Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2017
Dystans całkowity: | 1006.68 km (w terenie 70.00 km; 6.95%) |
Czas w ruchu: | 49:37 |
Średnia prędkość: | 20.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 38.28 km/h |
Suma podjazdów: | 980 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 59.22 km i 2h 55m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 30 maja 2017
Dobić do tysiaka
Na Sportypal i kreckilometry.pl miałem już 1000km, ale na bikestats.pl brakowało mi jeszcze trzydzieści kilka. Z tego co pamiętam, byłem już dosyć zmęczony i nie chciało mi się jeździć, ale przełamałem się po raz kolejny i zrobiłem krótką trasę po okolicy, po czym pojechałem na wał, tym razem kupiłem 3 Perełki, żeby uczcić pierwszy na bikestats.pl miesiąc z przekroczonym tysiącem kilometrów. Zdjęć po raz kolejny nie robiłem, bo nie było sensu.
- DST 43.27km
- Czas 01:59
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 33.57km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 20m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 maja 2017
Imielty Ług i okolice Pysznicy
Dodaję jeszcze 2 trasy z końca maja, wcześniej nie znalazłem na to czasu.
W poniedziałek 29. maja, wybrałem się z kuzynką do rezerwatu Imielty Ług. Po powrocie do domu brakowało mi ok. 10km, żeby dobić do 1000km w maju na sportypal i kreckilometry.pl. Pojechałem więc zrobić jeszcze małe kółko w mojej bliskiej okolicy.
Zdjęcia robiłem, ale mniej więcej w tym samym czasie już chyba wszyscy tam byli, więc nie ma sensu ich dodawać :-)
W poniedziałek 29. maja, wybrałem się z kuzynką do rezerwatu Imielty Ług. Po powrocie do domu brakowało mi ok. 10km, żeby dobić do 1000km w maju na sportypal i kreckilometry.pl. Pojechałem więc zrobić jeszcze małe kółko w mojej bliskiej okolicy.
Zdjęcia robiłem, ale mniej więcej w tym samym czasie już chyba wszyscy tam byli, więc nie ma sensu ich dodawać :-)
- DST 63.92km
- Teren 10.00km
- Czas 03:17
- VAVG 19.47km/h
- VMAX 32.65km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 maja 2017
Buda Stalowska
Dziś (tj. w niedzielę) wymyśliłem sobie pojechać do Budy Stalowskiej. Byłem tam w kwietniu, wracając z misji w Cyganach. Tym razem chciałem obejrzeć sobie okoliczne stawy. Je też już kiedyś widziałem, ale jakieś 5 lat temu i nie pamiętałem szczegółów dotyczących przeprawy od Budy do Wydrzy (wtedy jechałem w odwrotnym kierunku). Coś mi się kojarzyło, że nie było za fajnie, ale dlaczego nie spróbować ponownie?
No to próbujemy...
Jadę do Stalówki, dalej ścieżką szutrową do Jamnicy. Tam wbijam na asfalt, potem jadę trochę chodnikiem, po czym za Jamnicą odbijam w kierunku Grębowa, pomimo zakazu wjazdu.
Dawno nie byłem w tym miejscu w Grębowie. Po zbudowaniu obwodnicy, ta część drogi jest mało uczęszczana, a na ulicy, na której swego czasu ruch był spory, można w piłkę grać :-)
Ten kościół, za którym droga główna prowadziła dalej do Tarnobergera, również słabo pamiętam.
Mijałem go dziesiątki razy jeżdżąc PKS'em do Krakowa na studia.
Dalej wiem, że mam się kierować ulicą Szlachecką w kierunku Wydrzy. Uliczki w Grębowie dobrze oznakowane, więc nie ma z tym żadnego problemu.
Po wyjeździe z Grębowa zaczynają się fajne widoki:
To samo zresztą po minięciu Wydrzy. Na końcu tej miejscowości trafiam na betonowe płyty. Pamiętałem, że łatwo tam nie było...
ale nie są takie straszne... Zresztą najlepsze dopiero przede mną :-)
Po chwili docieram do pierwszego ze stawów:
Jest spory. Ten znajduje się po mojej lewej ręce. Z prawej również staw, droga prowadzi czymś w rodzaju grobli.
Tu już płyt nie ma, zaczyna się droga typowo polna, ziemista, ale nawet ubita, jedzie się dobrze. Do czasu :-)
Zaczynają się pierwsze kałuże. Na początku nie jest źle, ale potem wjeżdżamy we fragment grobli obrosłej drzewami z obu stron, tam kałuże nie wysychają tak szybko...
