczynam powrót do domu. Najpierw trzeba stamtąd wyjechać, włączam więc nawigację w telefonie.

Widok na Ostrowiec z obrzeży miasta. W głębie widać stadion KSZO. Chociaż na tym zdjęciu może nie za dobrze jest on widoczny.

Za Ostrowcem zaczynają się pagórki. Na szczęście zgodnie z prognozą pogody wieje mi w plecy i jedzie się całkiem dobrze. Na wycieczkę zabrałem Canyona, spodziewałem się, że większość trasy przebiegać będzie po asfaltowych nawierzchniach, ale mam plan odnaleźć pewne miejsca koło Międzygórza, gdzie trzeba będzie wjechać w las i grubsze opony mogą się przydać.




Błękitne niebo, na łąkach i polach zielono, do tego ciepło i wiatr w plecy - czego chcieć więcej? :-)

Jedyny minus to fakt, że nie znam okolicy. Muszę więc co chwilę zerkać na mapę google. Oczywiście nie chciałem jechać drogami głównymi, więc nie ma innego wyjścia.

Po jakimś czasie dojeżdżam do miejscowości Małoszyce i w polu jakieś 150m od drogi głównej dostrzegam coś, co już widziałem w innym miejscu koło Sandomierza - tzw. "latarnię chocimską". Podjeżdżam obejrzeć ją z bliska.



Takich latarni jest sporo w okolicach Sandomierza. Legenda głosi, że postawili je rycerze wracający z spod Chocima, stąd ich nazwa. Jednak to tylko legenda. Latarnie stały zwykle na wzgórzach, były dobrze widoczne z oddali i stanowiły swego rodzaju "drogowskazy", czy punkty nawigacyjne. Do tego pełniły funkcję kapliczek, na każdej z nich znajdujemy motywy religijne.
Jadę dalej, celem jest Międzygórz. 
Po drodze dalej fajne widoki:


Na którymś zakręcie odnajduję krzyż (co prawda już bez krzyża, ale inskrypcja na obelisku głosi, że był tu krzyż):

W okolicach Międzygórza, górek jest jakby więcej:



I kilka razy wykorzystuję największą zębatkę - 42 zęby. Nie tak dawno temu stwierdziłem, że wystarczyłbym mi napęd 1x9, bez dwóch największych zębatek... No cóż - odwołuję :-)

W końcu dojeżdżam do ruin zamku w Międzygórzu. Najpierw tablica informacyjna:

Rzut oka na sam zamek z dołu:

Potem trzeba się wdrapać na górę i już jestem przy ruinach zamku:






Następnym celem są kurhany, które znajdują się w pobliskim lesie. Pochodzą z VII-IX wieku, czyli jeszcze z czasów pogańskich. Grzebano w nich ludzi po uprzednim spaleniu ich zwłok. Kurchany odkryto nie tak dawno temu, znajduje się ich tu kilkanaście i mierzą od metra, do trzech metrów średnicy. 
Po drodze mijam malownicze sady:

Droga, która miała prowadzić do kurhanów nie istnieje, wjeżdżam więc w las inną. Ale po chwili poddaję się z uwagi na trudną nawierzchnię i kłopoty nawigacyjne. Za kilometr z kawałkiem będę poszukiwał kolejnego cmentarzyska z kurhanami, więc te mogę odpuścić. 

A kolejne cmentarzysko znajduje się w Kleczanowie. Początek zapowiada się bardzo optymistycznie, mamy tablicę:


Dalej jest już gorzej. Zero oznakowania, droga fatalna, jeździć po niej się nie da:


Ale koniec końców odnajduję kilka kurhanów:




Szału nie ma. Pozarastane to wszystko. W latach 2006 i 2007 przeprowadzono tu wykopaliska i kilka kurhanów rozkopano. Odnaleziono fragmenty ceramiki i jakieś drobne przedmioty. W Kleczanowie odnaleziono również pochówek sprzed 5000 lat i pochowaną tam kobietę, która musiała być dosyć ważna, bo przy niej znaleziono wiele różnych artefaktów, które składano tylko w grobach jakiś ważnych osobistości. Tego jednak nie szukam, bo znajduje się na prywatnej posesji i nie znalazłem informacji, czy można ten grób tak sobie obejrzeć.

Teraz ruszam do Sandomingo. Pod sam koniec zjeżdżam na drogę główną nr 77, bo żeby jechać pobocznymi musiałbym sporo nadrobić. Jednak jest tu pas pomocniczy i jedzie się dosyć bezpiecznie. 

W Sandomierzu na rynku tłumy takie, że nie ma gdzie siąść. Wszystkie knajpy gęsto zaludnione, kolejki do lodziarni po kilkadziesiąt osób, znajduję tylko niezatłoczony sklep spożywczy, gdzie kupuję coś do picia i ruszam dalej.



A dalej to już częściowo Green Velo, dopiero w Kępiu Zaleszańskim odbijam na Kotową Wolę i ruszam do Stalówki.

Za mostem na Sanie skręcam jeszcze na chwilę na wał, gdzie spijam Perełkę i wracam do domu.

Na wale już też zielono:


Pomysł z pociągiem okazał się całkiem dobry. Jechałem cały czas z wiatrem, było co prawda sporo wzniesień i trzeba było trochę się pomęczyć, ale potem były całkiem fajne i długie zjazdy, bywało, że 2-km odcinki pokonywałem bez kręcenia. Cała droga wśród pól, sadów i łąk, widoki bardzo fajne. Szkoda, że pociągów przez Stalową nie jeździ zbyt wiele, a w części tych, które jeżdżą nie wolno przewozić rowerów, ale jeszcze gdzieniegdzie można się dostać w ten sposób i na pewno z tej możliwości skorzystam.

  • DST 113.53km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:39
  • VAVG 20.09km/h
  • VMAX 550.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 480m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 kwietnia 2018

Imielty Ług, Trzy grobki, Janiki, czyli kolejny dzień w Lasach Janowskich

Dziś wyjechałem po obiedzie i celem był znowu Park Krajobrazowy Lasy Janowskie.
Cycle Route 4375956 - via Bikemap.net

Jak już wyruszyłem, po mniej więcej 2.5 km, zorientowałem się, że coś jest nie tak, bo nie usłyszałem nic z telefonu na temat przejechanego dystansu. Oczywiście zapomniałem telefonu, więc musiałem się wrócić. 
Jak już wszystko zostało opanowane, obrałem za cel Imielty Ług. Dzień ciepły, może niezbyt słoneczny, na niebie były niegroźne chumrexy, ale może to i lepiej, nie spociłem się nawet specjalnie. 
Po dotarciu do rezerwatu kieruję się od razu na groblę, odpuszczam punkt widokowy, bo sądząc po ilości samochodów stojących przy wjeździe do rezerwatu, musiał być zatłoczony.






Tu sprawdzam na livescore.com jak idzie mojemu Newcastle w starciu z Arsenalem. Okazuje się, że moi prowadzą 2-1 na 10 minut przed końcem. Przedłużam zatem przerwę aż do końca meczu i gdy ten się kończy świetnym wynikiem, jadę dalej ze zdwojoną energią. 

Docieram do Gwizdowa, potem asfaltem jadę do Banii, gdzie znajduje się wejście do rezerwatu Łęka. Cel nr 2 to odnalezienie miejsca zwanego "Trzema Grobkami". W zeszłym roku próbowałem tam dotrzeć, ale miejscowi skutecznie mnie zniechęcili, twierdząc, że tam wszystko pozarastane, że droga nieprzejezdna itp.

No ale mam czas, najwyżej będę szedł z bucika prowadząc rower. 

Nie jadę główną drogą przez rezerwat, a drogą poboczną, przy której mam nadzieję znaleźć trzy groby. Droga nienajgorsza.

Co prawda sporo liści, ale ważne, że jest twardo, jedzie się dosyć szybko. 

No i jest:


Zawsze się zastanawiałem nad historią ludzi tu pochowanych. Ale raczej to nie miejscowi, bo ktoś kto postawił nagrobek z pewnością wiedziałby kto tu spoczywa. Wielu partyzantów z różnych organizacji, miejsc, a nawet krajów walczyło w tych terenach, więc nie ma się co dziwić, że to "bezimienne ofiary". 
Znalazłem w sieci następujące zdjęcie:

Nie wiem, z którego roku pochodzi, ale widać, że miejscowa ludność dba o groby poległych tu ludzi, nawet jeśli nie byli to ich ziomkowie. W zeszłym roku byłem w miejscu zwanym "Pod Partyzantem" i tam również znalazłem nowy krzyż na grobie poległego żołnierza.

Dobra, po chwili jadę dalej. Chciałem jak najszybciej dostać się do Janików. Skręcam w drogę zaznaczoną w geoportalu, a tu po chwili takie numery:

Wracam więc do w miarę dobrej drogi i postanawiam nieco nadrobić. Droga doprowadza mnie do znanej mi szutrówki, z której po chwili odbijam i docieram do Janików.
Przed miejscowością pomnik:





Komentarz zbędny. Zwróćcie uwagę na wiek ofiar. Wybijali wszystkich, nawet niemowlęta. 

Z Janików docieram do asfaltówki Lipa - Goliszowiec i kieruję się do domu. 

Kolejny ciepły dzień idealny do jazdy. W lasach sucho, aż się boję, że dobra pogoda, którą zapowiadają jeszcze przez kolejne dni się wyprztyka i maj będziemy mieli ciekawy :-)
  • DST 60.20km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 19.96km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 40m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 kwietnia 2018

Pierwsza seta - testu 1x11 ciąg dalszy

Wczoraj mieliśmy kolejny dzień pięknej pogody, więc trzeba było wykorzystać sytuację. 
Lasy Janowskie po zachodniej stronie krajowej 19-tki znam wybiórczo, więc wybrałem się właśnie tam. W telefonie zapamiętałem mapę z geoportalu i wyruszyłem. 
Cycle Route 4374556 - via Bikemap.net

W lesie robi się już zielono:


Jadę lasem do Zdziar, potem asfaltem do Jarocina. Tę część drogi pokonywałem już kilka razy, z tym że zawsze skręcałem w kierunku Momotów, dziś pojadę prosto do Nalepów. Byłem tam tylko raz - w zeszłym roku podczas rajdu janowskiego.

W Nalepach przerwa na moście.



Przewodnicy podczas rajdu, mówili, że most ten został zbudowany przez wojska radzieckie podczas "wyzwalania" tych terenów od Niemców w latach '44-'45.

Za mostem wjeżdżam w las i jadę drogą o nienajlepszej nawierzchni do Jakubów, a stamtąd odbijam w kierunku Janowa. 


Tu już drogi mają nawierzchnię świetnej jakości. Usypali tu takich małych kamyczków, następnie ubili i wygląda to podobnie do asfaltu.

Tego typu dróg jest tu sporo, sporo też szlaków turystycznych i ścieżek rowerowych, niestety oznakowanie kuleje, jak to u nas. 
Chciałem ominąć uroczysko Kruczek, bo byłem tam już. Celem, było dojechanie jak najdalej na północ do rzeki Trzebensz i potem dotarcie do Pikuli. Z map, które co jakiś czas można zobaczyć na trasie, czy z map zapisanych w pamięci telefonu wynika, że jest to możliwe. Tymczasem docieram do... drogi Janów - Momoty... Echh, dobra, teraz trzeba przejechać nią ze 2km, potem dojechać do Kruczka i wtedy łatwo będzie trafić do Pikuli. 
O Kruczek tylko zahaczam:


A drogi stąd do Pikuli nie ma. Jest jakaś ścieżka rowerowa, więc jadę nią z braku alternatywy. 
Docieram do skrzyżowania, jest znowu mapa i mam dwie opcje: jechać do Szklarni, albo do Gierlachów. To drugie to szkółka leśna, leżąca niedaleko drogi 19-tki. No chyba nie ma wyjścia, jadę tam, a następnie jakiś kilometr nią, po czym skręcam do Pikuli, skąd już szutrówką jadę do Ciechocina, gdzie wjeżdżam na asfalt, czyli najgorszą nawierzchnię tego dnia :-)
Potem Osówek

i zatrzymuję się przy sklepie w Malińcu
Kupuję 3 Lubelskie:

U nas takich nie ma. Jedno spijam, 2 biorę do domu. 
Dalej przez las koło Kochanów, Goliszowca, Lipowca do domu. Tu robię jeszcze małe kółko, żeby dobić do sety i do domu.

1x11 coraz bardziej mi się podoba. Niestety nie miałem jeszcze okazji przetestować napęd na jakiś większych wzniesieniach, nie mówiąc już o górach, ale na takie wycieczki jakie odbywam, jest jak najbardziej ok. Na teren jaki mamy w okolicy wystarczyłby tak na prawdę bez dwóch największych tarcz w kasecie.

A sama wycieczka bardzo fajna, dobra pogoda i zieleniący się las dodają energii. Oby tak dalej. 
  • DST 101.29km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 21.25km/h
  • VMAX 30.94km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 190m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 kwietnia 2018

Krótko po lesie

W niedzielę było jeszcze cieplej niż w sobotę. Dopiero drugi raz w tym roku wybrałem się na rower w krótkich spodenkach. Plany były ambitne, ale życie je zweryfikowało. 
Cycle Route 4367064 - via Bikemap.net
Myślałem jechać do Zdziar, a potem pod Janów, ale... nie dało się. Tyłek bolał po 90km na nowym siodełku, jakie przejechałem poprzedniego dnia. Nogi też były ciężkie, ale te po kilku kilometrach się rozruszały. Co do tyłka, to przed wyjazdem zmieniłem siodełko na stare, ale nic już to nie dało. 
Przejechałem lasem do Studzieńca, potem pokręciłem się nieco po lesie, skręciłem jeszcze na Lipowiec, wyjechałem w Rzeczycy Długiej, skąd jak się okazuje prowadzi ścieżka rowerowa do Jastkowic o długości 2.8km :-)
Potem jeszcze rundka do Chłopskiej Woli, krótki odpoczynek na wale (tym razem na czczo) i do domu. Jakieś tam minimum, czyli te 40km przejechałem. Dodatkowym przeciwnikiem był silny wiatr.
Dziś odpoczywam :-) Mam nadzieję, że jutro tyłek da się posadzić na siodełku i mam nadzieje, że nie będzie padać, albo popada już po zachodzie Słońca. Tyle się wyczekałem na dobrą pogodę, że trzeba korzystać.

Kilka fotek z licznych postojów: :-)







  • DST 40.90km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 17.28km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 60m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 kwietnia 2018

Testujemy 1x11, odwiedzamy Bombę, kręcimy się po Lasach Janowskich - a to wszystko z Osamą

Wiele wskazywało, że sobota będzie świetna. W piątek odebrałem z serwisu Canyona z wymienionym napędem, w końcu mogłem pojechać w las (próbowałem Krossikiem w ciągu tygodnia, ale słabo to szło). Ponadto udało się wyciągnąć Osamę, który też testował nowy rower. Wreszcie - zapowiadano ciepły i słoneczny dzień (oczywiście wszystko się sprawdziło), co ciekawe był to chyba dopiero trzeci dzień w tym roku z korzystnym biometem :-)
Cycle Route 4364493 - via Bikemap.net

Dobra, zacznijmy od początku. 
O godz. 10.00 zbiórka pod Ludianem.



Już widać, że to będzie ładny dzień.

Jedziemy wzdłuż rezerwatu Jastkowice, potem w pobliżu Kochanów i Dębowca, mijamy od południa Imilty Ług, dalej szutrem na Pikule. Do tej pory idzie świetnie. Przy zakręcie na Pikule, my skręcamy w stronę przeciwną, trzeba jakoś dostać się do asfaltówki (można ją tak nazwać) z Gwizdowa do Modliborzyc. Tu już telefon w łapie, odpalony geoportal i nawiguję. Jak się okazuje geoportal nie ma zbyt aktualnych map, część dróg już nie istnieje, część istnieje, a nie ma ich w programie. Pewnie sieć dróg leśnych się zmienia dosyć często w zależności od potrzeb. Mimo wszystko, po chwili dojeżdżamy do Ciechocina, stamtąd ruszamy w kierunku Modliborzyc, po kilku kilometrach odbijamy w lewo by szukać Bomby.

Osama z przodu. Jedzie się dalej dosyć dobrze, chociaż często zaglądam w telefon, żeby sprawdzić jak się kierować. W lesie dosyć sucho, jedynie w bardziej zaciemnionych miejscach są kałuże, zdarza się, że dosyć spore. 

Gdzieś w pobliżu jest Bomba, trzeba uważać. Kiedyś już szukałem tego miejsca, ale nie znalazłem. Teraz jest nieco łatwiej z programem geoportal mobile. Co prawda program nie działa stricte offline, ale zapamiętuje ostatnio oglądaną mapę, więc jest dosyć pomocny.
W końcu - jest Bomba.


Bomba, to nazwa geograficzna - tak zwie się ten staw. A skąd wzięła się nazwa? Otóż po brytyjskim nalocie na Peenemünde, gdzie Niemcy budowali i testowali rakiety V1 i V2, postanowiono fabrykę i poligon rakietowy przenieść gdzieś indziej, poza zasięg brytyjskich i amerykańskich bombowców. Wybrano wieś Blizne (niedaleko Kolbuszowej). No i za którymś razem jeden pocisk V2 nieco "zszedł" Niemcom i trafił tu. Staw jest niemały, musiał być niezły hałas.
No dobra, teraz trzeba okrążyć Świnki. Plan jest taki, żeby dotrzeć do kliku stawów, a potem dojechać do Malińca. 

Coś tam nawet się nam udaje:

To staw o dźwięcznej nazwie "Łopata". 
Potem zaczynamy się motać. Muszę jeździć z telefonem w łapie, bo dróg w lesie sporo i łatwo skręcić w złą. Jak chwilę nie patrzę w telefon... skręcamy źle.


Na koniec postanawiamy dotrzeć do asfaltówki z Malińca do Potoczka. 
W międzyczasie mam awarię. Telefon rozładowuje się do 40% i zaczyna głupieć, wyłączać się co chwilę i takie tam. Po restarcie oczywiście nie pamięta już mapy z geoportalu, będziemy jechać na czuja. Po minucie kolejna awaria, jakimś cudem pęka puszka coli w plecaku. Cały tyłek mam mokry, świetnie :-)
Docieramy do asflatówki, jedziemy do Malińca. Tam przystanek na Perełkę. 
Potem jedziemy asfaltem do zakrętu w Gwizdowie, okrążamy szutrówką Kochany, potem lasem do Rzeczycy Długiej i tu się rozstajemy. Osama jedzie do domu, ja do sklepu i oczywiście na wał. 
Jestem zmęczony, wypijam Perełkę, zjadam jakieś coś i wracam do domu. 

Co do napędu 1x11: Ciężko ocenić czy to dobry wybór jeżdżąc po takim terenie. Dopiero góry to zweryfikują. Jednak wydaje się, że będzie dobrze. Tarczę mam 32 zębową. Gdy z tyłu wrzucałem najmniejszą zębatkę, jechałem na pewno blisko 40km/h. Jeszcze drobna rezerwa pozostawała, nie kręciłem z dużą kadencją. Gdybym zjeżdżał z góry i chciał dokręcić, będzie za mało. Ale nie potrzebuję jeździć szybciej. Natomiast zębatki 42, 37 i 32 zęby powinny wystarczyć pod górę. Ale o tym przekonam się później.
Natomiast...
Nowy napęd działa świetnie. Płynność zmiany biegów, nic nie przeskakuje, nie stuka - już zapomniałem jak to jest w nowych rowerach, teraz znowu to mam - ciekawe jak długo...
Za to wymęczyło mnie coś innego - nowe siodełko. Do tej pory jeździłem na nim dystanse w okolicach 50km i czułem po tym, że mam tyłek. Wczoraj po 90 km myślałem, że tyłek mi odpadnie. Jeszcze nie wiem co zrobię z tym dziś, opcje są trzy, zdecyduję tuż przed wyjazdem.


Aha, na jakieś kilka kilometrów zmieniliśmy się rowerami z Osamą. Jechałem jego fullem (Canyon Neuron). Jechało się ciężej - pewnie kwestia opon - Nobby Nic, nic dziwnego, że narzekał na formę. Natomiast tylny amortyzator daje sporo. Jazda po jakiś dołkach czy dziurach jest bardzo przyjemna. 

Podsumowując: fajny wyjazd, świetna pogoda, ładne tereny, oby tak dalej...

  • DST 90.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:35
  • VAVG 16.12km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 marca 2018

Ostatnia niedziela marca.

Wycieczka z ostatniej niedzieli marca. Nic specjalnego, dlatego nie chciało mi się wcześniej robić tego wpisu.
Zapowiadali +8C, faktycznie było tyle, ale wydawało się, że jest znacznie chłodniej. Silny zimny wiatr powodował to uczucie. Z tego powodu, wstępny plan, czyli dotarcie do Sandomierza, zmieniam po drodze i w Kępiu Zaleszańskim skręcam w kierunku Kotowej Woli, zamiast jechać dalej Green Velo do Sandomingo.
Cycle Route 4364501 - via Bikemap.net




  • DST 53.50km
  • Czas 02:27
  • VAVG 21.84km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 30m
  • Sprzęt Kross Evado 6.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 marca 2018

Coś jakby wiosennie

W sobotę nie dało rady, ale niedziela będzie dla nas. 
Ciepło, ale wieje od południa, czyli ruszam gdzieś na południe, żeby na zmęczeniu wracać z wiatrem. Plan nie do końca sprecyzowany, ale może by tak udać się w okolice zalewu Maziarnia w Wilczej Woli?
Wyjechałem lżej ubrany, więc po drodze założyłem kapelusz i kurtkę przeciwwiatrową. 
Cycle Route 4333751 - via Bikemap.net

Jechało się nieźle, chociaż oczywiście czułem, że jadę pod wiatr. Na miejscu postój 5 minut (nad zalewem wiało jeszcze lepiej) i wracam. Po drodze Stary Nart, Gwoździec, Cisów Las, Sójkowa, potem obok Maziarni, wracam przez Nisko do domu. 
Świetny dzień, często słonecznie, może wiało za mocno i odczułem te 80 dyszek, ale warto było.
Kilka fotek:



Na zalewie jeszcze sporo lodu, mimo, że ostatnie dni były dosyć ciepłe.







To był oczywiście najcieplejszy dzień w roku. Roku, z którego minęło dopiero 2 miesiące. Czuć wiosnę. To jeszcze nie to, ale czuć...
  • DST 81.70km
  • Czas 03:36
  • VAVG 22.69km/h
  • VMAX 39.47km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 lutego 2018

Niespodziewany atak przedwiośnia

W końcu...
W końcu wybrałem się na rower, bo w końcu pogoda do tego zachęcała. Ostatni tydzień, praktycznie bez słońca, szary, ponury i cały czas z niekorzystnym biometem dał mi się we znaki. 
A tu w sobotę niespodzianka. 
Jeszcze jak mnie pies na spacer wyprowadził przed 8-mą, owszem - było słonecznie, ale mroźnie. Chciałem poczekać, ale mnie ciągnęło i w końcu koło 10-tej wyciągnęło... 
Trasa przedstawiała się następująco:

Cycle Route 4314707 - via Bikemap.net

Czyli z domu przez las na Green Velo, 2km tą ścieżką (najgorszy moment), a potem w las przez Ludian i na Imielty. Tu przedzieram się groblą do Gwizdowa, dalej Osówek, Maliniec i powrót do domu.
Jak tylko wyszedłem z domu, wiedziałem, że będzie lux.
No poza tym odcinkiem na Green Velo :-) Nie mam nic do Green Velo, ale tym razem szybko odmarzło przy tej pogodzie i jechałem po wodzie :-) Potem już było super. Ścieżki w lesie śliskie, ale nie najgorzej, tzn. hamować trzeba ostrożnie, ale przynajmniej ruch kierownicy o 1mm nie powoduje gleby :-) Śniegu napadło nieco przez noc, było biało, słonecznie, aż chciało się jeździć.


Zakręt w kierunku Kochanów i Dębowca.



Dojeżdżam do rezerwatu, ale nie jadę do punktu widokowego, tylko wprost na groblę. 






Fajne widoki, nie ma co... 

A dalej wcale nie było gorzej. To już z drogi z Osówka do Malińca:



Na koniec jeszcze fotka mojego ulubionego stawu z okolic Kochanów:


Nie obyło się bez małej gleby. Po zjeździe z grobli na terenie rezerwatu wjechałem na wystający śliski korzeń. Ale nawet nie poczułem. Dobrze, że miałem imbusa, bo siodło uderzyło o ziemię i poluzowały się śruby z mocowania do sztycy.
A na lodzie czy śniegu jeszcze gleby nie wyciąłem w tym roku. Odpukać :-)

W końcu super wyjazd. Ciepło, słonecznie, fajne okolice, odpocząłem tym samym po ciężkim tygodniu. 
Oby jutro było podobnie :-)
  • DST 53.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 18.82km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 40m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 stycznia 2018

Niezbyt przyjemna zimowa sobota

Na sobotę zaplanowałem jazdę głównie po asfalcie. Wziąłem jednak Canyona, drogi gdzieniegdzie były oblodzone, a większe zaufanie mam do grubych opon. 
Rano było słonecznie, ale kiedy wyruszyłem koło 10-tej, zaraz się zachmurzyło, zrobiło się nieprzyjemnie, zimno, szaro i ponuro. Temperatura nie była jakaś straszna, koło 0C, ale znacznie lepiej jeździło się tydzień wcześniej, przy podobnej temperaturze.
Cycle Route 4299038 - via Bikemap.net



Za Maziarnią robię krótki piknik herbaciany w dosyć fajnym miejscu...


i zastanawiam się co robić dalej. Po dotarciu do drogi Nowa Dęba - Nisko, można jechać do Niska i wracać przez Zarzecze i Kłyżów, można też jechać prosto, w kierunku Hutnika. Ta druga opcja wygrywa, z uwagi na pogodę.

Mimo wszystko dobrze było się ruszyć, zawsze to lepsze, niż kręcenie w domu, przed monitorem, na rowerze stacjonarnym :-)

  • DST 41.80km
  • Teren 4.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 19.90km/h
  • VMAX 39.20km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Podjazdy 30m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl