Informacje

  • Wszystkie kilometry: 5522.60 km
  • Km w terenie: 766.50 km (13.88%)
  • Czas na rowerze: 11d 17h 41m
  • Prędkość średnia: 19.61 km/h
  • Więcej informacji.
liczniki odwiedzin baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bwele.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 27 stycznia 2019

Burdze i Krawce lasem w zimowej scenerii

Dziś rano na niebie pojawiło się słońce, więc trzeba było wykorzystać tę rzadką ostatnio sytuację.
Cycle Route 4751519 - via Bikemap.net
Jadę do Stalowej bocznymi drogami, żeby nie tłuc się ruchliwą drogą główną, bo podejrzewam, że może być zaśnieżona.
Mijam Stalową i wjeżdżam na drogę do Przyszowa, skąd zaraz skręcam w las. Chcę leśnymi drogami dotrzeć do Burdz, potem do Krawców, Zaplednika i Jamnicy. Leśne ścieżki w różnym stanie, raz jedzie się szybciej, raz wolniej. Najgorzej jest tuż przed Burdzami, natomiast piaszczysta i nieprzejezdna w normalnych warunkach droga z Burdz do Krawców tym razem nie sprawia wielu problemów. W Jamnicy muszę na chwilę wskoczyć na asfalt, ale tylko po to, żeby po chwili wjechać na ścieżkę rowerową prowadzącą ze Stalowej do Jamnicy. Tu jedzie się najgorzej. Mijam biegaczy, narciarzy i spacerowiczów. Ścieżka wydeptana, a jako, że śnieg zmrożony to właśnie tu jedzie się najgorzej. Potem już Stalowa Wola i powrót do Pysznicy. 
W lasach spotykam m.im. pis zaprzęg. 6 średniej wielkości piesków ciągnie sanie z dwoma osobami. 
A co do samej wycieczki - łatwo nie było, te 44km odczułem tak, jak 100km w normalnych warunkach. Zresztą średnie prędkości mówią same za siebie. No cóż. Mieliśmy kilka ciepłych i łagodnych zim, ta w zeszłym roku, już bardziej przypominała prawdziwą zimę, a w tym roku jest jeszcze gorzej (albo lepiej :-) ). No nic, taki mamy klimat :-) Trzeba swoje odczekać...


Na początku było jeszcze słonecznie.






Tak to wyglądało bliżej Burdz.


Łęg




A tu już ścieżka rowerowa w pobliżu Stalowej Woli.


  • DST 43.99km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:19
  • VAVG 13.26km/h
  • VMAX 24.03km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 stycznia 2019

Słoneczny zimowy dzień

Prognozy pogody już kilka dni przed wskazywały, że sobota 19. stycznia będzie słoneczna. I prognozy się potwierdziły. Już od rana niebo było bezchmurne, było co prawda zimno, ale coś za coś. Po tylu ponurych, szarych dniach, trzeba było naładować nieco akumulatory i łyknąć trochę słońca.

Cycle Route 4745691 - via Bikemap.net

Wyruszam tuż po 11-tej. Tym razem jedzie się nieco lepiej. Jest ślisko, na szczęście w piątek poprószyło co nieco i cienka warstwa zmrożonego śniegu pokrywająca drogi pomaga co nieco. Oczywiście trzeba się pilnować, żeby nie wyciąć gleby, co zresztą udaje mi się, chociaż kilka razy było blisko. 

Jadę na Ludian, potem prosto aż do skrzyżowania na Kochany i Dębowiec.



Do tego momentu droga jest całkiem niezła.


Dobra będzie jeszcze przez jakieś 2km do Dębowca. Potem jest różnie.
Np. tak:

Tu już trzeba bardzo uważać. Te koleiny są dosyć śliskie i jadąc nimi często rzuca mnie na ich brzeg. Czasem bywa, że są tak głębokie, że nie da się pedałować. Śnieg z kolei jest twardy, zmrożony. Kilkaset metrów muszę pokonać z bucika.
Dopiero na drodze z Łążka do Gwizdowa (nowy asfalt wybudowany jesienią) sytuacja się poprawia. I tak docieram do wejścia do rezerwatu Imielty Ług.

Zastanawiam się, czy ruszać do rezerwatu. Obawiam się, że nie da się tam jechać i stracę dużo czasu na marsz z rowerem. Z drugiej strony to mój wstępny cel na dziś, więc spróbuję. 
Okazuje się, że na terenie rezerwatu jedzie się bardzo dobrze, śniegu jakby mniej, mało tego - na części ścieżek nie ma go wcale. 
Rezygnuję z jazdy do punktu widokowego, udaję się prosto na groblę, gdzie robię sobie przerwę.





Siedzę tu prawie pół godziny, jak ładować akumulatory, to ładować.

A potem idę dalej, w kierunku do Gwizdowa. Idę, bo na grobli śnieg jest zbyt głęboki.


W lesie jest już lepiej i można znowu jechać.

W Gwizdowie zatrzymuję się w sklepie, potem ruszam dalej. Na zakręcie skręcam w kierunku przeciwnym do Malińca.

Jeszcze jedna przerwa przy kolejnym stawie:

Byłem tu i tydzień temu. Zresztą dosyć często tu bywam.

Wracając do Ludianu jest jeszcze trudniej niż do niego jadąc wcześniej.

W międzyczasie musiało tędy przejechać kilka samochodów i odsłonić lód spod cienkiej warstwy zmrożonego śniegu. Trzeba uważać jeszcze bardziej.
Z pewną ulgą wjeżdżam z powrotem na asfalt w Ludianie :-) 

Wtedy szybko wyliczam, że wyjdzie mi jakieś 45 km, więc postanawiam dobić do pięćdziesiątki. Udaję się do Chłopskiej Woli, skąd ruszam na wał, czyli moje ulubione miejsce na odpoczynek po przejażdżce. Ulubione tak, ale wtedy, gdy jest ciepło. Tym razem, robię szybkie zdjęcie i uciekam do domu.

Jeszcze nie teraz :-)

Podsumowując - udana wycieczka. W końcu trafił się słoneczny i niezbyt zimny weekendowy dzień, więc trzeba było sytuację wykorzystać. 




  • DST 52.63km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:39
  • VAVG 14.42km/h
  • VMAX 25.79km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 stycznia 2019

Pierwszy raz w tym roku czyli rowerem po śniegu po kolana

W końcu sobota z dodatnią temperaturą i bez opadów. Jadę więc w Lasy Janowskie. To że nie pada, to nic nie znaczy, padało cały poprzedni tydzień i śniegu wszędzie jest mnóstwo, ale ciągnie wilka do lasu :-)
Cycle Route 4745725 - via Bikemap.net


Do Ludianu mokro - śnieg na asfalcie topnieje. Potem z kolei śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg. 


Wygląda to nieźle - sceneria jak z bajki. Gorzej z jazdą, koleiny są głębokie, można co prawda nie jechać po nich, ale śniegu miejscami jest po kolana. 
Gdzieś przy zakręcie na Lipowiec gość odśnieża drogę za pomocą traktora i przez jakieś 1.5km mam nieco lżej, ale potem wszystko wraca do normy.
Celu przed wycieczką nie miałem. Wszystko miało wyjść w praniu. Jako, że jadę dosyć powoli, decyduję się na skręt w lewo pomiędzy Kochanami i Dębowcem, po to, żeby okrążyć Kochany, potem dojechać do wąskiej asfaltówki z Lipy do Goliszowca i tamtędy wrócić do domu.
Nad jednym z ładniejszych stawów w okolicy i częstym miejscem moich postojów, organizuję krótki piknik:


Tu nawet widać niewielki kawałek nieba. Rzadki widok tej zimy...


Stąd skręcam w lewo na szutrówkę prowadzącą wzdłuż torów byłej kolejki wąskotorowej. 
Do wjazdu do Kochanów jedzie się w miarę ok, potem jest bardzo ciężko. Dorga jest fatalna.
Ale jeszcze bardziej fatalna staje się po minięciu Kruszyny. Po chwili już wiem dlaczego, doganiam kulig, czyli traktor i kilkanaście sanek do niego podpiętych. Ludzie przepuszczają mnie i znowu jest trochę lepiej, ale tylko trochę. Koleiny są bardzo głębokie, jest w nich ślisko i jedzie się bardzo ciężko. Ale asfalt już blisko i tu wszystko wraca do normy.
Potem leśną drogą jadę do Lipowca, tu o dziwo droga dobra, skręcam na Ludian i wracam do domu.

Dobrze było w końcu pobyć chwilę na świeżym powietrzu. Mimo, że pogoda na jazdę nienajlepsza, zawsze to dobrze ruszyć się z domu. 
Przy okazji testuję skarpetki - DexShell Hytherm Pro. I chyba w końcu mam złoty środek na stopy w zimie. Zestaw śniegowce + skarpetki sprawdza się bardzo dobrze. Skarpetki są wodoszczelne, do tego ocieplane. Jeszcze nigdy w zimie nie czułem się tak komfortowo. Nawet gdy do butów dostaje się nieco śniegu nie robi to na nich wrażenia. Jest bardzo dobrze. Ale i tak nie lubię zimy :-)

Chociaż las zimą jest ładny i to jeden z plusów tej pory roku :-)






  • DST 37.66km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:37
  • VAVG 14.39km/h
  • VMAX 24.23km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 31 lipca 2018

Wokół jeziora Śniardwy - Mazury - dzień IV

W poniedziałek 30. lipca nie jeździłem. Do południa siedziałem przy laptopie. Miałem dwadzieścia kilka telefonów związanych z pracą :-) We wtorek od rana było to samo. Ale spakowałem rower do bolida i pojechałem do miejscowości Nowe Guty, skąd miałem rozpocząć trasę wokół Śniardw.

Cycle Route 4634178 - via Bikemap.net


Rzut oka na Śniardwy właśnie z Nowych Gut (czy Gutów)...

Pierwsze 14km to istna masakra. Dzwonili z pracy 9 razy, następne 9 razy się zgubiłem. Tradycyjne świetne oznaczanie szlaku po polsku po raz kolejne dało o sobie znać.

Potem było już nieco lepiej. 



Trasa często przebiegała w odległości dobrych kilku kilometrów od jeziora. W zasadzie zbliżałem się do samego brzegu jedynie kilka razy, jak tu:

Kilka razy dojeżdżałem do podobnych kampingów.

Bywało też lekko pod górkę: 


Śniardwy z innej perspektywy:


A tutaj:

z miejscowości Niedźwiedzi Róg.

Za Niedźwiedzim Rogiem odpoczywam chwilę w przydrożnej knajpie.


A tu Ruciane-Nida i kanał łączący dwa jeziora.

Za Rucianem następne dwadzieścia kilka kilometrów to jazda lasem, z reguły po szutrze. Mimo, że jadę lasem, upał jest odczuwalny.

Tu już Mikołajki:



Mikołajki to ładne miasto. Jest tu sporo turystów. Na koncie mam już ok 70km, szukam knajpy. Obiad jem w pizzerii. Pizza z szynką i rucolą jest świetna.

Powrót do Nowych Gut do najciekawszych nie należy. Trasa prowadzi z dala od jeziora, oczywiście bywają kłopoty z jej oznaczeniem, muszę dość często zatrzymywać się i sprawdzać gdzie jestem. Widoki czasem fajne.




Tu jakiś stary i zaniedbany cmentarz.


A to już finał, czyli Nowe Guty. 

Trasę oceniam tak sobie. Technicznie niezbyt trudna, często prowadziła asfaltem lub szutrem, słabo oznakowana i czasem nudna. Ale gdy już doprowadzała do samych Śniardw, widoki były super. 

To był mój ostatni dzień na Mazurach. Następnego dnia zadzwoniłem do dyrektora i powiedziałem, że wracam (telefony tego dnia od razu się skończyły). Szkoda, miałem w planach jeszcze wizytę w okolicach Gołdapi i trasę o podobnej długości, a na niej mazurska piramida oraz słynne akwedukty. No ale wróciłem, bo dopiero co przeniosłem się do nowo powstałej firmy i roboty było masę. Gdybym miał wykupione wczasy, nie wróciłbym, ale w tej sytuacji nie miałem żadnych zobowiązań. A temat Mazurów trzeba będzie zakończyć w przyszłości. Są to fajne rejony do jazdy rowerem. Oczywiście polska tradycja z oznakowaniem szlaków jest tu dotrzymana, ale z pomocą gps da się jeździć.









  • DST 105.41km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:03
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 29.20km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 180kcal
  • Podjazdy 180m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 29 lipca 2018

Mazury - dzień 2 - szlakiem dziwnych miejscowośc

Drugiego dnia pobytu na Mazurach, początkowo nie chciało mi się nic. Ale później zaczęło się trochę chcieć. 
Wyszło jakoś tak, że śmialiśmy z nazw okolicznych miejscowości, więc jak już wyruszyłem na trasę, postanowiłem kierować się tak, żeby troszkę tych miejscowości objechać...
Cycle Route 4634202 - via Bikemap.net

Pierwszym celem były Stare Juchy. Skąd taka nazwa? Ano dosłowne tłumaczenie z niemieckiego. Przed wojną wieś nazywała się Alte Jucha... 
Żeby dotrzeć do Starych Juch(ów), musiałem przejechać ok 20km. 


Tego typu budynków w okolicy jest sporo. Pozostałości po Prusach Wschodnich.

No dobra, ale mamy w końcu pierwszy cel:

W Starych Juchach jest coś w stylu parku, na środku mamy jakiś pomnik


Zbyt długo tu nie siedzę, bo i po co. A zaraz za Starymi Juchami zaczynają się górki. Nie wiem, dlaczego bikemap podaje jedynie 130m wzniesień, a na wycieczce wokół Śniardw (to później) 180, miałem wrażenie, że wokół Śnardw jechałem raczej po płaskim, a tu przeciwnie - było sporo wzniesień.



Wąskie mazurskie dróżki, mają nawierzchnię asfaltową o z reguły fatalnym stanie. Wiją się one po niewielkich wzgórzach i dzięki drzewom porastającym ich pobocza prezentują się bardzo malowniczo.
Jest następna ciekawa wioska

Dalej mamy Nowe Krzywe, ale tam się nie zatrzymuję na fotkę.

Później mamy zarówno ładne miejscówki:

Jak i takie perełki:

W miejscowości, w której znajduje się ten budynek - Skomacku Wielkim (swoją drogą też fajna nazwa) mylę drogi i ląduję w czymś zwanym Ostrowem. Jest to zespół ruder, będący wcześniej PGR'em. Ludzi tam sporo, dlatego nie robię zdjęć, żeby ich nie denerwować :-) Są zresztą bardzo uprzejmi, tłumaczą mi dalszą drogę.

Tymczasem zaczyna się chmurzyć. Co jakiś czas na postojach patrzę na radary burzowe na telefonie. Dwa razy mijam burzowe chmury w niewielkiej odległości.
Docieram do kolejnego celu:


W Suczkach otwarty jest sklep. 
Po raz kolejny chmurzy się i wygląda to nieciekawie. Postanawiam poczekać na przystanku.

I po raz trzeci tego dnia, omijam burzę. Jadę szybko na bazę, omijam ostatni zaplanowany cel - miejscowość o nazwie "Barany".

Po drodze mam znowu Ełk. Gdy wjeżdżam do miasta, zaczyna padać. Gdy dojeżdżam do jeziora Ełckiego - leje. 
W knajpce zamawiam obiad, gdy nadchodzi już poważna burza.


Zastanawiam się jak zjem zamówioną rybkę - w tej knajpce nie ma wnętrza. Na szczęście burza trwa jakieś 5 minut. Potem już tylko leje. Kilkaset metrów ode mnie piorun trafia kobietę. Ląduje ona w szpitalu, na szczęście nic poważnego jej się nie stało.

Po zjedzeniu rybki wracam na bazę przy mocnym deszczu.

Trzy razy oszukałem przeznaczenie, ale do czterech razy sztuka :-)
  • DST 81.47km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:56
  • VAVG 20.71km/h
  • VMAX 33.70km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 130kcal
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 28 lipca 2018

Mazury - misja rozpoznawcza

Pod koniec lipca znalazłem się na Mazurach. Zupełnym przypadkiem. Tydzień wcześniej odwiedziła mnie kuzynka, która powiedziała, że jadą na tydzień na Mazury, wynajęli cały domek i zapraszają mnie. Potem sprawy potoczyły się szybko, w efekcie czego... pojechałem. Miejscowość, w której stacjonowaliśmy nazywała się Małkinie (jakieś 10km od Ełku). Oczywiście wziąłem ze sobą rower, jakże by inaczej...
Nie bardzo chcieli mi dać tydzień urlopu w pracy, ale postawiłem na swoim. Co prawda przejechałem się na tym, ale o tym później :-)
Wyjechałem jakoś rano, do przejechania było koło 500km i po 13-tej byłem już w Małkiniach. Minąłem się z kuzynem. nawet nie rozpakowywałem się, wyciągnąłem rower i pojechałem na mały rekonesans okolicy.
Cycle Route 4634151 - via Bikemap.net


Małkinie to mała wioska, bardzo mała, nie ma tu nawet sklepu. Co prawda na Mazurach wiele większych miejscowości nie ma sklepu, o czym miałem się przekonać później. 


Małkinie leżą koło jeziora. Na jeziorze jest wyspa, jest dosyć ładnie. Chociaż jezior tego dnia nie widziałem zbyt wiele (chyba 5). 

Natomiast o wiele częściej widziałem mniejsze, lub większe wzniesienia. Co prawda mapy bikemap.net pokazują jedynie 110m wzniesień, ale Sportypal pokazywał 320. 



Bardziej kojarzyło mi się to z Beskidem Niskim, niż krainą tysiąca jezior.

Co do samej trasy, nie bardzo wiedziałem dokąd jadę. Zaraz po wyjeździe z Małkini znalazłem oznaczenia niebieskiego szlaku rowerowego, potem nawet jego mapę, natomiast sam szlak oznaczony był normalnie, jak to w Polsce, czyli hujowo. Normalne jest przecież, że jeśli mamy zakręt, to w Polsce trzeba skręcić w obie strony, żeby sprawdzić, która jest prawidłowa, bo na drogowskazy nie ma co liczyć. 

Jako, że mamy ponad 30 stopni, w końcu trafiam na sklep, zatrzymuję się na piwo i loda. Spotykam nauczyciela żula, któremu też kupuję piwo, bo wygląda strasznie. Uczył kiedyś chemii. 
 
Potem jadę dalej, wszystko wskazuje na to, że wyląduję w Ełku. Ale póki co podziwiam typowe dla okolicy krajobrazy.



W Ełku trafiam nad jezioro Ełckie. Wieczorem musi tu być fajnie, są knajpy, jakieś koncerty itp.


Chwilę się tu zatrzymuję, po czym wracam do Małkini. Wyjeżdżając z Ełku mijam jeszcze zamek krzyżacki.


Stąd już tylko 9km do bazy.





  • DST 51.11km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.17km/h
  • VMAX 32.30km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 110kcal
  • Podjazdy 110m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 czerwca 2018

Sprawdzam poligon w Lipie cz. 2

Wczoraj do pokonania 1000km brakowało mi tylko 48, więc trzeba było gdzieś jechać. Prognoza pogody nie zachęcała, ale trudno.
Za cel wybieram drugą misję zwiadowczą na poligon lipski. Tym razem sprawdzę, czy da się dojechać do pozostałości po wsi Brzóza.


Do Lipy docieram w ten sam sposób co poprzednim razem i droga do skrzyżowania pokazanego w poprzednim wpisie jest identyczna. Dopiero na skrzyżowaniu zamiast jechać prosto, tym razem skręcam w lewo. Po drodze praktycznie się nie zatrzymuję. Gdy wyjeżdżałem z domu, przez chmury przebijało się Słońce i było ciepło, teraz na niebie mam ciemne chmury i zaczyna grzmieć.
Dopiero po dojechaniu do Brzózy, staję na minutę na szybkie kilka zdjęć:




Po czym jadę do drugiego miejsca z pozostałościami po wsi:




Tu również minuta i jadę dalej - zaczyna kropić.

Zaraz za tym drugim miejscem znajduje się zakręt w lewo i tą drogą można dojechać do Radomyśla.

Ściga mnie coś takiego:

W Radomyślu, czekam chwilę w MORze, coś grzmi, ale z drugiej strony zaczyna się przejaśniać. Jadę zatem do domu.

Po drodze zaczyna lać, więc jakieś 10 minut spędzam na przystanku w Rzeczycy Długiej. A potem już do domu, w lekkim deszczu. 

Okazuje się, że również droga do Antoniowa, czy Radomyśla jest dostępna. Droga ta prowadzi wzdłuż południowej granicy poligonu. To dobre wieści, bo ta droga daje sporo możliwości.



  • DST 53.10km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:13
  • VAVG 23.95km/h
  • VMAX 35.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 czerwca 2018

Sprawdzam poligon w Lipie - część I

Tym razem misja zwiadowcza. Celem jest sprawdzenie jak to jest z lipskim poligonem, czy można tam jeździć, czy nie. W zeszłym roku, spotkałem tam leśniczego, który mówił, że wojsko przejmie tylko część poligonu, wtedy jeszcze nie wiedział, którą konkretnie. Już od jakiegoś czasu planowałem sprawdzić sprawę, lubiłem jeździć w te rejony i w końcu postanowiłem wybrać się na zwiad.

Cycle Route 4498131 - via Bikemap.net
Do Lipy jadę asfaltem, przez Goliszowiec. W lasy lipskie wjeżdżam szutrówką, która skręca w las już za Lipą. 
Bardzo fajna szutrowa ścieżka, jedzie się dobrze, po jakimś czasie przechodzi w mniej więcej 1-kilometrowy odcinek piachu. Dziś mam Canyona, więc nie ma problemu. W tym miejscu trzeba wybierać:

W lewo na Brzózę, prosto na Irenę. Wybieram Irenę.
Po przejechaniu kilkuset metrów, widzę granicę poligonu. Tego typu tabliczki poustawiano po lewej stronie drogi:

Jednak droga do Ireny jest przejezdna. A drogę niedawno musieli poprawić. Pamiętam, że była słabej jakości, teraz mamy nowy szuter i jedzie się dobrze:

Po chwili jest i Irena:


Stąd ruszam do Zaklikowa, gdzie chwilę odpoczywam, dalej jadę na Maliniec, gdzie w sklepie znajduję mocniejszą wersję Lubelskiego:

I stąd już do domu. 

Misja zwiadowcza okazała się sukcesem. Wiadomo, że można jechać przez Lasy Lipskie do Ireny, czyli można znaleźć fajną drogę na Łany, które to wszyscy polecają do odwiedzenia.
  • DST 84.20km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:40
  • VAVG 22.96km/h
  • VMAX 33.20km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 100m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2018

Kolejna wariacja na temat Lasów Janowskich

Wycieczka sprzed dwóch tygodni. Wpisuję dopiero teraz z uwagi na brak czasu. Postanowiłem również, że nie będę wrzucał wszystkich wycieczek, jak to robiłem rok temu, a jedynie te, które z jakiegoś powodu są ciekawsze. W tym miesiącu mam na koncie już ponad 1000km, ale większość z nich zrobiłem w Lasach Janowskich, na trasach bardzo dobrze znanych wszystkim, którzy jeżdżą po okolicy. Pisanie 10 razy miesięcznie jak jadę na Maliniec oczywiście nie ma sensu.

Tym razem jednak nieco ciekawsza wycieczka, ciekawsza, bo częściowo po nowych dla mnie trasach, ponadto dosyć długa, a na długiej trasie szansa na napotkanie czegoś ciekawego jest oczywiście większa.

Dzień, w którym pokonałem tę trasę był upalny. Wyjechałem przed 9-tą i szczerze mówiąc nie czułem, że jest gorąco. Dopiero podczas późniejszych postojów już czułem.

Cycle Route 4498081 - via Bikemap.net
Początkowo jadę Green Velo, dopiero w Golcach skręcam na Deputaty, skąd udaję się w kierunku Bukowej nowym asfaltem świetnej jakości.

Droga prowadzi przez ładny las i po jakiś 8km doprowadza do Bukowej. 

Bukowa na mapie wygląda na dużą wieś, liczę, że kupię tam coś do picia, ale tylko na samym początku jest niewielki sklepo-bar okupowany przez rdzennych, który omijam szerokim łukiem, a potem nie ma już niczego. Mijam za to sklep na kółkach :-) Samochód z logiem supermarketów ABC, z głośnikiem na dachu, przez który pani reklamuje arbuzy za 3.39 za kilo, proszki do prania itp. Niestety nie korzystam z okazji i nie kupuję niczego. Picia powinno wystarczyć. Następny sklep dopiero w Łążku Ordynackim. 
Tymczasem wyjeżdżam z Bukowej:

i po chwili jestem w Andrzejówce. To jeszcze mniejsza miejscowość od Bukowej, więc sklepu nie ma, jestem w niej może pół minuty, bo tu skręcam na czerwoną ścieżkę rowerową. 
A ta przez pierwsze 3 km to istna tragedia. Piachu tyle, że praktycznie całą pokonuję prowadząc rower. Wybór roweru na dziś nie pomógł sprawie, wziąłem Krossa, spodziewając się w większości asfaltów i szutrów (zresztą słusznie - to jedyny nieprzejezdny odcinek tego dnia).


Po tych trzech kilometrach czerwona skręca w prawo na Zdzisławice, ja natomiast jadę dalej żółtą, potem niebieską i docieram do Porytowego Wzgórza.
Poniższe zdjęcie zostało zrobione 2 tygodnie wcześniej, gdy specjalnie pojechałem na Porytowe Wzgórze Canyonem:

Coś dziwnego stało się ze zdjęciem, które robiłem 9. czerwca - nic nie widać. 
Ale tu już widać lepiej:


W tym grobie wraz z głównie komunistycznymi partyzantami spoczęła sanitariuszka AK:


Losy partyzantów biorących udział w największej bitwie partyzanckiej na terenie Polski były różne. Podczas bitwy walczyli ramię w ramię, partyzanci polscy i radzieccy, z różnych organizacji, komuniści i ich przeciwnicy. Po wojnie jedni zostali nazwani bohaterami, innych ścigano i w najlepszym wypadku wtrącano do więzień.

Dobra, czas jechać dalej. A dalsza trasa prowadzi zniszczonym asfaltem do Szklarni, stamtąd szutrem do Łążka Ordynackiego, tu przerwa na lody i picie. Potem wzdłuż rezerwatu Imilety Ług docieram do Gwizdowa, stamtąd do Osówka, a dalej do Malińca.

W Malińcu przerwa na moje nowe ulubione piwko w tym miejscu - Lubelskie:

Tu już czuję jak jest gorąco. Dwa takie piwka ochładzają, a że do tego dodają energii (piwko robione na słodzie jakoś zawsze stawia na nogi, gdy jestem zmęczony jazdą).
No i potem już do domu. Jako, że mam jeszcze sporo czasu, bo wcześnie wyjechałem, energię odzyskałem, jadę dłuższą drogą, przez Gielnię, Lipę, Goliszowiec, Rzeczycę Długą, Musików, Jastkowice, Brandwicę i Stalową Wolę.
Do mojego rekordu brakło niewiele, nie chcę jednak na siłę poprawiać się, bo okazji w tym roku nie braknie.



  • DST 134.70km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:14
  • VAVG 21.61km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Kross Evado 6.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 maja 2018

X krajoznawczy rajd rowerowy "Szlakami Leśnego Skarbca"

Po ubiegłorocznym rajdzie, oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na trasie w tym roku. Do wyboru znowu trasa "turystyczna", licząca tym razem 48km oraz trasa "ekstremalna" - wg planów 71km. Wybór oczywisty.

Tym razem na trasę ekstremalną wybiera się 17 osób. Jedna po chwili rezygnuje po awarii roweru, druga rezygnuje w przerwie podczas pikniku i kończy rajd trasą turystyczną, natomiast wtedy dołączają do nas dwie osoby z trasy turystycznej i kończymy takim samym stanem, czyli siedemnastką. Tym razem burmistrz Janowa miał jakieś spotkania i przejechał z nami symboliczne 10km, ale i tak szacunek dla tego pana. Jego nie uwzględniłem w powyższych wyliczeniach.
Z planowanych 71km wyszło kilka km mniej, bo gdy dojechaliśmy do miejsca gdzie droga prowadząca wprost z Ludianu krzyżuje się z innymi, m.im. tymi prowadzącymi do Kochanów i Lipowca, jedna uczestniczka złapała gumę i chwilę zajęło uporanie się z problemem. Ci z "turystycznej" byli już wtedy na miejscu pikniku i oszczędziliśmy sobie kilka km (plan był taki, żeby jechać na Lipowiec, potem obok Kruszyny na wąski asfalt prowadzący z Goliszowca do Lipy i stamtąd skręcić na Janiki, pokonać piaszczystą groblę i stawić się na piknik przy wiatach tuż przed Gwizdowem). Trasa ostatecznie wyglądała następująco:
Cycle Route 4428664 - via Bikemap.net

Porównując do zeszłorocznej, mimo, że nieco krócej, było o wiele ciężej. Po drodze sporo piachu. Większość pokonałem, ale zdarzało się, że i ja musiałem prowadzić rower. O tych, którzy mieli rowery z węższymi oponami już nie wspomnę. Ale jak to na rajdach, co chwilę przerwa, czekaliśmy na pozostałych. Z poprzedniego rajdy pamiętałem dwójkę przewodników i jeszcze 5 osób. 

Kilka fotexów:

- zbiórka przed rajdem:


- przerwa na moście w Nalepach:


- tu jakaś chałupa po wjeździe do Nalepów. Przewodnik opowiadał, że jedna ze scen z słynnego serialu "Polskie drogi" została nakręcona w tym miejscu i w tej chałupie.


- pierwsze piachy na trasie - droga leśna Nalepy - Domostawa:


W Domostawie przerwa przy sklepo-barze. Połowa ekipy kupuje Perełki. Swoje ziomki :-) Nie będę odmieńcem :-)

- to już ścieżka ze Szwedów w Lasy Janowskie. To co widać, to fundament pod wieżę obserwacyjną, czy przeciwpożarową:


- tu akcja z wymianą dętki na skrzyżowaniu do Kochanów, czy Dębowca:


Dalej piknik:


- następny przystanek niedaleko. Jedziemy kawałek do Gwizdowa, odbijamy na Osówek, a tam do sklepo-baru. Sklepo-baru? No tak! Byłem tam z 50 razy i nie wiedziałem, że mają tam Perełkę z kija. Po wejściu do sklepu są takie drzwi na prawo i tam jest bar! Wszyscy kupują Perełkę, ja jednak biorę 2 małe Lubelskie, bo u nas tego nie ma, a to piwko jest dosyć fajne:


Dalej jedziemy asfaltem i tuż przed Potoczkiem skręcamy w kierunku Janowa. Tu droga raczej fatalna. Dominuje piach. 

Po dojechaniu do Janowa, wciskam coś z grilla i jadę do domu. Mój ojciec odprawia imieniny i trzeba wracać, chociaż chciałoby się zostać. Przewodnicy mówią, że "najtrudniejsza część rajdu dopiero przed nami" :-)
No cóż.. spróbuję za rok. Z rajdem na pewno... A ze zrobieniem najtrudniejszej części zobaczymy jak wyjdzie :-)

Podsumowując: fajnie to zorganizowane, dobór tras ok, mimo, że nieco krócej niż w zeszłym roku, to... w zeszłym roku wróciłem rześki, czułem niedosyt... Teraz kilkanaście kilosów po piachu dało mocno popalić. 
Rajd janowski przejechałem drugi raz, fajna sprawa, polecam wszystkim.

  • DST 64.30km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:29
  • VAVG 18.46km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl