Wtorek, 2 maja 2017
Wypad na Roztocze
Znajomi we wtorek udali się do Zamościa i zaproponowali, żebym jechał z nimi. Korzystając z okazji i faktu, że mają duży samochód, wrzucam rower na pakę, proszę o wysadzenie mnie w Zwierzyńcu i odebranie w drodze powrotnej.
Zaczynam z parkingu przy Biedronie, jadę pod staw Kościelny, okrążam go i odnajduję żółtą ścieżkę rowerową, którą na początku będę się poruszał.Żółta ścieżka początkowa prowadzi drogą asfaltową, dojeżdżamy nią do stawów Echo:
, a zaraz za stawami skręca w las. Jedzie się dobrze przygotowaną szutrówką. Ludzi jest dosyć sporo. Część z nich spaceruje, ale i rowerzystów nie brakuje.
Po kilku kilometrach dojeżdżam do Florianki. Jest tu galeria regionalnej sztuki, ośrodek hodowli konika polskiego i kilka punktów widokowych. Niestety zrobione w pośpiechu zdjęcia nie są zbyt wyraźne, udało się tylko jedno, przedstawiające dom we Floriance.
Po minięciu tej miejscowości dojeżdżam do Górecka Nowego, a dalej Starego. Tu skręcam na czerwoną ścieżkę, która prowadzi asfaltem do Józefowa. Tuż przed tą miejscowością ścieżka odbija w las, ja natomiast jadę dalej asfaltem. Dojeżdżam do stawu, czy też dwóch stawów (tam w głębi znajduje się drugi).
A następnie udaję się na rynek.
Nie ma co - ładnie tu. Chwilkę odpoczywam i udaję się dalej czerwoną ścieżką rowerową, zwaną Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza.
Po wydostaniu się z Józefowa ścieżka prowadzi przez otwarty teren
, gdzie w końcu odczuwam silny wiatr wiejący w twarz.
Jednak to tylko kilka kilometrów, za chwilę jestem już w Hamerni. Na zakręcie znajduję kapliczkę z 1907r.:
Tego typu malowniczych kapliczek jest tu sporo. Miejscowi dbają o nie, wszystkie są odrestaurowane i zadbane. Na skrzyżowaniu jadę prosto w las, tak jak prowadzi mnie czerwona ścieżka.
Są Nowiny, z wykopaliska mej skamieliny...
Miejscowości o nazwie "Nowiny" jest zapewne sporo w Polsce.
Na początek mijam kolejną kapliczkę:
Potem jest jeszcze pomnik pomordowanych prze Niemców mieszkańców Nowin, ale tylko szybko czytam tekst z tablicy i jadę dalej.
Za Nowinami ścieżka każe nam zjechać z asfaltówki, prze dwie kładki przekraczamy płynącą tędy rzeczkę "Sopot", przejeżdżamy pod mostem kolejowym i wjeżdżamy do lasu.
W lesie jedzie się wąską ścieżką i po chwili wyjeżdża w miejscu, gdzie stoi kolejna kapliczka, tym razem postawiona przez harcerzy.
Jak się za chwilę okaże w Majdanach Sopockich znajduje się stanica harcerska.
Poza tym w Majdanie Sopockim (tak nazwijmy przestrzeń pomiędzy Majdanem Sopockim Pierwszym, a Majdanem Sopockim Drugim), znajdują się dwa fajne stawy, oraz cała infrastruktura przygotowana do przyjęcia turystów. Tych póki co niewiele, ale gdy byłem tu w sierpniu, ludzi było sporo.
Dalej niebieski szlak prowadzi nieco pod górę, mamy trochę lasu, trochę pól uprawnych i łąk, wszystko to ładnie pofałdowane. Niestety nie najlepiej jest z oznakowaniem. Robię sobie przerwę wśród pól
Nieco dalej na ścieżce hasają sobie dwa zające.
Gdy już ruszam tym co uważałem, że jest niebieską ścieżką docieram wprost do jakiegoś gospodarstwa. Brama otwarta, myślę wchodzę - może kogoś spotkam i wynegocjuję przeprawę przez obce terytorium. Ale za chwilę trafiam na drugą bramę i do tego nikogo nie ma, mimo, że psy szczekają nikt nie pojawia się na podwórzu. Muszę wracać. Biorę rower w łapę i okrążam gospodarstwo, tak, żeby nie zdeptać komuś pola uprawnego. Docieram do asfaltu. Skręcam w prawo. Po mniej więcej kilometrze dojeżdżam do czegoś, co dopiero teraz gdy patrzę na mapę wiem, że było wioską o nazwie "Ciotusza". Tu spotykam trzy starsze kobiety i pytam o drogę, okazuje się, że jadę dokładnie w odwrotnym kierunku, niż powinienem.
No to zawracam. Tak, teraz jest ok. Po chwili odnajduję niebieski szlak, przekraczam drogę z Józefowa do Tomaszowa Lubelskiego. No ale znowu trzeba się zatrzymać, bo przy drodze stoi kolejna malownicza kapliczka:
Teraz czeka mnie najgorszy fragment trasy. Niebieski szlak jest trudny, prowadzi często pod górę a do tego drogi są nieprzejezdne - sam piach. Mam Canyona z grubymi oponami, ale mimo to jazda wygląda tak: kilkaset metrów jazdy z prędkością 10km/h - kilkaset metrów prowadzenia roweru.
Czymś co rekompensuje włożony trud są widoki. Szlak co chwilę "wyprowadza" nas z lasu na odsłonięte tereny:
Po chwili dojeżdżam (a właściwie doprowadzam siebie i rower) do tablicy pamiątkowej:
Stąd już blisko do osad. Pierwsza z wiosek wg mapy zwie się "Wioska". Jest to chyba część miejscowości o nazwie Róża.
Także i tu mamy tablicę poświęconą zarówno partyzantom, jak i ofiarom niemieckich czystek:
Za Wioską, czy też Różą znajduje się kolejna miejscowość, tym razem Łuszczacz. Niebieski szlak ledwo zahacza o nią, zaraz po wjeździe do Łuszczacza, skręcamy w lewo i opuszczamy miejscowość. Tu na początek trzeba zmagać się z płytami betonowymi, a potem droga zamienia się w dobrej jakości szuter i w większości prowadzi w dół. To mi się podoba, w końcu zjazd.
W zeszłym roku jechałem tędy i szutrówką dojechałem aż do drogi Krasnobród - Tomaszów Lubelski, tym razem w pewnym momencie skręcam w lewo za niebieską ścieżką. I znowu pod górę... I znowu piach. Jechać nie da się ani kawałek, na szczęście to tylko kilkaset metrów i dochodzę do miejscowości o nazwie Szur. Tu stan nawierzchni się poprawia, do tego droga do Krasnobrodu będzie prowadziła w dół, więc następne kilka kilometrów to niemal ciągły zjazd. Po chwili jestem już w Krasnobrodzie.
Z zeszłego roku nie wspominam za dobrze tej miejscowości. Tym razem tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Postanawiam, że nie wydam tu już ani złotówki i w ogóle będę starał się omijać Krasnobród szerokim łukiem.
Sama miejscowość dosyć ładna. Rynek co prawda nie tak fajny jak w Józefowie, jest tu sporych rozmiarów zalew, pagórki wokół, można obejrzeć okolicę z wieży widokowej. Jestem jednak obrażony na Krasnobród, więc jadę dalej. Pozostaje mi już tylko wrócić do Zwierzyńca i czekać na znajomych, którzy będą wracali z Zamościa.
Za Krasnobrodem skręcam w kierunku miejscowości Hutki. Tutaj przy drodze płynie sobie Wieprz.
Znajomi zachwalali spływy kajakowe po tej rzece. W zeszłym roku miałem okazję uczestniczyć w takim i uważam je za mocno przereklamowane. Pływałem po Bukowej i Tanwi i moim zdaniem było o wiele lepiej. Wieprz co prawda wije się jak na zdjęciu, jest tu wiele zakrętów, ale widoki ładniejsze na Tanwi. Plusem Wieprza jest, nazwijmy to "infrastruktura". Co kilka kilometrów zorganizowane są przystanie - bary, gdzie można zaparkować kajak, zjeść coś, wypić piwo... U nas tego nie ma...
Dalej już prosta droga do Zwierzyńca. Jadę ładną dolinką przez miejscowości Kaczórki, Bondyrz, Guciów i Obrocz. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem, ponadto mam raczej z górki, więc jedzie się szybko i jazda nie męczy.
Dojeżdżam w końcu do Zwierzyńca. Objeżdżam staw kościelny:
Godzinę mam 17.30. Znajomym zejdzie jeszcze chwilę w Zamościu, rowerem już dziś jeżdżone nie będzie, zajeżdżam zatem do pijalni:
Do wyboru 4 rodzaje piwa: Zwierzyniec, Ordynackie, Witbier i Koźlak. Pierwsze dwa idą na uzupełnienie płynów w organizmie, wchodzą dosyć szybko. Trzecie już wolniej. Czwarte znowu szybko, bo znajomi dzwonią, żebym wkrótce był gotowy. Wszystkie 4 rodzaje wypróbowane. I to chyba dobre podsumowanie fajnej wycieczki :-)
Po drodze do Stalówki pada deszcz. Na szczęście wygląda na to, że limit pecha wyczerpałem w niedzielę...
Zaczynam z parkingu przy Biedronie, jadę pod staw Kościelny, okrążam go i odnajduję żółtą ścieżkę rowerową, którą na początku będę się poruszał.Żółta ścieżka początkowa prowadzi drogą asfaltową, dojeżdżamy nią do stawów Echo:
, a zaraz za stawami skręca w las. Jedzie się dobrze przygotowaną szutrówką. Ludzi jest dosyć sporo. Część z nich spaceruje, ale i rowerzystów nie brakuje.
Po kilku kilometrach dojeżdżam do Florianki. Jest tu galeria regionalnej sztuki, ośrodek hodowli konika polskiego i kilka punktów widokowych. Niestety zrobione w pośpiechu zdjęcia nie są zbyt wyraźne, udało się tylko jedno, przedstawiające dom we Floriance.
Po minięciu tej miejscowości dojeżdżam do Górecka Nowego, a dalej Starego. Tu skręcam na czerwoną ścieżkę, która prowadzi asfaltem do Józefowa. Tuż przed tą miejscowością ścieżka odbija w las, ja natomiast jadę dalej asfaltem. Dojeżdżam do stawu, czy też dwóch stawów (tam w głębi znajduje się drugi).
A następnie udaję się na rynek.
Nie ma co - ładnie tu. Chwilkę odpoczywam i udaję się dalej czerwoną ścieżką rowerową, zwaną Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza.
Po wydostaniu się z Józefowa ścieżka prowadzi przez otwarty teren
, gdzie w końcu odczuwam silny wiatr wiejący w twarz.
Jednak to tylko kilka kilometrów, za chwilę jestem już w Hamerni. Na zakręcie znajduję kapliczkę z 1907r.:
Tego typu malowniczych kapliczek jest tu sporo. Miejscowi dbają o nie, wszystkie są odrestaurowane i zadbane. Na skrzyżowaniu jadę prosto w las, tak jak prowadzi mnie czerwona ścieżka.
Są Nowiny, z wykopaliska mej skamieliny...
Miejscowości o nazwie "Nowiny" jest zapewne sporo w Polsce.
Na początek mijam kolejną kapliczkę:
Potem jest jeszcze pomnik pomordowanych prze Niemców mieszkańców Nowin, ale tylko szybko czytam tekst z tablicy i jadę dalej.
Za Nowinami ścieżka każe nam zjechać z asfaltówki, prze dwie kładki przekraczamy płynącą tędy rzeczkę "Sopot", przejeżdżamy pod mostem kolejowym i wjeżdżamy do lasu.
W lesie jedzie się wąską ścieżką i po chwili wyjeżdża w miejscu, gdzie stoi kolejna kapliczka, tym razem postawiona przez harcerzy.
Jak się za chwilę okaże w Majdanach Sopockich znajduje się stanica harcerska.
Poza tym w Majdanie Sopockim (tak nazwijmy przestrzeń pomiędzy Majdanem Sopockim Pierwszym, a Majdanem Sopockim Drugim), znajdują się dwa fajne stawy, oraz cała infrastruktura przygotowana do przyjęcia turystów. Tych póki co niewiele, ale gdy byłem tu w sierpniu, ludzi było sporo.
Dalej niebieski szlak prowadzi nieco pod górę, mamy trochę lasu, trochę pól uprawnych i łąk, wszystko to ładnie pofałdowane. Niestety nie najlepiej jest z oznakowaniem. Robię sobie przerwę wśród pól
Nieco dalej na ścieżce hasają sobie dwa zające.
Gdy już ruszam tym co uważałem, że jest niebieską ścieżką docieram wprost do jakiegoś gospodarstwa. Brama otwarta, myślę wchodzę - może kogoś spotkam i wynegocjuję przeprawę przez obce terytorium. Ale za chwilę trafiam na drugą bramę i do tego nikogo nie ma, mimo, że psy szczekają nikt nie pojawia się na podwórzu. Muszę wracać. Biorę rower w łapę i okrążam gospodarstwo, tak, żeby nie zdeptać komuś pola uprawnego. Docieram do asfaltu. Skręcam w prawo. Po mniej więcej kilometrze dojeżdżam do czegoś, co dopiero teraz gdy patrzę na mapę wiem, że było wioską o nazwie "Ciotusza". Tu spotykam trzy starsze kobiety i pytam o drogę, okazuje się, że jadę dokładnie w odwrotnym kierunku, niż powinienem.
No to zawracam. Tak, teraz jest ok. Po chwili odnajduję niebieski szlak, przekraczam drogę z Józefowa do Tomaszowa Lubelskiego. No ale znowu trzeba się zatrzymać, bo przy drodze stoi kolejna malownicza kapliczka:
Teraz czeka mnie najgorszy fragment trasy. Niebieski szlak jest trudny, prowadzi często pod górę a do tego drogi są nieprzejezdne - sam piach. Mam Canyona z grubymi oponami, ale mimo to jazda wygląda tak: kilkaset metrów jazdy z prędkością 10km/h - kilkaset metrów prowadzenia roweru.
Czymś co rekompensuje włożony trud są widoki. Szlak co chwilę "wyprowadza" nas z lasu na odsłonięte tereny:
Po chwili dojeżdżam (a właściwie doprowadzam siebie i rower) do tablicy pamiątkowej:
Stąd już blisko do osad. Pierwsza z wiosek wg mapy zwie się "Wioska". Jest to chyba część miejscowości o nazwie Róża.
Także i tu mamy tablicę poświęconą zarówno partyzantom, jak i ofiarom niemieckich czystek:
Za Wioską, czy też Różą znajduje się kolejna miejscowość, tym razem Łuszczacz. Niebieski szlak ledwo zahacza o nią, zaraz po wjeździe do Łuszczacza, skręcamy w lewo i opuszczamy miejscowość. Tu na początek trzeba zmagać się z płytami betonowymi, a potem droga zamienia się w dobrej jakości szuter i w większości prowadzi w dół. To mi się podoba, w końcu zjazd.
W zeszłym roku jechałem tędy i szutrówką dojechałem aż do drogi Krasnobród - Tomaszów Lubelski, tym razem w pewnym momencie skręcam w lewo za niebieską ścieżką. I znowu pod górę... I znowu piach. Jechać nie da się ani kawałek, na szczęście to tylko kilkaset metrów i dochodzę do miejscowości o nazwie Szur. Tu stan nawierzchni się poprawia, do tego droga do Krasnobrodu będzie prowadziła w dół, więc następne kilka kilometrów to niemal ciągły zjazd. Po chwili jestem już w Krasnobrodzie.
Z zeszłego roku nie wspominam za dobrze tej miejscowości. Tym razem tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Postanawiam, że nie wydam tu już ani złotówki i w ogóle będę starał się omijać Krasnobród szerokim łukiem.
Sama miejscowość dosyć ładna. Rynek co prawda nie tak fajny jak w Józefowie, jest tu sporych rozmiarów zalew, pagórki wokół, można obejrzeć okolicę z wieży widokowej. Jestem jednak obrażony na Krasnobród, więc jadę dalej. Pozostaje mi już tylko wrócić do Zwierzyńca i czekać na znajomych, którzy będą wracali z Zamościa.
Za Krasnobrodem skręcam w kierunku miejscowości Hutki. Tutaj przy drodze płynie sobie Wieprz.
Znajomi zachwalali spływy kajakowe po tej rzece. W zeszłym roku miałem okazję uczestniczyć w takim i uważam je za mocno przereklamowane. Pływałem po Bukowej i Tanwi i moim zdaniem było o wiele lepiej. Wieprz co prawda wije się jak na zdjęciu, jest tu wiele zakrętów, ale widoki ładniejsze na Tanwi. Plusem Wieprza jest, nazwijmy to "infrastruktura". Co kilka kilometrów zorganizowane są przystanie - bary, gdzie można zaparkować kajak, zjeść coś, wypić piwo... U nas tego nie ma...
Dalej już prosta droga do Zwierzyńca. Jadę ładną dolinką przez miejscowości Kaczórki, Bondyrz, Guciów i Obrocz. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem, ponadto mam raczej z górki, więc jedzie się szybko i jazda nie męczy.
Dojeżdżam w końcu do Zwierzyńca. Objeżdżam staw kościelny:
Godzinę mam 17.30. Znajomym zejdzie jeszcze chwilę w Zamościu, rowerem już dziś jeżdżone nie będzie, zajeżdżam zatem do pijalni:
Do wyboru 4 rodzaje piwa: Zwierzyniec, Ordynackie, Witbier i Koźlak. Pierwsze dwa idą na uzupełnienie płynów w organizmie, wchodzą dosyć szybko. Trzecie już wolniej. Czwarte znowu szybko, bo znajomi dzwonią, żebym wkrótce był gotowy. Wszystkie 4 rodzaje wypróbowane. I to chyba dobre podsumowanie fajnej wycieczki :-)
Po drodze do Stalówki pada deszcz. Na szczęście wygląda na to, że limit pecha wyczerpałem w niedzielę...
- DST 73.32km
- Teren 20.00km
- Czas 04:01
- VAVG 18.25km/h
- VMAX 36.22km/h
- Temperatura 12.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Zazdroszczę...strasznie tęsknie za Roztoczem ale ja wybieram się jak zwykle dopiero w czerwcu
Tyle razy byłem w Józefowie a NIGDY nie widziałem tam aby ta fontanna działała :) MarqoBiker - 18:53 czwartek, 4 maja 2017 | linkuj
Tyle razy byłem w Józefowie a NIGDY nie widziałem tam aby ta fontanna działała :) MarqoBiker - 18:53 czwartek, 4 maja 2017 | linkuj
Nie do wiary w końcu działa fontanna w Józefowie. Piękna ale zawsze jak tam byłem to była nieczynna i tak przez parę ostatnich lat.
Mamir - 10:25 czwartek, 4 maja 2017 | linkuj
Komentuj