Na początku da się to jakoś objechać, ale po chwili widzę już same takie na całą szerokość drogi. No i jak to na takich polnych drogach bywa, tam gdzie pojazdy mają koła jest głębiej, na środku drogi jest mniej wyjeżdżone, więc środek jest nieco wyżej. Trafiam na taką kałużę, na której oba boczne fragmenty zalane, środek również, ale to tylko może metr, decyduję się więc przejechać, przecie głęboko nie będzie. No ale jednak jest...
A to efekt:
Było tam jednak dosyć głęboko. Jakieś 40cm :-) Lewy but akurat był na niższym pedale i tak to wygląda :-) Nie pierwszy raz zresztą :-)
Dalej są kolejne kałuże i to nie takie, które na środku mają metr długości - jest znacznie ciekawiej:
I tak co kilkadziesiąt metrów na długości 300-400m. Każdą taką przeszkadzajkę przechodzę lewą stroną po trawie, prowadząc rower.
W końcu i to się kończy. Można już jechać. Mijam kolejne stawy:
Historia tych stawów zapewne podobna do tej z Lasów Janowskich, czyli sztucznie wykopane, następnie część przejęła natura i mamy tu ciekawy zakątek. Mnóstwo ptaków wodnych i nie tylko wodnych, bo występują tu i drapieżniki, jak orzeł bielik, orzeł przedni, orlik krzykliwy, kormoran, czapla siwa i czapla purpurowa, rybołów, perkoz, oraz bocian czarny (cytuję z Wikipedii). Fakt, coś tam lata, ale nie znam się na tym. Mijam ludzi z lornetkami, co świadczy, że miłośnicy ptaków chyba znają tą miejscówkę.
Same stawy bardzo ładne, zresztą mamy teraz chyba najlepszą porę roku, wszędzie zielono, więc nawet błoto w bucie i rower, który po przejeździe przez kałużę skrzypi, świszczy i wydaje różne dziwne dźwięki nie przeszkadzają mi zbytnio.
Zaczynam jednak szukać jakiegoś dostępu do wody. Chcę wymyć buta, nawet jeśli mam jechać w mokrym :-) Tu jednak się nie udaje, zejście do stawu jest, ale woda wygląda podobnie do błota na bucie, więc jadę dalej.
Na kolejnym stawie pływa sobie kilka łabędzi:
Ale to już końcówka grobli.
Po chwili wyjeżdżam na asfalt i skręcam w lewo do Budy Stalowskiej.
I tu przypadkiem odnajduję jakąś wodę, w której da się chyba umyć glana. Ściągam but i moczę go po prostu w wodzie...
Efekt satysfakcjonujący:
Teraz prawy wygląda gorzej, chociaż jest suchy :-) Przez chwilę trochę chlupcze w bucie podczas pedałowania, ale ostatecznie po powrocie do domu, jest już suchy :-)
Dobra, wracam na drogę. Po dotarciu do zakrętu, gdzie można skręcić w prawo w kierunku Nowej Dęby - niespodzianka. Ustawiono tam tablicę, że wkraczam na poligon, stoi sobie budka i szałas. Co jest? Chyba takich jaj tu nie było niespełna 2 miesiące temu... Zdjęcia nie zrobiłem w obawie przed ujawnieniem w internecie jakieś tajnej placówki WP.
Jadę dalej, a co tam, najwyżej będę ściemniał.
Niedawno na tym poligonie zdarzył się wypadek, trzech żołnierzy chyba zatruło się spalinami. Na szczęście dali radę, może to dlatego jakieś dodatkowe zaostrzenia.
Trasę stąd do Krawców pamiętam, bardzo ją lubię. Jedzie się dobrym asfaltem o małej szerokości wśród ładnych lasów. Tym razem również mi się podoba:
No i znowu mijam punkt kontrolny, czy coś w rodzaju strażnicy :-), wyglądający dokładnie tak samo jak ten, o którym pisałem powyżej. Tym razem wiem, że chyba przejadę spokojnie, więc robię zdjęcie ściśle tajnym obiektom:
Budka strażnicza i nowego typu bunkier. Wygląda odstraszająco.
Dojeżdżam do Krawców. Tu krótka przerw na moście i jadę dalej.
Za Krawcami ścieżka, którą kiedyś próbowałem odnaleźć, czyli 200m piachu, a potem trochę lepiej. Są małe i większe górki.
I cały czas ładnie.
Stąd już blisko do Stalówki. Jadę do sklepu, coby kupić sobie browarka i jechać na wał, ale okazuje się, że zimnego piwa nie ma.
Kupuję więc napój piwopodobny o nazwie "EB" i jadę na wał uczcić całkiem niezły weekend.
Potem już do domu przez Jastkowice i koniec wycieczki.
Dla tych, którzy chcieliby się wybrać tą trasą: nie ryzykujcie! Przez kałuże na grobli przechodźcie bokiem :-)
Poza jednym fragmentem, który idzie obejść, chociaż nie bez wysiłku, ścieżka bardzo dobra do jazdy. Tereny w okolicy - palce lizać :-)
Jest tam jeszcze kilka dróg do sprawdzenia, ale to na kiedyś...
Pozdrawiam!
No to próbujemy...
Jadę do Stalówki, dalej ścieżką szutrową do Jamnicy. Tam wbijam na asfalt, potem jadę trochę chodnikiem, po czym za Jamnicą odbijam w kierunku Grębowa, pomimo zakazu wjazdu.
Dawno nie byłem w tym miejscu w Grębowie. Po zbudowaniu obwodnicy, ta część drogi jest mało uczęszczana, a na ulicy, na której swego czasu ruch był spory, można w piłkę grać :-)
Ten kościół, za którym droga główna prowadziła dalej do Tarnobergera, również słabo pamiętam.
Mijałem go dziesiątki razy jeżdżąc PKS'em do Krakowa na studia.
Dalej wiem, że mam się kierować ulicą Szlachecką w kierunku Wydrzy. Uliczki w Grębowie dobrze oznakowane, więc nie ma z tym żadnego problemu.
Po wyjeździe z Grębowa zaczynają się fajne widoki:
To samo zresztą po minięciu Wydrzy. Na końcu tej miejscowości trafiam na betonowe płyty. Pamiętałem, że łatwo tam nie było...
ale nie są takie straszne... Zresztą najlepsze dopiero przede mną :-)
Po chwili docieram do pierwszego ze stawów:
Jest spory. Ten znajduje się po mojej lewej ręce. Z prawej również staw, droga prowadzi czymś w rodzaju grobli.
Tu już płyt nie ma, zaczyna się droga typowo polna, ziemista, ale nawet ubita, jedzie się dobrze. Do czasu :-)
Zaczynają się pierwsze kałuże. Na początku nie jest źle, ale potem wjeżdżamy we fragment grobli obrosłej drzewami z obu stron, tam kałuże nie wysychają tak szybko...
Na początku da się to jakoś objechać, ale po chwili widzę już same takie na całą szerokość drogi. No i jak to na takich polnych drogach bywa, tam gdzie pojazdy mają koła jest głębiej, na środku drogi jest mniej wyjeżdżone, więc środek jest nieco wyżej. Trafiam na taką kałużę, na której oba boczne fragmenty zalane, środek również, ale to tylko może metr, decyduję się więc przejechać, przecie głęboko nie będzie. No ale jednak jest...
A to efekt:
Było tam jednak dosyć głęboko. Jakieś 40cm :-) Lewy but akurat był na niższym pedale i tak to wygląda :-) Nie pierwszy raz zresztą :-)
Dalej są kolejne kałuże i to nie takie, które na środku mają metr długości - jest znacznie ciekawiej:
I tak co kilkadziesiąt metrów na długości 300-400m. Każdą taką przeszkadzajkę przechodzę lewą stroną po trawie, prowadząc rower.
W końcu i to się kończy. Można już jechać. Mijam kolejne stawy:
Historia tych stawów zapewne podobna do tej z Lasów Janowskich, czyli sztucznie wykopane, następnie część przejęła natura i mamy tu ciekawy zakątek. Mnóstwo ptaków wodnych i nie tylko wodnych, bo występują tu i drapieżniki, jak orzeł bielik, orzeł przedni, orlik krzykliwy, kormoran, czapla siwa i czapla purpurowa, rybołów, perkoz, oraz bocian czarny (cytuję z Wikipedii). Fakt, coś tam lata, ale nie znam się na tym. Mijam ludzi z lornetkami, co świadczy, że miłośnicy ptaków chyba znają tą miejscówkę.
Same stawy bardzo ładne, zresztą mamy teraz chyba najlepszą porę roku, wszędzie zielono, więc nawet błoto w bucie i rower, który po przejeździe przez kałużę skrzypi, świszczy i wydaje różne dziwne dźwięki nie przeszkadzają mi zbytnio.
Zaczynam jednak szukać jakiegoś dostępu do wody. Chcę wymyć buta, nawet jeśli mam jechać w mokrym :-) Tu jednak się nie udaje, zejście do stawu jest, ale woda wygląda podobnie do błota na bucie, więc jadę dalej.
Na kolejnym stawie pływa sobie kilka łabędzi:
Ale to już końcówka grobli.
Po chwili wyjeżdżam na asfalt i skręcam w lewo do Budy Stalowskiej.
I tu przypadkiem odnajduję jakąś wodę, w której da się chyba umyć glana. Ściągam but i moczę go po prostu w wodzie...
Efekt satysfakcjonujący:
Teraz prawy wygląda gorzej, chociaż jest suchy :-) Przez chwilę trochę chlupcze w bucie podczas pedałowania, ale ostatecznie po powrocie do domu, jest już suchy :-)
Dobra, wracam na drogę. Po dotarciu do zakrętu, gdzie można skręcić w prawo w kierunku Nowej Dęby - niespodzianka. Ustawiono tam tablicę, że wkraczam na poligon, stoi sobie budka i szałas. Co jest? Chyba takich jaj tu nie było niespełna 2 miesiące temu... Zdjęcia nie zrobiłem w obawie przed ujawnieniem w internecie jakieś tajnej placówki WP.
Jadę dalej, a co tam, najwyżej będę ściemniał.
Niedawno na tym poligonie zdarzył się wypadek, trzech żołnierzy chyba zatruło się spalinami. Na szczęście dali radę, może to dlatego jakieś dodatkowe zaostrzenia.
Trasę stąd do Krawców pamiętam, bardzo ją lubię. Jedzie się dobrym asfaltem o małej szerokości wśród ładnych lasów. Tym razem również mi się podoba:
No i znowu mijam punkt kontrolny, czy coś w rodzaju strażnicy :-), wyglądający dokładnie tak samo jak ten, o którym pisałem powyżej. Tym razem wiem, że chyba przejadę spokojnie, więc robię zdjęcie ściśle tajnym obiektom:
Budka strażnicza i nowego typu bunkier. Wygląda odstraszająco.
Dojeżdżam do Krawców. Tu krótka przerw na moście i jadę dalej.
Za Krawcami ścieżka, którą kiedyś próbowałem odnaleźć, czyli 200m piachu, a potem trochę lepiej. Są małe i większe górki.
I cały czas ładnie.
Stąd już blisko do Stalówki. Jadę do sklepu, coby kupić sobie browarka i jechać na wał, ale okazuje się, że zimnego piwa nie ma.
Kupuję więc napój piwopodobny o nazwie "EB" i jadę na wał uczcić całkiem niezły weekend.
Potem już do domu przez Jastkowice i koniec wycieczki.
Dla tych, którzy chcieliby się wybrać tą trasą: nie ryzykujcie! Przez kałuże na grobli przechodźcie bokiem :-)
Poza jednym fragmentem, który idzie obejść, chociaż nie bez wysiłku, ścieżka bardzo dobra do jazdy. Tereny w okolicy - palce lizać :-)
Jest tam jeszcze kilka dróg do sprawdzenia, ale to na kiedyś...
Pozdrawiam!
- DST 74.20km
- Teren 10.00km
- Czas 03:33
- VAVG 20.90km/h
- VMAX 31.57km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 27 maja 2017
Sandomierz
W sobotę pogoda niezła, planowałem coś dłuższego, powyżej 100km. Okazało się, że na weekend zjechała kuzynka i też chce jechać. Proponuję jej nieśmiało Sandomingo, mówię, że wyjdzie ok 80km, a ona chętna :-)
No to jedziemy:
Wbijamy się na Green Velo i jedziemy nią do samego Sandomierza. Dopiero tam opuszczamy Green Velo, bo przebieg trasy jest trochę pomotany i przeciskamy się zatłoczonymi ulicami aż do mostu na Wiśle.
Tu odnajdujemy Green Velo, dojeżdżamy do wzgórza ze Starym Miastem, wprowadzamy rowery po kocich łbach na górę i odpoczywamy chyba coś koło godzinę.
Na rynku sprzedają świetny cydr. Nie jestem fanem tego napoju, ale ten jest na prawdę dobry, wytrawny, nie tak słodki jak to zwykle bywa. Kupuję również 2 piwka z lokalnego browaru, o istnieniu których dowiedziałem się z bloga Mariusza :-)
Potem obserwujemy zmianę warty, rycerze pilnują czegoś przy pomniku :-) Zmiany warty odbywają się chyba co pół godziny, bo mamy okazję obserwować dwie.
No i w końcu parę minut po 14-tej opuszczamy Sandomierski rynek i wracamy. Plan jest taki, żeby wracać początkowo tą samą drogą, a potem w Kępiu Zaleszańskim odbić na Kotową Wolę.
Jednak słabo oznakowana Green Velo wprowadza nas nieco w błąd, w skutek czego zamiast w Sokolnikach, lądujemy w Furmanach, Porębach Furmańskich i Zabrniu Górnym. Kuzynka jedzie przodem, nie chcę narzucać jej swojego tempa. Ale jej tempo jest całkiem niezłe, często jedziemy z prędkościami 25-30 km/h. Dopiero tuż przed Stalową Wolą zaczyna nieco zwalniać. Miała jechać ze mną nad Bałtyk, ale nie dostała urlopu. Widzę, że dałaby radę :-)
Ostatecznie, wychodzi z tego całkiem fajna wycieczka, w fajny, ciepły dzień.
A już w domu, testuje produkt sandomierskiego browaru:
Dobre to! Gęste i smak jak dla mnie niczego sobie. Cena: 9zł, sporo, ale tyle kosztują piwa kraftowe...
No to jedziemy:
Wbijamy się na Green Velo i jedziemy nią do samego Sandomierza. Dopiero tam opuszczamy Green Velo, bo przebieg trasy jest trochę pomotany i przeciskamy się zatłoczonymi ulicami aż do mostu na Wiśle.
Tu odnajdujemy Green Velo, dojeżdżamy do wzgórza ze Starym Miastem, wprowadzamy rowery po kocich łbach na górę i odpoczywamy chyba coś koło godzinę.
Na rynku sprzedają świetny cydr. Nie jestem fanem tego napoju, ale ten jest na prawdę dobry, wytrawny, nie tak słodki jak to zwykle bywa. Kupuję również 2 piwka z lokalnego browaru, o istnieniu których dowiedziałem się z bloga Mariusza :-)
Potem obserwujemy zmianę warty, rycerze pilnują czegoś przy pomniku :-) Zmiany warty odbywają się chyba co pół godziny, bo mamy okazję obserwować dwie.
No i w końcu parę minut po 14-tej opuszczamy Sandomierski rynek i wracamy. Plan jest taki, żeby wracać początkowo tą samą drogą, a potem w Kępiu Zaleszańskim odbić na Kotową Wolę.
Jednak słabo oznakowana Green Velo wprowadza nas nieco w błąd, w skutek czego zamiast w Sokolnikach, lądujemy w Furmanach, Porębach Furmańskich i Zabrniu Górnym. Kuzynka jedzie przodem, nie chcę narzucać jej swojego tempa. Ale jej tempo jest całkiem niezłe, często jedziemy z prędkościami 25-30 km/h. Dopiero tuż przed Stalową Wolą zaczyna nieco zwalniać. Miała jechać ze mną nad Bałtyk, ale nie dostała urlopu. Widzę, że dałaby radę :-)
Ostatecznie, wychodzi z tego całkiem fajna wycieczka, w fajny, ciepły dzień.
A już w domu, testuje produkt sandomierskiego browaru:
Dobre to! Gęste i smak jak dla mnie niczego sobie. Cena: 9zł, sporo, ale tyle kosztują piwa kraftowe...
- DST 87.51km
- Czas 04:14
- VAVG 20.67km/h
- VMAX 33.10km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 maja 2017
Treningowo wokół Stalówki
W piątek w końcu przestało padać, wsiadam zatem po pracy na rower i robię kółko na trasie: Pysznica - Zarzecze - Nisko - Maziarnia - Przyszów - Stalowa Wola - Chłopska Wola - Pysznica
Trochę wiało, ale nawet nie zwróciłem na to uwagi. Po 5km jazdy coś wpadło mi do oka i potem przez kolejne 50km myślałem, że mnie coś trafi :-) Zdjęć nie robiłem, wszyscy dobrze znają te okolice.
Pozdrawiam!
Trochę wiało, ale nawet nie zwróciłem na to uwagi. Po 5km jazdy coś wpadło mi do oka i potem przez kolejne 50km myślałem, że mnie coś trafi :-) Zdjęć nie robiłem, wszyscy dobrze znają te okolice.
Pozdrawiam!
- DST 55.25km
- Czas 02:31
- VAVG 21.95km/h
- VMAX 37.59km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 maja 2017
Treningowa przejażdżka
Dziś mi się nie chciało... Ale postanowiłem się przełamać, bo za 2 tygodnie forma musi być.
Pojechałem Green Velo do Radomyśla, stamtąd do Kępia Zaleszańskiego, następnie przez Kotową Wolę i Obojnię do Stalówki. Krótka przerwa na wale, a potem jeszcze niezbyt długa rundka po mojej bliskiej okolicy. Zdjęć nie robiłem, bo wszyscy te tereny doskonale znają.
Ciekawe co będzie dalej, bo jakieś burze nam tu zapowiadają na najbliższe dni, a jeździć muszę. Oby jakoś było :-)
Pojechałem Green Velo do Radomyśla, stamtąd do Kępia Zaleszańskiego, następnie przez Kotową Wolę i Obojnię do Stalówki. Krótka przerwa na wale, a potem jeszcze niezbyt długa rundka po mojej bliskiej okolicy. Zdjęć nie robiłem, bo wszyscy te tereny doskonale znają.
Ciekawe co będzie dalej, bo jakieś burze nam tu zapowiadają na najbliższe dni, a jeździć muszę. Oby jakoś było :-)
- DST 60.21km
- Czas 02:29
- VAVG 24.25km/h
- VMAX 32.15km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 maja 2017
Stawy na poligonie lipskim
Dziś, jak to w weekend miałem dużą ochotę na solidną trasę. Niestety prognozy nie były zbyt optymistyczne. W sobotę zapowiadali u nas na niedzielę burze, w niedzielę prognoza ICM'u była bardziej optymistyczna, chociaż dopuszczała przelotne opady i silny wiatr. Niestety sprawdziła się :-) Ale nie było najgorzej.
Zdecydowałem się ostatecznie wyjechać po 10-tej i wrócić przed 14-tą. Za cel obrałem stawy na terenie poligonu lipskiego, na które zwróciłem uwagę podczas przeglądania map i swego czasu zapowiadałem na blogu, że wybiorę się tam.
Gdyby prognozy były inne, wybrałbym się na jakąś ~100km wycieczkę. Jednak ostatecznie silny wiatr spowodował, że wybrałem owe stawy, bo w tym przypadku trasa miała przebiegać głównie po lesie.
Mapka trasy podzielona na dwie części. Na pierwszej korzystałem z zalanego dwa tygodnie temu telefonu, który nieco wariuje, nie da się go zrestartować, bo po naciśnięciu przycisku "power" następuje wyciszenie dźwięku :-)
W tym momencie zatrzymuję się i ściągam Sportypal na nowy telefon. Trochę z tym schodzi, bo zasięg fatalny, ale w końcu się udaje.
Tak czy siak, jadę do Banii, dalej wąskim asfaltem w kierunku Gielni. Na tym zakręcie:
Skręcam w kierunku Zaklikowa.
Stąd dojeżdża się do drogi nr 855, skąd zwykle skręcałem w prawo do Zaklikowa, tym razem jednak skręcam w lewo. Kilkaset metrów i mamy drogę w las w kierunku owych stawów:
Mapa pokazuje, że to tu należy skręcić. Co też czynię.
Po kilku metrach niespodzianka:
Tabliczka informuje, że Nadleśnictwo Gościeradów zleciło lotniczy oprysk terenu do walki z "osnują gwiaździstą". Co to takiego - nie mam pojęcia... Nazwy użytych do oprysku preparatów: "Mospilan 20 SP" i "Ikar 95 EC" brzmią nieco złowieszczo, ale to przecież misja zwiadowcza, a czego się nie robi dla nauki? Jadę więc dalej. Po mniej więcej kilometrze, docieram do skrzyżowania, gdzie skręcam w prawo w kierunku stawów.
Po chwili, po prawej stronie mijam pierwszy z nich:
Droga przejezdna póki co. Na końcu stawu kolejna tabliczka:
Bez sensu... Koło Malińca, też są tabliczki z zakazami, ale tylko kąpieli i łowienia ryb. Komu przeszkadza przebywanie? Tu komuś owszem. Jadę dalej i mam skrzyżowanie.
Mapa z geoportal mobile pokazuje, żebym skręcił w lewo (plan był taki, żeby dostać się na leśną drogę z Lipy do Ireny i pojechać nią do Lipy). A tam droga zamienia się w coś takiego:
Po chwili jest jeszcze lepiej:
Dobra, zawracam. Tymczasem zaczyna mocno lać. Wracam do skrzyżowania, z którego poprzednio skręcałem w prawo w kierunku stawów i tym razem skręcam w lewo. Po 5 minutach deszcz ustaje całkowicie.
Niezbyt dobrą drogą dojeżdżam do skrzyżowania:
Tu mapa, pokazuje, żebym skręcił w lewo.
Pożarowa droga jest dobrej jakości i prowadzi mniej więcej wzdłuż drogi nr 855:
I dojeżdża do drogi kierującej się w głąb poligonu, którą już wielokrotnie jechałem.
Tym razem jednak jadę do Lipy i stamtąd do domu, mijając byłą leśniczówkę w Kruszynie (na terenie Goliszowca), Lipowiec, rezerwat Jastkowice, Polesie.
Energi pozostało mi sporo, żałowałem, że nie zdecydowałem się na dłuższą wycieczkę, chociaż byłaby ona trudna do zrealizowania. Wiało mocno, więc trzeba było by kombinować trasę w całości przez las, do tego w miarę dobrymi drogami, bo Canyon póki co niedostępny. Chyba dlatego pod wieczór znowu wsiadłem na rower i próbowałem coś pojeździć. Wiało jeszcze mocniej, dlatego zrobiłem ok 20km i wróciłem do domu. No cóż, trzeba się przyzwyczajać w razie czego. Za 2 tygodnie nie będzie przeproś :-)
Zdecydowałem się ostatecznie wyjechać po 10-tej i wrócić przed 14-tą. Za cel obrałem stawy na terenie poligonu lipskiego, na które zwróciłem uwagę podczas przeglądania map i swego czasu zapowiadałem na blogu, że wybiorę się tam.
Gdyby prognozy były inne, wybrałbym się na jakąś ~100km wycieczkę. Jednak ostatecznie silny wiatr spowodował, że wybrałem owe stawy, bo w tym przypadku trasa miała przebiegać głównie po lesie.
Mapka trasy podzielona na dwie części. Na pierwszej korzystałem z zalanego dwa tygodnie temu telefonu, który nieco wariuje, nie da się go zrestartować, bo po naciśnięciu przycisku "power" następuje wyciszenie dźwięku :-)
W tym momencie zatrzymuję się i ściągam Sportypal na nowy telefon. Trochę z tym schodzi, bo zasięg fatalny, ale w końcu się udaje.
Tak czy siak, jadę do Banii, dalej wąskim asfaltem w kierunku Gielni. Na tym zakręcie:
Skręcam w kierunku Zaklikowa.
Stąd dojeżdża się do drogi nr 855, skąd zwykle skręcałem w prawo do Zaklikowa, tym razem jednak skręcam w lewo. Kilkaset metrów i mamy drogę w las w kierunku owych stawów:
Mapa pokazuje, że to tu należy skręcić. Co też czynię.
Po kilku metrach niespodzianka:
Tabliczka informuje, że Nadleśnictwo Gościeradów zleciło lotniczy oprysk terenu do walki z "osnują gwiaździstą". Co to takiego - nie mam pojęcia... Nazwy użytych do oprysku preparatów: "Mospilan 20 SP" i "Ikar 95 EC" brzmią nieco złowieszczo, ale to przecież misja zwiadowcza, a czego się nie robi dla nauki? Jadę więc dalej. Po mniej więcej kilometrze, docieram do skrzyżowania, gdzie skręcam w prawo w kierunku stawów.
Po chwili, po prawej stronie mijam pierwszy z nich:
Droga przejezdna póki co. Na końcu stawu kolejna tabliczka:
Bez sensu... Koło Malińca, też są tabliczki z zakazami, ale tylko kąpieli i łowienia ryb. Komu przeszkadza przebywanie? Tu komuś owszem. Jadę dalej i mam skrzyżowanie.
Mapa z geoportal mobile pokazuje, żebym skręcił w lewo (plan był taki, żeby dostać się na leśną drogę z Lipy do Ireny i pojechać nią do Lipy). A tam droga zamienia się w coś takiego:
Po chwili jest jeszcze lepiej:
Dobra, zawracam. Tymczasem zaczyna mocno lać. Wracam do skrzyżowania, z którego poprzednio skręcałem w prawo w kierunku stawów i tym razem skręcam w lewo. Po 5 minutach deszcz ustaje całkowicie.
Niezbyt dobrą drogą dojeżdżam do skrzyżowania:
Tu mapa, pokazuje, żebym skręcił w lewo.
Pożarowa droga jest dobrej jakości i prowadzi mniej więcej wzdłuż drogi nr 855:
I dojeżdża do drogi kierującej się w głąb poligonu, którą już wielokrotnie jechałem.
Tym razem jednak jadę do Lipy i stamtąd do domu, mijając byłą leśniczówkę w Kruszynie (na terenie Goliszowca), Lipowiec, rezerwat Jastkowice, Polesie.
Energi pozostało mi sporo, żałowałem, że nie zdecydowałem się na dłuższą wycieczkę, chociaż byłaby ona trudna do zrealizowania. Wiało mocno, więc trzeba było by kombinować trasę w całości przez las, do tego w miarę dobrymi drogami, bo Canyon póki co niedostępny. Chyba dlatego pod wieczór znowu wsiadłem na rower i próbowałem coś pojeździć. Wiało jeszcze mocniej, dlatego zrobiłem ok 20km i wróciłem do domu. No cóż, trzeba się przyzwyczajać w razie czego. Za 2 tygodnie nie będzie przeproś :-)
- DST 55.20km
- Teren 5.00km
- Czas 03:02
- VAVG 18.20km/h
- VMAX 33.04km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 50m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 maja 2017
Canyon Fooder
W czwartek jeździć już mi się chciało. Postanowiłem udać się na Maliniec, spić Perełkę i wrócić jakoś inną drogą.
Biorę Canyona i wjeżdżam w Lasy Janowskie koło Podlesia. W lesie z Canyonem zaczyna dziać się coś dziwnego, po najechaniu na przeszkodę, przez chwilę nie działa napęd. Kręcąc korbą, kaseta z tyłu się kręci, ale w raz z nią nie kręci się koło, tak jakby kaseta nie była przymocowana do koła na stałe. Ale trwa to tylko przez sekundę, czy dwie, potem wszystko "załapuje" i można jechać. Po 15-km już załapać nie chce. Znajduję się wtedy blisko Kochanów.
Ściągam tylne koło i sprawdzam co tam się porobiło:
Ale jedyne co stwierdzam, to to co stwierdziłem już wcześniej, czyli, że kaseta nie kręci się wraz z kołem. Z narzędzi mam jedynie scyzoryk i pompkę. No cóż, trzeba wracać z bucika.
Tak też robię, ale gdy mam z górki wsiadam na rower, zawsze to trochę szybciej, czasem staję na jednym pedale i drugą nogą odpycham się jak na hulajnodze...
Szybko docieram do miejsca zwanego "Jeńcowe Place".
Po godzinie wychodzę przy Ludianie:
Jest już cywilizacja.
Kolejne pół godziny i jestem w domu. Powrót poszedł dosyć szybko. Średnia prędkość w stylu "mieszanym" - 10km/h :-)
W domu rozkręcam co mogę (części rzeczy nie mogę rozkręcić - nie mam narzędzi), wydaje się, że poszła piasta w kole. Już jakieś 13-14 tysięcy km na nim zrobiłem bez wymiany czegokolwiek, poza oponami i dętkami, więc niby ma prawo...
Co z nim dalej - pomyślę za 3-4 tygodnie, gdy wrócę z nad morza. Póki co musi wystarczyć Krossik :-(
Biorę Canyona i wjeżdżam w Lasy Janowskie koło Podlesia. W lesie z Canyonem zaczyna dziać się coś dziwnego, po najechaniu na przeszkodę, przez chwilę nie działa napęd. Kręcąc korbą, kaseta z tyłu się kręci, ale w raz z nią nie kręci się koło, tak jakby kaseta nie była przymocowana do koła na stałe. Ale trwa to tylko przez sekundę, czy dwie, potem wszystko "załapuje" i można jechać. Po 15-km już załapać nie chce. Znajduję się wtedy blisko Kochanów.
Ściągam tylne koło i sprawdzam co tam się porobiło:
Ale jedyne co stwierdzam, to to co stwierdziłem już wcześniej, czyli, że kaseta nie kręci się wraz z kołem. Z narzędzi mam jedynie scyzoryk i pompkę. No cóż, trzeba wracać z bucika.
Tak też robię, ale gdy mam z górki wsiadam na rower, zawsze to trochę szybciej, czasem staję na jednym pedale i drugą nogą odpycham się jak na hulajnodze...
Szybko docieram do miejsca zwanego "Jeńcowe Place".
Po godzinie wychodzę przy Ludianie:
Jest już cywilizacja.
Kolejne pół godziny i jestem w domu. Powrót poszedł dosyć szybko. Średnia prędkość w stylu "mieszanym" - 10km/h :-)
W domu rozkręcam co mogę (części rzeczy nie mogę rozkręcić - nie mam narzędzi), wydaje się, że poszła piasta w kole. Już jakieś 13-14 tysięcy km na nim zrobiłem bez wymiany czegokolwiek, poza oponami i dętkami, więc niby ma prawo...
Co z nim dalej - pomyślę za 3-4 tygodnie, gdy wrócę z nad morza. Póki co musi wystarczyć Krossik :-(
- DST 30.00km
- Teren 2.00km
- Czas 02:00
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 28.70km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 30m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 maja 2017
Krótko w okolicach Pysznicy
W środę znowu nie chciało mi się jeździć, ale mimo wszystko te 30km postanowiłem zrobić na siłę. Oczywiście nie było tak źle. Krótki wypad do Lasów Janowskich, następnie Chłopska Wola i Powrót do domu.
- DST 31.68km
- Teren 2.00km
- Czas 01:22
- VAVG 23.18km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 40m
- Sprzęt Canyon Yellowstone AL 3.9
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 maja 2017
Wokół Stalowej bez celu
We wtorek pojechałem do Cykloświata podpytać o rower, stamtąd postanowiłem mimo wszystko zrobić kółko wokół Stalowej - pojechałem do Przyszowa, stamtąd do Niska. Potem kręciłem się w okolicach Sanu po mojej jego stronie, było ciepło i o ile na początku nie chciało mi się jeździć, o tyle z każdą chwilą już coraz bardziej się do tego przekonywałem. Stąd nieco ponad 50km na koncie. Zdjęć nie robiłem, bo i po co...
- DST 53.57km
- Teren 5.00km
- Czas 02:36
- VAVG 20.60km/h
- VMAX 33.32km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 30m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze