Informacje

  • Wszystkie kilometry: 5522.60 km
  • Km w terenie: 766.50 km (13.88%)
  • Czas na rowerze: 11d 17h 41m
  • Prędkość średnia: 19.61 km/h
  • Więcej informacji.
liczniki odwiedzin baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bwele.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 14 maja 2017

Do ujścia Sanu od strony północnej

Dziś nietypowa jak na wiosnę pogoda, zamiast zimna, deszczu i silnego wiatru, jest ciepło, po południu coraz mniej chmur na niebie, a wiatr.. no coś tam wieje, nawet momentami mi to przeszkadza, ale porównując do poprzednich dni, czy do kwietnia jest lux.
Wobec powyższego udaję się do ujścia Sanu od strony północnej, czyli w okolice Dąbrówki Pniowskiej.
Cycle Route 3993469 - via Bikemap.net
Jadę Green Velo aż do Radomyśla, następnie tuż przed mostem skręcam w prawo na drogę szutrową, która powstała niedawno obok starszej drogi. Tu porównanie:

Jechać nią dałoby się, ale ciągnikiem, może quadem. Jednak nie posiadam takich pojazdów, wsiadam więc na Canyona i siłą rzeczy wybieram dosyć wygodną szutrówkę.
Z lewej strony wał, z prawej łąki, czasem pola uprawne. Za wałem również głównie łąki. 
Po 6km od mostu w Radomyślu, docieram do Czekaja Pniowskiego, gdzie trafiam na prom na Sanie.

Prom na drodze nr 854 nie kursuje w weekendy, ale przed wyjazdem przeczytałem o tym, więc nie marudzę. Wracać będę przez most w Radomyślu. 
San w tym miejscu szeroki, do ujścia już tylko 4km. 


Przez te 4km dalej to samo, czyli ładnie. 

Po chwili jestem już przy ujściu. Jak się okazuje jest tu rezerwat. 
Na miejscu Krzyż i wiata. Wiata? No nie wiem... Jak zwał, tak zwał, ale jaki z tego typu konstrukcji pożytek? Hgw...


A to już samo ujście:

Tak kończy się San.

A tak się zaczyna: (3 poniższe zdjęcia pochodzą z sierpnia 2009r.)

To źródło Sanu znajdujące się w "bieszczadzkim worku" niedaleko miejscowości Sianki przy przełęczy Użockiej. 

Obok pomnik, poświęcony naszej rzece:


A tak San wygląda po mniej więcej 5-ciu kilometrach swojego biegu:

Można swobodnie przeskoczyć rzekę jednym susem :-) Ale lepiej tego nie robić. Ukraińscy pogranicznicy nie próżnują, siedzą w krzakach i tylko czekają na taką okazję, a wtedy? No cóż, grozi Ci powrót do domu przez Kijów, albo w najlepszym razie Lwów, mandat i 5-cio letni zakaz wjazdu na Ukrainę :-) San mimo, że wygląda jak wygląda, jest rzeką graniczną, a jest to granica UE.

Tymczasem jednak jestem w miejscu, w którym przeskoczenie Sanu jest nieco utrudnione.


Dobra, wracam powoli. Kieruję się tą samą szutrówką, z małym wyjątkiem. Otóż, przez jakieś 2-3km, drodze szutrowej przy wale towarzyszy droga asfaltowa. Tym razem skręcam w nią, żeby droga powrotna chociaż trochę różniła się od tej, którą tu przybyłem. Różnica wielka nie jest, widać ją tylko przy dużym zbliżeniu na mapie. Mimo to, przejeżdżam przez Czekaj Pniowski, a po chwili wracam na szutrówkę.

W Radomyślu przekraczam San i skręcam w lewo. Posiłkuję się mapami google od czasu do czasu, bo mimo, że tę trasę pokonywałem kilka razy, nie pamiętam szczegółów. 

W Dzierdziówce (czy za Dzierdziówką) trafiam na stadion:

Doskonale przygotowany do gry w 8-mej Lidze Mistrzów obiekt, tylko do kogo należy? Dzierdziówka nie ma zespołu w 8LM, może LZS Zbydniów tu gra? Murawa równiutka, zresztą za bramką stoi taki jakby walec do jej prostowania, jest nowy budynek klubowy, jakieś trybuny, i takie tam. No cóż, trzeba będzie podpytać kolegę z pracy, który grywał w piłkę w takich klimatach, może coś będzie wiedział :-)

Pod Turbią, mam okazję obserwować podejście do lądowania samolotu F-35:

Wiem, słabo widać, ale tak te samoloty są zaprojektowane, żeby trudniej było je wykryć.

Potem już Stalówka, następnie moja druga baza, czyli wał na Sanie (ach, dziś żyję tą rzeką) i do domu...

Fajny dzień i fajnie było się przejechać. Oby tak dalej...
  • DST 71.83km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 20.72km/h
  • VMAX 27.59km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 maja 2017

IX Krajoznawczy Rajd Rowerowy "Szlakami Leśnego Skarbca" - trasa "ekstremalna"

Rajd rozpoczął się przy Ośrodku Edukacji Ekologicznej w Janowie Lubelskim. Dla uczestników przygotowano dwie trasy: "turystyczną" i "ekstremalną". Wybrałem oczywiście ekstremalną, która liczyć miała 85km. Skończyło się na niecałych 70km, na które składało się po trochę asfaltu, szutru i piachu, więc można było się zmęczyć. Najgorzej, oczywiście było przy rezerwacie "Kacze Błota", tu jedzie się po czymś w rodzaju "bruku" (Mariusz - to właśnie kojarzyło mi się z betonowymi płytami - ale te kamienie są chyba gorsze od betonowych płyt :-) )
Trasę "ekstremalną" wybrało 18 osób (+ dwójka opiekunów). Skończyliśmy w 14 osób. Tempo jak grupę złożoną z ludzi w różnym wieku całkiem niezłe, byłem szczerze zaskoczony. Prędkość średnia przy tej aktywności jest zaniżona, bo przy większości postojów nie zatrzymywałem czasu w sportypal.
Po przejechaniu 35km trafiliśmy na postój w okolicy Momotów Dolnych, gdzie obie grupy się spotkały, można było zjeść coś z grilla lub grochówkę (bardzo dobra). Przy okazji poznaję Grażynę (pozdrawiam :-) ) i idziemy nieco na ubocze, żeby nie gorszyć innych, w celu... oczywiście wypicia Perełki :-)
Po dojechaniu do mety w Janowie znowu grill i zupa, do tego kilka zabaw i konkursów przygotowanych przez organizatorów. Nie czekam do końca, urywam się po mniej więcej godzinie. 
Po drodze mnóstwo fajnych widoków, piękne lasy i malownicze miejscowości. Przed samym zalewem zajechaliśmy również do Uroczyska Kruczek, gdzie pan burmistrz Janowa opowiedział kilka ciekawostek związanych z tym miejscem. Przy okazji szacunek do burmistrza, który nie miał problemów z przejechaniem całej dłuższej trasy z nami. Opiekunowie również sypali opowieściami, więc przy okazji fajnej przejażdżki można było dowiedzieć się co nieco o okolicy.
Podsumowując: bardzo fajna impreza, mój pierwszy rajd tego typu, ale z pewnością nie ostatni.
Jeśli chodzi o samą trasę, to znałem ją w mniej więcej połowie. Wrócę tam kiedyś, żeby przejechać ją "na spokojnie" i poznać lepiej.



Cycle Route 3992890 - via Bikemap.net


Pierwszy przystanek po ok. 17-tu kilometrach.


Rozlewisko rzeki Dzwola w okolicy Szewców.


Półmetek rajdu - piknik w okolicy Momotów Dolnych.


Most na Bukowej niedaleko Nalepów.


Jedna z wielu szutrówek w Lasach Janowskich.


Kapliczka św. Antoniego na Uroczysku Kruczek


Zoom Natury.


A to już impreza kończąca rajd. Większość ludzi odpuszcza ją sobie.
Cycle Route 3992449 - via Bikemap.net
  • DST 69.32km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 15.02km/h
  • VMAX 29.46km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 maja 2017

Rundka w okolicach Stalowej Woli

Prognozy zapowiadają deszcz w okolicach godziny 17-tej. Dzień wcześniej miało padać od 14-tej, a padało od 12-tej, więc plan jest taki, żeby przejechać 50-60km i wrócić na godzinę 15-tą. Ścieżką Green Velo dojeżdżam do Radomyśla, przekraczam San. W Kępie Zaleszańskiej skręcam na Kotową Wolę, skąd udaję się do Jamnicy. Na pustych przestrzeniach w okolicy wspomnianych miejscowości dosyć mocno wieje. Z Jamnicy planowałem wrócić do Stalówki ścieżką rowerową wzdłuż drogi Stalowa - Tarnoberger, ale pierwsze metry i mnóstwo błota zniechęcają mnie do tego - jadę asfaltem do Obojni. Potem Rozwadów i Stalowa Wola. Za Sanem jadę do mojej drugiej bazy - na wał na Sanem. Siedzę tu z pół godziny, w międzyczasie rozpogadza się, przestaje wiać, jest ciepło i słonecznie, co powoduje, że postanawiam dołożyć jeszcze małe kółko. Udaję się asfaltem do Piskorowego Stawu, a wracam lasem.
W lesie oczywiście błoto i kałuże na całą szerokość drogi, ale tym razem już nie zawracam, po powrocie do domu planuję umyć oba rowery...

Remont mostu na Sanie w Radomyślu skończony. Remont mostku na Łęgu w Przyszowie nie. Jak widać im szersza rzeka i dłuższy most, tym szybciej idzie remont...


Baza na wale. Wokół już zielono.

 
Leśne drogi po piątkowych ulewach.

Btw. 227,72 km/h - tyle ponoć wynosi rekord prędkości na rowerze. Ustanowił go niejaki Eric Barone, gość, który już od 25-ciu lat zajmuje się pobijaniem rekordów prędkości jazdy na rowerze.
Ja zająłem się tym tylko raz, zresztą przypadkowo, ale za to z jakim skutkiem! Otóż mój przemoczony w piątek telefon zgłupiał i podczas opisanej wycieczki wskazał... 375km/h. Jako, że nie pedałowałem specjalnie szybko, żeby się nie zmęczyć, jeśli się postaram jestem w stanie przekroczyć 500km/h, a może nawet barierę dźwięku...
Cycle Route 3981585 - via Bikemap.net


  • DST 81.69km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 21.59km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Kross Evado 6.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 maja 2017

Tym razem się nie udało...

Dziś podobnie jak wczoraj rano miało być ok, a po południu deszcz i burze. Wczorajsza prognoza zapowiadała deszcz w okolicach godz. 16-tej, a dzisiejsza już koło 14-tej. Wyruszam tuż po 11-tej. Po drodze mocno się chmurzy, dlatego po dojechaniu do Huty Deręgowskiej, skręcam na ścieżkę Green Velo i kieruję się do domu. Łapie mnie przed Kłyżowem (tuż po 12-tej) i to od razu z grubej rury. Na początku chciałem schować się w Kłyżowie pod jakimś przystankiem i przeczekać, ale po minucie jestem już cały mokry i jest mi wszystko jedno. Przy okazji mój telefon przemaka i wariuje, właśnie go suszę. Oby jutro działał i oby jutro pogoda dała się wyszaleć, chociaż jak teraz patrzę na prognozę, coraz bardziej w to wątpię.
Cycle Route 3978746 - via Bikemap.net
  • DST 31.84km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.14km/h
  • VMAX 37.22km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 20m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 maja 2017

Zdąrzyć przed deszczem

Dziś prognozy pogody zapowiadały deszcz i burze, ale dopiero po południu, wyruszam więc przed 10-tą, żeby zdążyć. Kieruję się do Stalówki, potem na osiedle Hutnik, gdzie chwilę się motam, ale w końcu znajduję wjazd do lasu, następnie jadę w kierunku Maziarni, nie dojeżdżam do niej jednak, wybieram asfaltówkę w kierunku Sójkowej, ale zaraz za torami skręcam w lewo i ląduje w Nowosielcu. Stamtąd jadę do Rudnika. Tę część znam już bardzo dobrze, a potem zwykle jechałem do Ulanowa i potem do domu. Tym razem jednak spróbowałem odnaleźć słynny zalew w Podwolinie, skąd skręcam do Woliny, następnie do Racławic, przekraczam most na Sanie, i z Zarzecza wracam do domu ścieżką Green Velo. Pogoda świetna. Po raz pierwszy od miesiąca jadę w krótkich spodenkach i T-Shirt'cie. Jakieś 5km przed Pysznicą zaczyna powoli kropić. Teraz gdy piszę te słowa (po 16-tej) już ostro leje.
Droga głównie asfaltowa, jedynie od Hutnika do drogi Nowa Dęba - Nisko jadę chwilę szutrówką (specjalnie nie jadę tą drogą, którą wskazuje google maps, tam mamy głownie betonowe płyty i piach), oraz w okolicach Podwoliny skręcam w las, gdzie jakieś 3-4 km jedzie się leśną drogą, aczkolwiek całkiem dobrze przejezdną.

Tam napotykam na "tunel" kolejowy :-)


Ale po chwili jestem już nad zalewem. Pierwszy raz tu jestem i w sumie... szału nie ma...


Potem już prosto do domu. 
Udało się uniknąć deszczu i w sumie pierwsze dni maja, mimo, że codziennie coś pada, udaje się wykorzystać do jazdy. Oby tak dalej...
Cycle Route 3977512 - via Bikemap.net
  • DST 62.56km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:47
  • VAVG 22.48km/h
  • VMAX 38.28km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 30m
  • Sprzęt Kross Evado 6.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 maja 2017

Ulanów i okolice

Rano lało, w nocy były nawet burze, ale coś czułem, że po południu powinno być dobrze. Biorę Krossa i wyjeżdżam po obiedzie, tuż przed 15-tą. Wstępnie jadę w kierunku Ulanowa ścieżką Green Velo.Ale gdy dojeżdżam do Wólki Tanewskiej, gdzie ścieżka ma rozwidlenie i rozdziela się w dwa kierunki, decyduję się pojechać do Huty Deręgowskiej i dojechać do Ulanowa od drugiej strony. 


Most na Tanwi w Dąbrówce. 


A to już Ulanów i malowniczo położony nad Sanem obiekt miejscowego Retmana. Akurat toczył się mecz w ramach 21. kolejki I grupy stalowowolskiej A-klasy: Retman Ulanów - Azalia Brzóza Królewska (o tym kto grał i o wyniku dowiaduję się dopiero teraz). Wiem, że Ulanów gra w A-klasie, a to już za wysoka półka, jadę więc dalej do Przędzela, potem przez Wolinę, Racławice i Nisko do Stalówki, za mostem ruszam na wał, gdzie odpoczywam chwilę. Do domu już blisko, wracam przez Chłopską Wolę i Jastkowice.
Fajne te tereny na wschód od Zarzecza, czy Zdziar. Teraz jest już zielono, więc nieźle to wygląda. Fajnie by było, gdyby +25C do tego było, no ale pewnie w końcu kiedyś się doczekamy :-)

Btw. Tak a propos stadionu w Ulanowie: ciekawe, czy jak któryś wykopie piłkę do Sanu, to czy skaczą za nią? Bo w B-klasie, to zawodnicy latają po krzakach za piłką, najczęściej bramkarz. Tu niby wyższa liga, może mają więcej piłek... Ale na pewno były takie przypadki, to jakieś 35m tylko :-)
Cycle Route 3976470 - via Bikemap.net
  • DST 61.31km
  • Czas 02:38
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 36.79km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Kross Evado 6.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 maja 2017

Wypad na Roztocze

Znajomi we wtorek udali się do Zamościa i zaproponowali, żebym jechał z nimi. Korzystając z okazji i faktu, że mają duży samochód, wrzucam rower na pakę, proszę o wysadzenie mnie w Zwierzyńcu i odebranie w drodze powrotnej.
Zaczynam z parkingu przy Biedronie, jadę pod staw Kościelny, okrążam go i odnajduję żółtą ścieżkę rowerową, którą na początku będę się poruszał.Żółta ścieżka początkowa prowadzi drogą asfaltową, dojeżdżamy nią do stawów Echo:

, a zaraz za stawami skręca w las. Jedzie się dobrze przygotowaną szutrówką. Ludzi jest dosyć sporo. Część z nich spaceruje, ale i rowerzystów nie brakuje. 
Po kilku kilometrach dojeżdżam do Florianki. Jest tu galeria regionalnej sztuki, ośrodek hodowli konika polskiego i kilka punktów widokowych. Niestety zrobione w pośpiechu zdjęcia nie są zbyt wyraźne, udało się tylko jedno, przedstawiające dom we Floriance.

Po minięciu tej miejscowości dojeżdżam do Górecka Nowego, a dalej Starego. Tu skręcam na czerwoną ścieżkę, która prowadzi asfaltem do Józefowa. Tuż przed tą miejscowością ścieżka odbija w las, ja natomiast jadę dalej asfaltem. Dojeżdżam do stawu, czy też dwóch stawów (tam w głębi znajduje się drugi).

A następnie udaję się na rynek.









Nie ma co - ładnie tu. Chwilkę odpoczywam i udaję się dalej czerwoną ścieżką rowerową, zwaną Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza. 
Po wydostaniu się z Józefowa ścieżka prowadzi przez otwarty teren

, gdzie w końcu odczuwam silny wiatr wiejący w twarz.

Jednak to tylko kilka kilometrów, za chwilę jestem już w Hamerni. Na zakręcie znajduję kapliczkę z 1907r.:

Tego typu malowniczych kapliczek jest tu sporo. Miejscowi dbają o nie, wszystkie są odrestaurowane i zadbane. Na skrzyżowaniu jadę prosto w las, tak jak prowadzi mnie czerwona ścieżka. 
Są Nowiny, z wykopaliska mej skamieliny...

Miejscowości o nazwie "Nowiny" jest zapewne sporo w Polsce.
Na początek mijam kolejną kapliczkę:

Potem jest jeszcze pomnik pomordowanych prze Niemców mieszkańców Nowin, ale tylko szybko czytam tekst z tablicy i jadę dalej.

Za Nowinami ścieżka każe nam zjechać z asfaltówki, prze dwie kładki przekraczamy płynącą tędy rzeczkę "Sopot", przejeżdżamy pod mostem kolejowym i wjeżdżamy do lasu.



W lesie jedzie się wąską ścieżką i po chwili wyjeżdża w miejscu, gdzie stoi kolejna kapliczka, tym razem postawiona przez harcerzy.


Jak się za chwilę okaże w Majdanach Sopockich znajduje się stanica harcerska.

Poza tym w Majdanie Sopockim (tak nazwijmy przestrzeń pomiędzy Majdanem Sopockim Pierwszym, a Majdanem Sopockim Drugim), znajdują się dwa fajne stawy, oraz cała infrastruktura przygotowana do przyjęcia turystów. Tych póki co niewiele, ale gdy byłem tu w sierpniu, ludzi było sporo.
 

Dalej niebieski szlak prowadzi nieco pod górę, mamy trochę lasu, trochę pól uprawnych i łąk, wszystko to ładnie pofałdowane. Niestety nie najlepiej jest z oznakowaniem. Robię sobie przerwę wśród pól

Nieco dalej na ścieżce hasają sobie dwa zające.

Gdy już ruszam tym co uważałem, że jest niebieską ścieżką docieram wprost do jakiegoś gospodarstwa. Brama otwarta, myślę wchodzę - może kogoś spotkam i wynegocjuję przeprawę przez obce terytorium. Ale za chwilę trafiam na drugą bramę i do tego nikogo nie ma, mimo, że psy szczekają nikt nie pojawia się na podwórzu. Muszę wracać. Biorę rower w łapę i okrążam gospodarstwo, tak, żeby nie zdeptać komuś pola uprawnego. Docieram do asfaltu. Skręcam w prawo. Po mniej więcej kilometrze dojeżdżam do czegoś, co dopiero teraz gdy patrzę na mapę wiem, że było wioską o nazwie "Ciotusza". Tu spotykam trzy starsze kobiety i pytam o drogę, okazuje się, że jadę dokładnie w odwrotnym kierunku, niż powinienem. 
No to zawracam. Tak, teraz jest ok. Po chwili odnajduję niebieski szlak, przekraczam drogę z Józefowa do Tomaszowa Lubelskiego. No ale znowu trzeba się zatrzymać, bo przy drodze stoi kolejna malownicza kapliczka:

Teraz czeka mnie najgorszy fragment trasy. Niebieski szlak jest trudny, prowadzi często pod górę a do tego drogi są nieprzejezdne - sam piach. Mam Canyona z grubymi oponami, ale mimo to jazda wygląda tak: kilkaset metrów jazdy z prędkością 10km/h - kilkaset metrów prowadzenia roweru.
Czymś co rekompensuje włożony trud są widoki. Szlak co chwilę "wyprowadza" nas z lasu na odsłonięte tereny:





Po chwili dojeżdżam (a właściwie doprowadzam siebie i rower) do tablicy pamiątkowej:

Stąd już blisko do osad. Pierwsza z wiosek wg mapy zwie się "Wioska". Jest to chyba część miejscowości o nazwie Róża.
Także i tu mamy tablicę poświęconą zarówno partyzantom, jak i ofiarom niemieckich czystek:

Za Wioską, czy też Różą znajduje się kolejna miejscowość, tym razem Łuszczacz. Niebieski szlak ledwo zahacza o nią, zaraz po wjeździe do Łuszczacza, skręcamy w lewo i opuszczamy miejscowość. Tu na początek trzeba zmagać się z płytami betonowymi, a potem droga zamienia się w dobrej jakości szuter i w większości prowadzi w dół. To mi się podoba, w końcu zjazd.
W zeszłym roku jechałem tędy i szutrówką dojechałem aż do drogi Krasnobród - Tomaszów Lubelski, tym razem w pewnym momencie skręcam w lewo za niebieską ścieżką. I znowu pod górę... I znowu piach. Jechać nie da się ani kawałek, na szczęście to tylko kilkaset metrów i dochodzę do miejscowości o nazwie Szur. Tu stan nawierzchni się poprawia, do tego droga do Krasnobrodu będzie prowadziła w dół, więc następne kilka kilometrów to niemal ciągły zjazd. Po chwili jestem już w Krasnobrodzie. 
Z zeszłego roku nie wspominam za dobrze tej miejscowości. Tym razem tylko utwierdzam się w tym przekonaniu. Postanawiam, że nie wydam tu już ani złotówki i w ogóle będę starał się omijać Krasnobród szerokim łukiem.
Sama miejscowość dosyć ładna. Rynek co prawda nie tak fajny jak w Józefowie, jest tu sporych rozmiarów zalew, pagórki wokół, można obejrzeć okolicę z wieży widokowej. Jestem jednak obrażony na Krasnobród, więc jadę dalej. Pozostaje mi już tylko wrócić do Zwierzyńca i czekać na znajomych, którzy będą wracali z Zamościa.
Za Krasnobrodem skręcam w kierunku miejscowości Hutki. Tutaj przy drodze płynie sobie Wieprz.
Znajomi zachwalali spływy kajakowe po tej rzece. W zeszłym roku miałem okazję uczestniczyć w takim i uważam je za mocno przereklamowane. Pływałem po Bukowej i Tanwi i moim zdaniem było o wiele lepiej. Wieprz co prawda wije się jak na zdjęciu, jest tu wiele zakrętów, ale widoki ładniejsze na Tanwi. Plusem Wieprza jest, nazwijmy to "infrastruktura". Co kilka kilometrów zorganizowane są przystanie - bary, gdzie można zaparkować kajak, zjeść coś, wypić piwo... U nas tego nie ma...
Dalej już prosta droga do Zwierzyńca. Jadę ładną dolinką przez miejscowości Kaczórki, Bondyrz, Guciów i Obrocz. Wiatr jest moim sprzymierzeńcem, ponadto mam raczej z górki, więc jedzie się szybko i jazda nie męczy.
Dojeżdżam w końcu do Zwierzyńca. Objeżdżam staw kościelny:


Godzinę mam 17.30. Znajomym zejdzie jeszcze chwilę w Zamościu, rowerem już dziś jeżdżone nie będzie, zajeżdżam zatem do pijalni:

Do wyboru 4 rodzaje piwa: Zwierzyniec, Ordynackie, Witbier i Koźlak. Pierwsze dwa idą na uzupełnienie płynów w organizmie, wchodzą dosyć szybko. Trzecie już wolniej. Czwarte znowu szybko, bo znajomi dzwonią, żebym wkrótce był gotowy. Wszystkie 4 rodzaje wypróbowane. I to chyba dobre podsumowanie fajnej wycieczki :-)
Po drodze do Stalówki pada deszcz. Na szczęście wygląda na to, że limit pecha wyczerpałem w niedzielę...
Cycle Route 3975485 - via Bikemap.net
  • DST 73.32km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 18.25km/h
  • VMAX 36.22km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 kwietnia 2017

Poligon lipski w deszczu na zakończenie świetnego miesiąca

Zapowiadało się dobrze. Temperatura sięgała +15C, niby niebo było zachmurzone i synoptycy zapowiadali "możliwe niewielkie przelotne opady deszczu", ale do godziny 15-tej spadło po 5 kropel na metr kwadratowy, byłem nastawiony optymistycznie, więc wyruszyłem w kierunku lipskiego poligonu, żeby sprawdzić, czy dalej można tamtędy jeździć.
Z Pysznica Town kieruję się na Ludian, dalej prosto, skręcam na Lipowiec, mijam miejsce, gdzie kiedyś stała leśniczówka pod Kruszyną i udaję się do Lipy. Po drodze oczywiście mokro. Nic dziwnego, przez cały tydzień lało. Dodam, że w czwartek, gdy właśnie lało wymyłem, wypieściłem oba rowery (nie ruszałem jedynie najnowszego znaleziska archeologicznego - Wigry 5). 

Wjeżdżam na teren poligonu i kieruję się w kierunku Brzózy. Plan był taki, żeby pokręcić się po nieznanych rejonach poligonu. 

W tym miejscu po ok. 22 km jazdy robię krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Patrząc na chmury zadaję sobie pytanie: jeb... czy nie jeb...? Coś tam sobie kapie z nieba, ale niewiele, więc póki co jest ok. 

Dalej do przejechania jest mniej więcej 1.5km odcinek po piachu. Wziąłem Canyona, więc jechać się da. W marcu trzeba było prowadzić tą samą drogą Krossa.
Po skręcie w lewo kieruję się na Brzózę. Po chwili dojeżdżam do pierwszego miejsca upamiętniającego tą zlikwidowaną po wojnie wieś, która musiała ustąpić miejsca poligonowi. 


Byłem tu niedawno, więc jadę do drugiego miejsca:





To wszystko co zostało po wsi. Krzyż i tablica pamiątkowa w jednym miejscu oraz kapliczka + resztki cegieł w drugim. Przypomina to opuszczone po akcji "Wisła" bieszczadzkie wsie.

Stąd już niedaleko do skrzyżowania, gdzie droga w lewo prowadzi do Radomyśla, a w prawo w głąb poligonu. Kieruję się w głąb...

Droga jest fatalna. Najpierw porośnięta trawą, tu jeszcze da się jechać, potem sam piach, tu jest gorzej...

Tego typu przeszkadzajki tylko ułatwiają sprawę:


Jestem już blisko centralnego punktu poligonu, gdzie powinno być skrzyżowanie, na którym chyba chcę skręcić w prawo i kierować się powoli do Ireny.
Dojeżdżam do skrzyżowania. Droga w prawo:


I droga w lewo:


Hmmm. Dobra, to ja jednak pojadę dalej prosto. A tam czeka mnie jeszcze kilka stawów na środku drogi, a następnie piach, po którym jedzie się coraz ciężej. W momencie, w którym okazuje się, że chyba szybciej będzie na piechotę, niż na rowerze, zsiadam i prowadzę rower.

Po chwili las się kończy i wyjeżdżam na terenie pokrytym raczej jakimiś krzewami i innymi chabździami. Przynajmniej można się rozejrzeć. Po prawej stronie wydaje się być najwyższy punkt w okolicy, więc udaję się tam popstrykać parę fotek.

I znajduję tu jakieś coś takiego:


Co to może być - nie wiem...

W tym miejscu widoki mimo wszystko dosyć fajne:


Dalej wcale nie jest łatwiej:



W międzyczasie "niewielkie przelotne opady" coraz bardziej dają się we znaki.

Następny zakręt - tu już powinienem skręcać w prawo, żeby dostać się do Ireny:


Ale droga w prawo wygląda tak:

Zresztą w lewo jest podobnie. Szeroko tu, że wydaje się, że to jakaś leśna A4. Tylko kto tędy przejedzie?

Patrząc na mapy googla widzę, że pewnie wyjadę w Łążku. Co prawda na mapach droga kończy się, ale znając życie, na pewno coś będzie prowadziło dalej prosto.

Ten znak utwierdza mnie w przekonaniu, że będzie dobrze. 

Ale idealnie wcale nie jest:

Tego typu atrakcje są dosłownie co 50-100m, więc raczej tędy muszę iść na piechotę. Pada coraz bardziej, ale w tym momencie w butach mam jeszcze sucho.

Ostatni zakręt i mijam oddział kawalerii :-)

Współcześnie, kawalerzyści przesiedli się z koni na helikoptery, ale co to za zabawa?
Słyszę komendę "oddział stop!" Wszyscy grzecznie się zatrzymują, wymieniamy kilka zdań, życzymy sobie wzajemnie udanej jazdy i jadę dalej. Kawalerzyści ubrani w przedwojenne mundury prezentują się świetnie. Mają zabawę. Ja też mam, ale jeszcze tylko przez chwilę :-)
Z map google wynika, że wyjadę w Łążku Chwałowskim. Droga do Łążka oczywiście jest, chociaż na mapach jej nie ma. 


Już chyba jestem blisko, skoro jest szlaban i jakieś tablice.

Rzeczywiście, po chwili znajduję się w Łążku Chwałowskim. Tu na chwilę zatrzymuję się przy cmentarzu.



Jak widać i tu Niemcy nie oszczędzili miejscowej ludności podczas wojny. To typowe w tych rejonach. Im więcej jeżdżę po Lasach Janowskich tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że chyba nie ma miejscowości w okolicy, która w mniejszym, czy większym stopniu nie ucierpiałaby na skutek represji i bestialstwa.

Teraz już nie ma żartów, "niewielkie przelotne opady" zamieniają się w prawdziwą ulewę. Jestem już praktycznie cały mokry. Buty zaczynają się poddawać. 

Jadę więc coraz szybciej, tym bardziej, że jestem już na asfalcie. Mijam Irenę, docieram do Zaklikowa i kieruję się do domu.
Na stacji benzynowej za Zaklikowem, ktoś mnie woła - patrzę, a to kumpel z pracy! Wraca właśnie od rodziców z Węglina i proponuje podwózkę. Odmawiam, bo jestem cały ubłocony, rower również, a w samochodzie (co prawda dużym), ma żonę i dzieci. Nie chcę mu ubrudzić fury, poza tym i tak już mi wszystko jedno, jestem rozgrzany, więc nie czuję, że jest chłodno, jadę dalej. Potem dogania mnie i ponawia ofertę, ale dziękuję i śmigam dalej. Dzięki Sławek! :-)
Cały czas leje, więc nie zatrzymuję się, po prostu jadę dalej. Za torami za Zaklikowem skręcam w lewo, dojeżdżam sfatygowanym asfaltem do Banii, po drodze wyprzedzam nawet samochód, pani kierowca/kierowczyni (kierownica? :-) ) jechała z prędkością ~10km/h, bojąc się uszkodzenia sprzętu. Canyon przetrwa, więc jestem szybszy :-) Dopiero jakieś 10km od domu przestaje lać i zaczyna kropić. Nie ma to już jednak znaczenia.

Fajna wycieczka zepsuta przez pogodę. Kwiecień 2017 zapamiętam jako jeden z najgorszych miesięcy w ciągu ostatnich lat. Poza kilkoma dniami ciepła na początku miesiąca, cały czas lało, wiało i było zimno. Oby maj, a zwłaszcza czerwiec były lepsze...

Cycle Route 3971465 - via Bikemap.net
  • DST 75.02km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 19.24km/h
  • VMAX 54.45km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 kwietnia 2017

Imielty Ług + trochę błądzenia po Lasach Janowskich

Kwiecień nas nie rozpieszcza jeśli chodzi o pogodę. Dziś może nieco cieplej, ale silny wiatr to już niemal tradycja. Dlatego ruszam po raz kolejny do pobliskich lasów, bo tu wiatr będzie mniej odczuwalny.
Jadę przez Ludian, mijam rezerwat Jastkowice, Kochany i Dębowiec i dojeżdżam do rezerwatu Imielty Ług. Kręciłem się w okolicy podczas poprzednich wycieczek, nie decydując się na wjechanie do samego rezerwatu. Tym razem jednak wjeżdżam do niego i kieruję się do głównego punktu widokowego.


Po drodze mijam kapliczkę, myślałem wcześniej, że poświęcona jest św. Hubertowi, okazuje się jednak, że to kapliczka św. Franciszka z Asyżu.

Stąd już blisko do punktów widokowych. Na początek jadę do głównego.



Stawy w okolicach w większości powstały w XIX w. Ludzi wykopali je jako stawy hodowlane. Większość z nich dalej funkcjonuje w tej roli, ale część została przejęta przez naturę. Nawet dziś spotykam tu sporo ludzi z aparatami i lornetkami. To chyba największe w okolicy skupisko ptaków. Innych zwierząt i rzadkiej roślinności jest tu też sporo.

Po chwili wracam w okolice kapliczki i skręcam na drugi punkt widokowy.



Fajnie zrobiona kładka umożliwia obejrzenie typowego boru bagiennego. 

Po chwili wracam na rozdroże i skręcam w kierunku trzeciego punktu widokowego, tym razem na grobli. Grobla została niedawno przebudowana. Dosypano więcej ziemi, poszerzono ją, oczyszczono z części krzaków. Nawierzchnia to piach i trociny :-) 

Chwilę tu odpoczywam, obmyślam dalszą trasę, po czym jadę dalej do Gwizdowa.

Po zjeździe z grobli trafiam na kilka przeszkadzajek. To chyba jedyne niezadbane miejsce w rezerwacie.


W Gwizdowie odnajduję drogę prowadzącą w kierunku grupy stawów (m.im. stawy Marszałek, Biały i Żuraw). Byłem tam dawno temu, wjeżdżając z innej strony. Tym razem zobaczymy jak wyglądają owe stawy i drogi do nich prowadzące.

Drogi takie sobie, głównie piach, ale da się przejechać na grubych oponach. Mijam polanę z której widać kilka domów:

Nie wiem, czy to jeszcze Gwizdów, czy może już Krasonie...

Jest już pierwszy staw, ten chyba nie ma nazwy:

Sorry za ciemne zdjęcia, nie wziąłem lepszego telefonu i bez HDR przy takiej pogodzi wychodzi coś jak powyżej.

A to już staw Biały:


A tak wyglądają miejscowe drogi:


I na koniec staw Żuraw:


Za nim skręcam w lewo, będę próbował dostać się do Malińca.

Trafiam na niezłą szutrową drogę i jadę ładnym kawałkiem lasu. Mijam kilka polan:




Kręcąc się po nieznanych okolicach w końcu sprawdzam na google maps gdzie jestem. Okazuje się, że droga prowadzi do Łukawicy, a dalej do Brzezin i drogi asfaltowej z Zaklikowa do Janowa. Trzeba zatem skręcić w lewo. 
Znowu trafiam na ścieżkę piaszczystą. Jechać się jednak da. Po kilku kilometrach ląduję w Osówku, skąd skręcam do Malińca. Robię sobie przerwę przy sklepie, po czym wracam do domu. Pod wieczór zaczyna się robić chłodno, w okolicy Malińca są otwarte tereny, gdzie wiatr mocno daje mi się we znaki, więc rezygnuję z dodatkowych kilkunastu kilometrów i jadę najkrótszą możliwą drogą do Pysznica Town.

Cycle Route 3960211 - via Bikemap.net
  • DST 59.18km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 19.73km/h
  • VMAX 27.18km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Świąteczna przejażdżka

Nie dość, że święta, to jeszcze w niedzielę miałem wesele. W poniedziałek pogoda całkiem niezła, więc pomyślałem o przejażdżce. Celem jest wypocenie całego zła z dnia poprzedniego. Wyjeżdżam w Lasy Janowskie, a dokąd poprowadzi mnie los - to zobaczy się po drodze. Tym razem wjazd do Parku Krajobrazowego wyznaczam sobie w Pysznicy. Założenie jest takie, że będę jechał powoli, żeby przypadkiem nie dostać jakiegoś zawału. Zatem ilekroć czuję jakiś opór przy kręceniu, wrzucam niższy bieg. Prowizorycznie biorę rower z szerokimi oponami.

Cycle Route 3953258 - via Bikemap.net


Za stadniną, skręcam w lewo przy drugiej okazji (pierwsza okazja, to wizyta na wysypisku śmieci, ewentualnie wjazd do trudno-przejezdnych lasów). Zaczyna się niewielkie wzniesienie, ale po chwili jest już płasko. Po drodze kilka polan, o dziwo część istniała już wcześniej przed słynną akcją pewnego ministra.


A część nie:

To miejsce już kiedyś opisywałem. Jeszcze nie tak dawno temu było to jedno z fajniejszych miejsc w tej części lasów. Teraz wygląda jakoś tak nie za bardzo.

Stąd jeszcze niecałe 1.5km do drogi asfaltowej prowadzącej do Studzieńca, gdzie też się udaję.
Po minięciu Studzieńca skręcam w prawo w kierunku Szwedów.
Do Szwedów prowadzi stąd całkiem przyjemna leśna droga. Całkiem przyjemna już teraz, bo jeszcze miesiąc temu było tu sporo błota.

A jakiś kilometr dalej mija się takie skrzyżowanie. Gdyby tu skręcić w prawo, jedzie się jeszcze fajniejszą ścieżką, przynajmniej na początku, potem trzeba dwa razy odpowiednio skręcić, żeby trafić na niewielki "mostek", czy kładkę na rzece Gliniance i wyjeżdża się w okolicy Zdziar. Można też wylądować w Katach, albo w Słomianej. Jednak te ścieżki są zbyt krótkie, dobre gdy ma się mało czasu. Dziś czasu jest więcej, jadę więc dalej prosto.


Są i Szwedy:


Skręcam na most, dojeżdżam do lasu i jadę wzdłuż niego. Chyba się nieco zamyśliłem, bo stąd już chyba tylko do Łążka Garncarskiego można dojechać (albo w las na piaszczyste drogi prowadzące w rejony Dębowca i Kochanów), a droga nie jest zbyt przyjemna.

Tymczasem mijam ruderę, której widok podczas wycieczki jakiś miesiąc temu nieco mnie zaskoczył. Jeszcze niedawno temu ktoś tu mieszkał.


Piaszczysta droga do Łążka tym razem nie jest bardzo uciążliwa do przejechania.


Łążek to ładna miejscowość. Da się tamtędy normalnie jeździć odkąd położono tam nowy asfalt. Wcześniej bywało ciężko. Przejeżdżam ją dosyć szybko, bo trochę niepokoi mnie widok grupy miejscowych w młodym wieku biegających z butelkami z wodą. Przyglądają mi się trochę, więc lepiej nie kusić losu. Dzięki temu przy okazji okazuje się, że jednak nic nie wskazuje na to, abym miał dostać zawału i od tej pory jadę już dużo szybciej.

Nie skręcam w las za ścieżką rowerową, jadę dalej asfaltem, a gdy on się kończy skręcam w lewo, a następnie zaraz w prawo, przejadę się w kierunku Pikuli, ale tuż przed nimi odbiję w lewo i wyjadę gdzieś pomiędzy Kalennym, a Ciechocinem.

Ta droga to bajka, zupełnie inaczej jest ze słynnym asfaltem na odcinku Gwizdów - Modliborzyce. Plotki głoszą, że rowery typu full suspension zostały wynalezione specjalnie na potrzeby tego trudnego odcinka. Dlatego wpisuję sobie 3km jazdy w terenie.


Ubytki? Ta droga to jeden wielki ubytek, pouzupełniany gdzieniegdzie płatami asfaltu.
(no dobra, trochę przesadzam :-) )

Na skrzyżowaniu skręcam w kierunku Kochanów i objeżdżam je od północnej strony drogą nazywaną przez miejscowych "kolejową", tędy swego czasu prowadziły tory kolejki wąskotorowej.
Mijam i Kruszynę, po czym skręcam w lewo.

Na rozstaju dróg...

Tu kiedyś znajdowała się leśniczówka, a obok wiata i miejsce na odpoczynek a nawet na ognisko. Leśniczówki już nie ma, wiaty też, są jeszcze jakieś ławki i stół, można chwilę odpocząć. Ognisko też można zrobić...

Potem już standardowo - Lipowiec, Ludian, Jastkowice i wracam do domu.

Było całkiem przyjemnie, gdy słońce wychodziło zza chmur powiedziałbym, że nawet ciepło. W lesie już sporo zieleni, jakieś brzozy, czy inne akacje mają już liście, dlatego widoki już całkiem zacne i jeździ się całkiem fajnie.

Szkoda, że we wtorek nie można strzelić sobie poświątecznej przejażdżki, bo pogoda fatalna. Czekam jeszcze na śnieg, w końcu kwiecień menda, bo przeplata...

Cycle Route 3953258 - via Bikemap.net
  • DST 57.60km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 30.82km/h
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl