Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2019
Dystans całkowity: | 347.62 km (w terenie 25.00 km; 7.19%) |
Czas w ruchu: | 15:56 |
Średnia prędkość: | 21.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 37.93 km/h |
Suma podjazdów: | 1431 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 115.87 km i 5h 18m |
Więcej statystyk |
Sobota, 8 czerwca 2019
Lasy Janowskie - odcinek 1214
W sobotę 8 czerwca wyjechałem przed 9-tą, bo musiałem wrócić do domu w okolicach godz. 16-tej.
Trasę zaplanowałem na Bikemap.net i wrzuciłem do Garmina.
Większa jej część to dobrze mi (i nie tylko mi) znane tereny. Starałem się jednak dołożyć chociaż kawałek nieznanych mi wcześniej odcinków. Wybór padł na Grabę, małą miejscowość leżącą pomiędzy Jarocinem, Nalepami i Mostkami. Jadąc wcześniej z Jarocina w kierunku Nalep, czy Momotów, widziałem po drodze skręt w prawo i nową asfaltową drogę i to właśnie o niej myślałem wytyczając trasę. I tyle. Generalnie nowe dla mnie ścieżki podczas tej wycieczki to coś koło 10km łącznie, ale wrzucam to tutaj wraz z kilkoma zdjęciami (z uwagi na mało czasu i plan zatrzymania się jeszcze w Malińcu nie robiłem wielu przerw)
To jeszcze Jarocin i okolice zalewu. Dalej jedziemy w kierunku Nalepów i gdy dojedziemy do zakrętu w prawo i nowej asfaltowej drogi skręcamy w nią.
Dalej przez kilka kilometrów jedziemy czymś takim przez ładny las.
Gdy już z lasu wyjedziemy, jesteśmy w Grabie.
Grabę jak większość miejscowości w okolicy nie ominęły niemieckie czystki w czasie II WŚ. Na pamiątkę tego wydarzenia stworzono tu miejsce pamięci z pomnikiem poświęconym pomordowanym.
Poza tym mamy tu kilka domów i to w zasadzie tyle jeśli chodzi o Grabę.
Dalej już dobrze znana trasa: wąskim asfaltem w okolice Ujścia, dalej lasem na Porytowe Wzgórze (gdzie nie zajeżdżam, bo szkoda czasu, a byłem tam niecały miesiąc wstecz), dalej szutrami do Łążka, potem Gwizdów i Maliniec.
Po drodze stuknąłem tylko dwie fotki:
To asfaltówka przed Ujściem
A to fragment szutrów po wschodniej stronie krajowej 19-tki.
W Malińcu planowałem zatrzymać się na Lubelskie i tak też czynię. A potem już szybko do domu. Jestem na miejscu przed 16-tą.
To kolejna wariacja na temat Lasów Janowskich. Nowopoznany mniej więcej 10-kilometrowy odcinek wśród lasów był dosyć fajny i w przyszłości planując jakieś rundki w okolicy będę go brał pod uwagę.
Trasę zaplanowałem na Bikemap.net i wrzuciłem do Garmina.
Większa jej część to dobrze mi (i nie tylko mi) znane tereny. Starałem się jednak dołożyć chociaż kawałek nieznanych mi wcześniej odcinków. Wybór padł na Grabę, małą miejscowość leżącą pomiędzy Jarocinem, Nalepami i Mostkami. Jadąc wcześniej z Jarocina w kierunku Nalep, czy Momotów, widziałem po drodze skręt w prawo i nową asfaltową drogę i to właśnie o niej myślałem wytyczając trasę. I tyle. Generalnie nowe dla mnie ścieżki podczas tej wycieczki to coś koło 10km łącznie, ale wrzucam to tutaj wraz z kilkoma zdjęciami (z uwagi na mało czasu i plan zatrzymania się jeszcze w Malińcu nie robiłem wielu przerw)
To jeszcze Jarocin i okolice zalewu. Dalej jedziemy w kierunku Nalepów i gdy dojedziemy do zakrętu w prawo i nowej asfaltowej drogi skręcamy w nią.
Dalej przez kilka kilometrów jedziemy czymś takim przez ładny las.
Gdy już z lasu wyjedziemy, jesteśmy w Grabie.
Grabę jak większość miejscowości w okolicy nie ominęły niemieckie czystki w czasie II WŚ. Na pamiątkę tego wydarzenia stworzono tu miejsce pamięci z pomnikiem poświęconym pomordowanym.
Poza tym mamy tu kilka domów i to w zasadzie tyle jeśli chodzi o Grabę.
Dalej już dobrze znana trasa: wąskim asfaltem w okolice Ujścia, dalej lasem na Porytowe Wzgórze (gdzie nie zajeżdżam, bo szkoda czasu, a byłem tam niecały miesiąc wstecz), dalej szutrami do Łążka, potem Gwizdów i Maliniec.
Po drodze stuknąłem tylko dwie fotki:
To asfaltówka przed Ujściem
A to fragment szutrów po wschodniej stronie krajowej 19-tki.
W Malińcu planowałem zatrzymać się na Lubelskie i tak też czynię. A potem już szybko do domu. Jestem na miejscu przed 16-tą.
To kolejna wariacja na temat Lasów Janowskich. Nowopoznany mniej więcej 10-kilometrowy odcinek wśród lasów był dosyć fajny i w przyszłości planując jakieś rundki w okolicy będę go brał pod uwagę.
- DST 117.08km
- Teren 10.00km
- Czas 05:16
- VAVG 22.23km/h
- VMAX 29.79km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 414m
- Sprzęt Canyon Grand Canyon Al 6.9 2014
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 czerwca 2019
Mini-trip do Zwierzyńca - dzień II
Drugiego dnia, w niedzielę wyruszyłem koło godz. 9-tej.
Na początek trzeba było wybrać trasę. W pamięci Garmina zapisałem jej 3 wersję. Jedną podobną do tej z dnia poprzedniego, idącą mniej więcej prosto na zachód i najkrótszą, oraz dwie dłuższe po ok. 130km, północną, zahaczającą o Wyżynę Lubelską, oraz południową prze Tarnogród, Leżajsk, Rudnik itp. Wybór pada na tę ostatnią.
Na początek jadę bodajże żółtym szlakiem przez Floriankę do Górecka Kościelnego. Jechałem tędy już z 5 razy.
Widoki we Floriance.
Po drodze bardzo fajny szuter, jedzie się nim szybko i przyjemnie.
W okolicach rezerwatu Szum, do którego nie chciało mi się odbijać, trafiam na pomnik poświęcony partyzantom poległym tu podczas walk w dniach 22-23.06.1944:
Dalej jadę dobre kilkanaście kilometrów drogą powiatową o dobrej nawierzchni. Prowadzi ona głównie przez las. Ruch niewielki w niedzielę przed południem.
Dopiero w okolicach miejscowości Szostaki robię sobie pierwszą krótką przerwę. Mam na koncie 30km i znajduję się na moście na rzece... Tanew.
Tak wygląda Tanew jakieś 80-90km przed tym co znamy z Ulanowa.
Krótko za tym mostem skręcam w prawo w kierunku Tarnogrodu. Mijam miejscowości takie jak wspomniane Szostaki, Pisklaki i Chmielek.
Krajobraz mniej więcej taki jak widać. Pola, łąki i niewielkie wzniesienia.
Minusem planowania trasy na Bikemap, czy gdziekolwiek indziej i wrzucania jej potem do urządzeń typu Garmin, jest fakt, że nigdy nie wiadomo jaką nawierzchnię będzie miał dany fragment trasy. Zdarza się, że to co na mapie wygląda na małą, wąską dróżkę, w najlepszym wypadku szutrową, okazuje się nowiutkim asfaltem. Zdarzają się również sytuacje odwrotne. I z taką właśnie miałem do czynienia przez kolejne kilka kilometrów.
Nie dość, że prowadziło to początkowo pod górę, to jeszcze po piachu. Wiele tą drogą nie najechałem, było głównie prowadzone. Wąskie opony Krossika nie lubią piasku.
Ale trwało to tylko chwilę, potem dotarłem do Korchowa Pierwszego i nawierzchnia zmieniła się znowu w asfaltową.
A z tego Korchowa do Tarnogrodu już tylko rzut beretem i po chwili odpoczywam na czymś w rodzaju rynku, czy centralnego placu. Znajduję czynny sklep, mogę więc uzupełnić napoje.
A potem ruszam dalej. Następny cel - Leżajsk. Na koncie mam już nieco ponad 40km, a odcinek do Leżajska będzie liczył ok. 35km.
Do Sanu robię tylko jedną krótką przerwę na uzupełnienie płynów, w takiej oto okolicy:
To już San z mostu w okolicach Leżajska:
Oraz malowniczy obiekt Staromieszczanki Stare Miasto, drużyny ze środka tabeli II grupy stalowowolskiej serie A:
Po wjeździe do Leżajska trafiam na zakład, w którym kiedyś produkowano piwo Leżajsk w wielu odmianach. Obecnie produkuje się różnego rodzaju napoje piwopodobne typu Warka, Tatra itp. Leżajsk też się zdarza, ale to już nie ten Leżajsk co kilkanaście lat temu.
Już przed wyjazdem planowałem, że w Leżajsku zatrzymam się na obiad. Wybrałem nawet lokal - pizzerię Francesco. Wybrałem akurat tę pizzerię, bo była po drodze i miała dobre oceny w google.
Oceniający mieli rację, pizza była świetna.
Mieli też stojak na rowery... I przy okazji:
W taką właśnie torbę podsiodłową zaopatrzyłem się przed wyjazdem. Montuje się ją do sztycy oraz do drutów pod siodłem. Pojemność 8l wystarczyła, żeby zabrać komplet bielizny na drugi dzień (majtki, skarpety, t-shirt i drugie krótkie spodenki) oraz kosmetyczkę z pastą, szczoteczką, mydłem, małą butelką szamponu itp. Całość zajęła może połowę objętości torby, więc spokojnie można planować 2-3 dniowe wycieczki. Oczywiście tylko przy dobrej pogodzie, bo gdyby trzeba było zabrać bluzy, długie spodnie, to już niestety miejsca będzie za mało. Torbę przetestowałem właśnie przy okazji tego mini-tripu i byłem bardzo zadowolony z zakupu.
Dobra, trzeb już wyruszać dalej. Dalsza droga prowadzi przez Rudnik gdzie dojeżdżam do Green Velo, potem jadę do Ulanowa i do domu. Przed Pysznicą mam na koncie już ok. 135km, siły jeszcze sporo, więc postanawiam dokręcić do 150km.
Gdzieś przed Rudnikiem.
W Ulanowie drugi raz tego dnia przejeżdżam przez San.
Na koniec zahaczam jeszcze o wał, gdzie spijam jakieś piwo i wracam do domu w okolicach godziny 18-tej.
Podsumowując: była to niezła wycieczka. Skończyłem na 151.14km (co prawda Bikemap podaje, że do 150-ciu km brakło mi 600m, ale opieram się na pomiarach Sportypal i Garmina). Łącznie w 2 dni zrobiłem 230km. Sprawdziłem formę, była niezła jak na mnie, przetestowałem nową torbę, która okazała się dobrym zakupem i spędziłem 2 dni na świeżym powietrzu. Drugi dzień był dosyć ciepły - temperatura sięgała +28C, co było miłą niespodzianką po słabym maju i przy okazji zapowiedzią tego co się miało w pogodzie wydarzyć w czerwcu.
Na początek trzeba było wybrać trasę. W pamięci Garmina zapisałem jej 3 wersję. Jedną podobną do tej z dnia poprzedniego, idącą mniej więcej prosto na zachód i najkrótszą, oraz dwie dłuższe po ok. 130km, północną, zahaczającą o Wyżynę Lubelską, oraz południową prze Tarnogród, Leżajsk, Rudnik itp. Wybór pada na tę ostatnią.
Na początek jadę bodajże żółtym szlakiem przez Floriankę do Górecka Kościelnego. Jechałem tędy już z 5 razy.
Widoki we Floriance.
Po drodze bardzo fajny szuter, jedzie się nim szybko i przyjemnie.
W okolicach rezerwatu Szum, do którego nie chciało mi się odbijać, trafiam na pomnik poświęcony partyzantom poległym tu podczas walk w dniach 22-23.06.1944:
Dalej jadę dobre kilkanaście kilometrów drogą powiatową o dobrej nawierzchni. Prowadzi ona głównie przez las. Ruch niewielki w niedzielę przed południem.
Dopiero w okolicach miejscowości Szostaki robię sobie pierwszą krótką przerwę. Mam na koncie 30km i znajduję się na moście na rzece... Tanew.
Tak wygląda Tanew jakieś 80-90km przed tym co znamy z Ulanowa.
Krótko za tym mostem skręcam w prawo w kierunku Tarnogrodu. Mijam miejscowości takie jak wspomniane Szostaki, Pisklaki i Chmielek.
Krajobraz mniej więcej taki jak widać. Pola, łąki i niewielkie wzniesienia.
Minusem planowania trasy na Bikemap, czy gdziekolwiek indziej i wrzucania jej potem do urządzeń typu Garmin, jest fakt, że nigdy nie wiadomo jaką nawierzchnię będzie miał dany fragment trasy. Zdarza się, że to co na mapie wygląda na małą, wąską dróżkę, w najlepszym wypadku szutrową, okazuje się nowiutkim asfaltem. Zdarzają się również sytuacje odwrotne. I z taką właśnie miałem do czynienia przez kolejne kilka kilometrów.
Nie dość, że prowadziło to początkowo pod górę, to jeszcze po piachu. Wiele tą drogą nie najechałem, było głównie prowadzone. Wąskie opony Krossika nie lubią piasku.
Ale trwało to tylko chwilę, potem dotarłem do Korchowa Pierwszego i nawierzchnia zmieniła się znowu w asfaltową.
A z tego Korchowa do Tarnogrodu już tylko rzut beretem i po chwili odpoczywam na czymś w rodzaju rynku, czy centralnego placu. Znajduję czynny sklep, mogę więc uzupełnić napoje.
A potem ruszam dalej. Następny cel - Leżajsk. Na koncie mam już nieco ponad 40km, a odcinek do Leżajska będzie liczył ok. 35km.
Do Sanu robię tylko jedną krótką przerwę na uzupełnienie płynów, w takiej oto okolicy:
To już San z mostu w okolicach Leżajska:
Oraz malowniczy obiekt Staromieszczanki Stare Miasto, drużyny ze środka tabeli II grupy stalowowolskiej serie A:
Po wjeździe do Leżajska trafiam na zakład, w którym kiedyś produkowano piwo Leżajsk w wielu odmianach. Obecnie produkuje się różnego rodzaju napoje piwopodobne typu Warka, Tatra itp. Leżajsk też się zdarza, ale to już nie ten Leżajsk co kilkanaście lat temu.
Już przed wyjazdem planowałem, że w Leżajsku zatrzymam się na obiad. Wybrałem nawet lokal - pizzerię Francesco. Wybrałem akurat tę pizzerię, bo była po drodze i miała dobre oceny w google.
Oceniający mieli rację, pizza była świetna.
Mieli też stojak na rowery... I przy okazji:
W taką właśnie torbę podsiodłową zaopatrzyłem się przed wyjazdem. Montuje się ją do sztycy oraz do drutów pod siodłem. Pojemność 8l wystarczyła, żeby zabrać komplet bielizny na drugi dzień (majtki, skarpety, t-shirt i drugie krótkie spodenki) oraz kosmetyczkę z pastą, szczoteczką, mydłem, małą butelką szamponu itp. Całość zajęła może połowę objętości torby, więc spokojnie można planować 2-3 dniowe wycieczki. Oczywiście tylko przy dobrej pogodzie, bo gdyby trzeba było zabrać bluzy, długie spodnie, to już niestety miejsca będzie za mało. Torbę przetestowałem właśnie przy okazji tego mini-tripu i byłem bardzo zadowolony z zakupu.
Dobra, trzeb już wyruszać dalej. Dalsza droga prowadzi przez Rudnik gdzie dojeżdżam do Green Velo, potem jadę do Ulanowa i do domu. Przed Pysznicą mam na koncie już ok. 135km, siły jeszcze sporo, więc postanawiam dokręcić do 150km.
Gdzieś przed Rudnikiem.
W Ulanowie drugi raz tego dnia przejeżdżam przez San.
Na koniec zahaczam jeszcze o wał, gdzie spijam jakieś piwo i wracam do domu w okolicach godziny 18-tej.
Podsumowując: była to niezła wycieczka. Skończyłem na 151.14km (co prawda Bikemap podaje, że do 150-ciu km brakło mi 600m, ale opieram się na pomiarach Sportypal i Garmina). Łącznie w 2 dni zrobiłem 230km. Sprawdziłem formę, była niezła jak na mnie, przetestowałem nową torbę, która okazała się dobrym zakupem i spędziłem 2 dni na świeżym powietrzu. Drugi dzień był dosyć ciepły - temperatura sięgała +28C, co było miłą niespodzianką po słabym maju i przy okazji zapowiedzią tego co się miało w pogodzie wydarzyć w czerwcu.
- DST 151.14km
- Teren 10.00km
- Czas 07:06
- VAVG 21.29km/h
- VMAX 33.17km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 637m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 czerwca 2019
Mini-trip do Zwierzyńca - dzień I
Korzystając z nienajlepszej pogody, uzupełnię trochę starych wpisów, oczywiście tylko z tych ciekawszych wycieczek.
Na początek mini-wycieczka, którą odbyłem w dniach 1-2. czerwca.
W sobotę 1 czerwca wyruszyłem do Zwierzyńca koło godziny 13-tej. Trasę wgrałem do Garmina, ale generalnie opierała się ona na Green Velo.
O ile ścieżkę do Biłgoraju znałem już dosyć dobrze, o tyle to co było za Biłgorajem, było już dla mnie nowością.
Dlatego też aż do Biłgoraju nawet się nie zatrzymałem, dopiero kiedy zajechałem do miasta, postanowiłem coś zjeść i udałem się do pizzerii, którą poznałem jakieś 3 tygodnie wcześniej podczas wycieczki dzień po janowskim rajdzie.
Po wyjeździe z Biłgoraju, dalsza trasa była już dla mnie nowością, więc kilka razy zatrzymałem się, żeby pstryknąć fotkę.
A oto efekty:
Kopalnia piasku Wolaniny
Okolice Bukownicy
Zaczynają się już niewielkie wzniesienia. Jechałem pod wiatr i mimo, że odległość nie była imponująca, pod koniec nieco się zmęczyłem.
Ostatnie kilometry przed celem i fragment Green Velo z asfaltem o fatalnej jakości. Samochody jeździły tu z prędkością podobną do mojej.
A tu już cel pierwszego dnia.
Mniej więcej godzinę schodzi mi ze zdobyciem kluczy do wynajętego pokoju oraz z samym zameldowaniem się i prysznicem. Przed 19-tą jestem już w knajpie przy browarze, gdzie wypijam po jednym z 4 piw. Menu nieco się zmieniło w stosunku do ostatniego mojego pobytu w tym miejscu z początku września 2018. Dalej mają 4 rodzaje piwa, ze starych pozostaje Zwierzyniec Pils i Ordynackie, natomiast Witbier i Kozlak zostają zastąpione przez Zwierzyniec Niepasteryzowany i Milk Stout. Milk Stout'a osobiście nie lubię, ale dosłownie biorę do siebie zadanie wypróbowania wszystkiego.
Potem w hotelu oglądam finał LM, w końcówce już przysypiam i idę spać. Następnego dnia wyzwanie jest poważniejsze.
Dzień I mało ciekawy, była to po prostu mozolna droga do Zwierzyńca, pod wiatr, przez większą jej część dobrze mi znana.
Na początek mini-wycieczka, którą odbyłem w dniach 1-2. czerwca.
W sobotę 1 czerwca wyruszyłem do Zwierzyńca koło godziny 13-tej. Trasę wgrałem do Garmina, ale generalnie opierała się ona na Green Velo.
O ile ścieżkę do Biłgoraju znałem już dosyć dobrze, o tyle to co było za Biłgorajem, było już dla mnie nowością.
Dlatego też aż do Biłgoraju nawet się nie zatrzymałem, dopiero kiedy zajechałem do miasta, postanowiłem coś zjeść i udałem się do pizzerii, którą poznałem jakieś 3 tygodnie wcześniej podczas wycieczki dzień po janowskim rajdzie.
Po wyjeździe z Biłgoraju, dalsza trasa była już dla mnie nowością, więc kilka razy zatrzymałem się, żeby pstryknąć fotkę.
A oto efekty:
Kopalnia piasku Wolaniny
Okolice Bukownicy
Zaczynają się już niewielkie wzniesienia. Jechałem pod wiatr i mimo, że odległość nie była imponująca, pod koniec nieco się zmęczyłem.
Ostatnie kilometry przed celem i fragment Green Velo z asfaltem o fatalnej jakości. Samochody jeździły tu z prędkością podobną do mojej.
A tu już cel pierwszego dnia.
Mniej więcej godzinę schodzi mi ze zdobyciem kluczy do wynajętego pokoju oraz z samym zameldowaniem się i prysznicem. Przed 19-tą jestem już w knajpie przy browarze, gdzie wypijam po jednym z 4 piw. Menu nieco się zmieniło w stosunku do ostatniego mojego pobytu w tym miejscu z początku września 2018. Dalej mają 4 rodzaje piwa, ze starych pozostaje Zwierzyniec Pils i Ordynackie, natomiast Witbier i Kozlak zostają zastąpione przez Zwierzyniec Niepasteryzowany i Milk Stout. Milk Stout'a osobiście nie lubię, ale dosłownie biorę do siebie zadanie wypróbowania wszystkiego.
Potem w hotelu oglądam finał LM, w końcówce już przysypiam i idę spać. Następnego dnia wyzwanie jest poważniejsze.
Dzień I mało ciekawy, była to po prostu mozolna droga do Zwierzyńca, pod wiatr, przez większą jej część dobrze mi znana.
- DST 79.40km
- Teren 5.00km
- Czas 03:34
- VAVG 22.26km/h
- VMAX 37.93km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 380m
- Sprzęt Kross Evado 6.0
- Aktywność Jazda na rowerze