Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2019
Dystans całkowity: | 134.28 km (w terenie 90.00 km; 67.02%) |
Czas w ruchu: | 09:35 |
Średnia prędkość: | 14.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 25.79 km/h |
Suma podjazdów: | 340 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 44.76 km i 3h 11m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 27 stycznia 2019
Burdze i Krawce lasem w zimowej scenerii
Dziś rano na niebie pojawiło się słońce, więc trzeba było wykorzystać tę rzadką ostatnio sytuację.
Jadę do Stalowej bocznymi drogami, żeby nie tłuc się ruchliwą drogą główną, bo podejrzewam, że może być zaśnieżona.
Mijam Stalową i wjeżdżam na drogę do Przyszowa, skąd zaraz skręcam w las. Chcę leśnymi drogami dotrzeć do Burdz, potem do Krawców, Zaplednika i Jamnicy. Leśne ścieżki w różnym stanie, raz jedzie się szybciej, raz wolniej. Najgorzej jest tuż przed Burdzami, natomiast piaszczysta i nieprzejezdna w normalnych warunkach droga z Burdz do Krawców tym razem nie sprawia wielu problemów. W Jamnicy muszę na chwilę wskoczyć na asfalt, ale tylko po to, żeby po chwili wjechać na ścieżkę rowerową prowadzącą ze Stalowej do Jamnicy. Tu jedzie się najgorzej. Mijam biegaczy, narciarzy i spacerowiczów. Ścieżka wydeptana, a jako, że śnieg zmrożony to właśnie tu jedzie się najgorzej. Potem już Stalowa Wola i powrót do Pysznicy.
W lasach spotykam m.im. pis zaprzęg. 6 średniej wielkości piesków ciągnie sanie z dwoma osobami.
A co do samej wycieczki - łatwo nie było, te 44km odczułem tak, jak 100km w normalnych warunkach. Zresztą średnie prędkości mówią same za siebie. No cóż. Mieliśmy kilka ciepłych i łagodnych zim, ta w zeszłym roku, już bardziej przypominała prawdziwą zimę, a w tym roku jest jeszcze gorzej (albo lepiej :-) ). No nic, taki mamy klimat :-) Trzeba swoje odczekać...
Na początku było jeszcze słonecznie.
Tak to wyglądało bliżej Burdz.
Łęg
A tu już ścieżka rowerowa w pobliżu Stalowej Woli.
Jadę do Stalowej bocznymi drogami, żeby nie tłuc się ruchliwą drogą główną, bo podejrzewam, że może być zaśnieżona.
Mijam Stalową i wjeżdżam na drogę do Przyszowa, skąd zaraz skręcam w las. Chcę leśnymi drogami dotrzeć do Burdz, potem do Krawców, Zaplednika i Jamnicy. Leśne ścieżki w różnym stanie, raz jedzie się szybciej, raz wolniej. Najgorzej jest tuż przed Burdzami, natomiast piaszczysta i nieprzejezdna w normalnych warunkach droga z Burdz do Krawców tym razem nie sprawia wielu problemów. W Jamnicy muszę na chwilę wskoczyć na asfalt, ale tylko po to, żeby po chwili wjechać na ścieżkę rowerową prowadzącą ze Stalowej do Jamnicy. Tu jedzie się najgorzej. Mijam biegaczy, narciarzy i spacerowiczów. Ścieżka wydeptana, a jako, że śnieg zmrożony to właśnie tu jedzie się najgorzej. Potem już Stalowa Wola i powrót do Pysznicy.
W lasach spotykam m.im. pis zaprzęg. 6 średniej wielkości piesków ciągnie sanie z dwoma osobami.
A co do samej wycieczki - łatwo nie było, te 44km odczułem tak, jak 100km w normalnych warunkach. Zresztą średnie prędkości mówią same za siebie. No cóż. Mieliśmy kilka ciepłych i łagodnych zim, ta w zeszłym roku, już bardziej przypominała prawdziwą zimę, a w tym roku jest jeszcze gorzej (albo lepiej :-) ). No nic, taki mamy klimat :-) Trzeba swoje odczekać...
Na początku było jeszcze słonecznie.
Tak to wyglądało bliżej Burdz.
Łęg
A tu już ścieżka rowerowa w pobliżu Stalowej Woli.
- DST 43.99km
- Teren 30.00km
- Czas 03:19
- VAVG 13.26km/h
- VMAX 24.03km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 180m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 stycznia 2019
Słoneczny zimowy dzień
Prognozy pogody już kilka dni przed wskazywały, że sobota 19. stycznia będzie słoneczna. I prognozy się potwierdziły. Już od rana niebo było bezchmurne, było co prawda zimno, ale coś za coś. Po tylu ponurych, szarych dniach, trzeba było naładować nieco akumulatory i łyknąć trochę słońca.
Wyruszam tuż po 11-tej. Tym razem jedzie się nieco lepiej. Jest ślisko, na szczęście w piątek poprószyło co nieco i cienka warstwa zmrożonego śniegu pokrywająca drogi pomaga co nieco. Oczywiście trzeba się pilnować, żeby nie wyciąć gleby, co zresztą udaje mi się, chociaż kilka razy było blisko.
Jadę na Ludian, potem prosto aż do skrzyżowania na Kochany i Dębowiec.
Do tego momentu droga jest całkiem niezła.
Dobra będzie jeszcze przez jakieś 2km do Dębowca. Potem jest różnie.
Np. tak:
Tu już trzeba bardzo uważać. Te koleiny są dosyć śliskie i jadąc nimi często rzuca mnie na ich brzeg. Czasem bywa, że są tak głębokie, że nie da się pedałować. Śnieg z kolei jest twardy, zmrożony. Kilkaset metrów muszę pokonać z bucika.
Dopiero na drodze z Łążka do Gwizdowa (nowy asfalt wybudowany jesienią) sytuacja się poprawia. I tak docieram do wejścia do rezerwatu Imielty Ług.
Zastanawiam się, czy ruszać do rezerwatu. Obawiam się, że nie da się tam jechać i stracę dużo czasu na marsz z rowerem. Z drugiej strony to mój wstępny cel na dziś, więc spróbuję.
Okazuje się, że na terenie rezerwatu jedzie się bardzo dobrze, śniegu jakby mniej, mało tego - na części ścieżek nie ma go wcale.
Rezygnuję z jazdy do punktu widokowego, udaję się prosto na groblę, gdzie robię sobie przerwę.
Siedzę tu prawie pół godziny, jak ładować akumulatory, to ładować.
A potem idę dalej, w kierunku do Gwizdowa. Idę, bo na grobli śnieg jest zbyt głęboki.
W lesie jest już lepiej i można znowu jechać.
W Gwizdowie zatrzymuję się w sklepie, potem ruszam dalej. Na zakręcie skręcam w kierunku przeciwnym do Malińca.
Jeszcze jedna przerwa przy kolejnym stawie:
Byłem tu i tydzień temu. Zresztą dosyć często tu bywam.
Wracając do Ludianu jest jeszcze trudniej niż do niego jadąc wcześniej.
W międzyczasie musiało tędy przejechać kilka samochodów i odsłonić lód spod cienkiej warstwy zmrożonego śniegu. Trzeba uważać jeszcze bardziej.
Z pewną ulgą wjeżdżam z powrotem na asfalt w Ludianie :-)
Wtedy szybko wyliczam, że wyjdzie mi jakieś 45 km, więc postanawiam dobić do pięćdziesiątki. Udaję się do Chłopskiej Woli, skąd ruszam na wał, czyli moje ulubione miejsce na odpoczynek po przejażdżce. Ulubione tak, ale wtedy, gdy jest ciepło. Tym razem, robię szybkie zdjęcie i uciekam do domu.
Jeszcze nie teraz :-)
Podsumowując - udana wycieczka. W końcu trafił się słoneczny i niezbyt zimny weekendowy dzień, więc trzeba było sytuację wykorzystać.
Wyruszam tuż po 11-tej. Tym razem jedzie się nieco lepiej. Jest ślisko, na szczęście w piątek poprószyło co nieco i cienka warstwa zmrożonego śniegu pokrywająca drogi pomaga co nieco. Oczywiście trzeba się pilnować, żeby nie wyciąć gleby, co zresztą udaje mi się, chociaż kilka razy było blisko.
Jadę na Ludian, potem prosto aż do skrzyżowania na Kochany i Dębowiec.
Do tego momentu droga jest całkiem niezła.
Dobra będzie jeszcze przez jakieś 2km do Dębowca. Potem jest różnie.
Np. tak:
Tu już trzeba bardzo uważać. Te koleiny są dosyć śliskie i jadąc nimi często rzuca mnie na ich brzeg. Czasem bywa, że są tak głębokie, że nie da się pedałować. Śnieg z kolei jest twardy, zmrożony. Kilkaset metrów muszę pokonać z bucika.
Dopiero na drodze z Łążka do Gwizdowa (nowy asfalt wybudowany jesienią) sytuacja się poprawia. I tak docieram do wejścia do rezerwatu Imielty Ług.
Zastanawiam się, czy ruszać do rezerwatu. Obawiam się, że nie da się tam jechać i stracę dużo czasu na marsz z rowerem. Z drugiej strony to mój wstępny cel na dziś, więc spróbuję.
Okazuje się, że na terenie rezerwatu jedzie się bardzo dobrze, śniegu jakby mniej, mało tego - na części ścieżek nie ma go wcale.
Rezygnuję z jazdy do punktu widokowego, udaję się prosto na groblę, gdzie robię sobie przerwę.
Siedzę tu prawie pół godziny, jak ładować akumulatory, to ładować.
A potem idę dalej, w kierunku do Gwizdowa. Idę, bo na grobli śnieg jest zbyt głęboki.
W lesie jest już lepiej i można znowu jechać.
W Gwizdowie zatrzymuję się w sklepie, potem ruszam dalej. Na zakręcie skręcam w kierunku przeciwnym do Malińca.
Jeszcze jedna przerwa przy kolejnym stawie:
Byłem tu i tydzień temu. Zresztą dosyć często tu bywam.
Wracając do Ludianu jest jeszcze trudniej niż do niego jadąc wcześniej.
W międzyczasie musiało tędy przejechać kilka samochodów i odsłonić lód spod cienkiej warstwy zmrożonego śniegu. Trzeba uważać jeszcze bardziej.
Z pewną ulgą wjeżdżam z powrotem na asfalt w Ludianie :-)
Wtedy szybko wyliczam, że wyjdzie mi jakieś 45 km, więc postanawiam dobić do pięćdziesiątki. Udaję się do Chłopskiej Woli, skąd ruszam na wał, czyli moje ulubione miejsce na odpoczynek po przejażdżce. Ulubione tak, ale wtedy, gdy jest ciepło. Tym razem, robię szybkie zdjęcie i uciekam do domu.
Jeszcze nie teraz :-)
Podsumowując - udana wycieczka. W końcu trafił się słoneczny i niezbyt zimny weekendowy dzień, więc trzeba było sytuację wykorzystać.
- DST 52.63km
- Teren 35.00km
- Czas 03:39
- VAVG 14.42km/h
- VMAX 25.79km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 stycznia 2019
Pierwszy raz w tym roku czyli rowerem po śniegu po kolana
W końcu sobota z dodatnią temperaturą i bez opadów. Jadę więc w Lasy Janowskie. To że nie pada, to nic nie znaczy, padało cały poprzedni tydzień i śniegu wszędzie jest mnóstwo, ale ciągnie wilka do lasu :-)
Do Ludianu mokro - śnieg na asfalcie topnieje. Potem z kolei śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg.
Wygląda to nieźle - sceneria jak z bajki. Gorzej z jazdą, koleiny są głębokie, można co prawda nie jechać po nich, ale śniegu miejscami jest po kolana.
Gdzieś przy zakręcie na Lipowiec gość odśnieża drogę za pomocą traktora i przez jakieś 1.5km mam nieco lżej, ale potem wszystko wraca do normy.
Celu przed wycieczką nie miałem. Wszystko miało wyjść w praniu. Jako, że jadę dosyć powoli, decyduję się na skręt w lewo pomiędzy Kochanami i Dębowcem, po to, żeby okrążyć Kochany, potem dojechać do wąskiej asfaltówki z Lipy do Goliszowca i tamtędy wrócić do domu.
Nad jednym z ładniejszych stawów w okolicy i częstym miejscem moich postojów, organizuję krótki piknik:
Tu nawet widać niewielki kawałek nieba. Rzadki widok tej zimy...
Stąd skręcam w lewo na szutrówkę prowadzącą wzdłuż torów byłej kolejki wąskotorowej.
Do wjazdu do Kochanów jedzie się w miarę ok, potem jest bardzo ciężko. Dorga jest fatalna.
Ale jeszcze bardziej fatalna staje się po minięciu Kruszyny. Po chwili już wiem dlaczego, doganiam kulig, czyli traktor i kilkanaście sanek do niego podpiętych. Ludzie przepuszczają mnie i znowu jest trochę lepiej, ale tylko trochę. Koleiny są bardzo głębokie, jest w nich ślisko i jedzie się bardzo ciężko. Ale asfalt już blisko i tu wszystko wraca do normy.
Potem leśną drogą jadę do Lipowca, tu o dziwo droga dobra, skręcam na Ludian i wracam do domu.
Dobrze było w końcu pobyć chwilę na świeżym powietrzu. Mimo, że pogoda na jazdę nienajlepsza, zawsze to dobrze ruszyć się z domu.
Przy okazji testuję skarpetki - DexShell Hytherm Pro. I chyba w końcu mam złoty środek na stopy w zimie. Zestaw śniegowce + skarpetki sprawdza się bardzo dobrze. Skarpetki są wodoszczelne, do tego ocieplane. Jeszcze nigdy w zimie nie czułem się tak komfortowo. Nawet gdy do butów dostaje się nieco śniegu nie robi to na nich wrażenia. Jest bardzo dobrze. Ale i tak nie lubię zimy :-)
Chociaż las zimą jest ładny i to jeden z plusów tej pory roku :-)
Do Ludianu mokro - śnieg na asfalcie topnieje. Potem z kolei śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg.
Wygląda to nieźle - sceneria jak z bajki. Gorzej z jazdą, koleiny są głębokie, można co prawda nie jechać po nich, ale śniegu miejscami jest po kolana.
Gdzieś przy zakręcie na Lipowiec gość odśnieża drogę za pomocą traktora i przez jakieś 1.5km mam nieco lżej, ale potem wszystko wraca do normy.
Celu przed wycieczką nie miałem. Wszystko miało wyjść w praniu. Jako, że jadę dosyć powoli, decyduję się na skręt w lewo pomiędzy Kochanami i Dębowcem, po to, żeby okrążyć Kochany, potem dojechać do wąskiej asfaltówki z Lipy do Goliszowca i tamtędy wrócić do domu.
Nad jednym z ładniejszych stawów w okolicy i częstym miejscem moich postojów, organizuję krótki piknik:
Tu nawet widać niewielki kawałek nieba. Rzadki widok tej zimy...
Stąd skręcam w lewo na szutrówkę prowadzącą wzdłuż torów byłej kolejki wąskotorowej.
Do wjazdu do Kochanów jedzie się w miarę ok, potem jest bardzo ciężko. Dorga jest fatalna.
Ale jeszcze bardziej fatalna staje się po minięciu Kruszyny. Po chwili już wiem dlaczego, doganiam kulig, czyli traktor i kilkanaście sanek do niego podpiętych. Ludzie przepuszczają mnie i znowu jest trochę lepiej, ale tylko trochę. Koleiny są bardzo głębokie, jest w nich ślisko i jedzie się bardzo ciężko. Ale asfalt już blisko i tu wszystko wraca do normy.
Potem leśną drogą jadę do Lipowca, tu o dziwo droga dobra, skręcam na Ludian i wracam do domu.
Dobrze było w końcu pobyć chwilę na świeżym powietrzu. Mimo, że pogoda na jazdę nienajlepsza, zawsze to dobrze ruszyć się z domu.
Przy okazji testuję skarpetki - DexShell Hytherm Pro. I chyba w końcu mam złoty środek na stopy w zimie. Zestaw śniegowce + skarpetki sprawdza się bardzo dobrze. Skarpetki są wodoszczelne, do tego ocieplane. Jeszcze nigdy w zimie nie czułem się tak komfortowo. Nawet gdy do butów dostaje się nieco śniegu nie robi to na nich wrażenia. Jest bardzo dobrze. Ale i tak nie lubię zimy :-)
Chociaż las zimą jest ładny i to jeden z plusów tej pory roku :-)
- DST 37.66km
- Teren 25.00km
- Czas 02:37
- VAVG 14.39km/h
- VMAX 24.23km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze